Głęboka woda

123 16 12
                                    

Komnata młodej asystentki była schludna i staromodna, co w Hogwarcie było dość częstym zabiegiem estetycznym. Pomieszczenie pokrywały iście królewskie burgundy, słoneczna żółć oraz klasyczna czerń, co nie przypadło Hermionie do gustu. Stwierdziła, że taki wystrój przytłoczyłby samego Godryka Gryffindora, więc po kilku dniach zrobiła radykalny remont.

Kwatera pokryła się delikatnymi szarościami, a ilości czarnego były śladowe. Drewniane szafy, które znajdowały się niedaleko drzwi wejściowych stały się jaśniejsze, a okna straciły przydługie i ciężkie zasłony. W niezmienionym stanie pozostała tylko sofa, która w innym kolorze niż czerwień wyglądałaby okropnie. Sypialnia Panny Granger była minimalistyczna, znajdowało się w niej duże, dwuosobowe łóżko z białym baldachimem oraz kilka brzozowych półek na książki. Najbardziej eleganckim elementem kwatery był marmurowy kominek, na którym kasztanowłosa ustawiła zdjęcie rodzinne i mały, drewnianozłoty zegar.

Dzisiaj jest pierwszy dzień zajęć zarówno dla młodej nauczycielki, jak i pierwszorocznych, którzy wczoraj przybyli do ostoi magii, jaką bez wątpienia jest Hogwart. Hermiona rozpoczęła dzień zimnym prysznicem, który miał zmyć znamię stresu, a następnie ubrała kremowe czarodziejskie szaty. Uniform szkolny sięgał jej lekko za kolano, a strój dopełniały czarne obcasy i aksamitka, która podkreślała jej długą szyję i zgrabne obojczyki, co uwydatniła jeszcze bardziej poprzez spięcie włosów w ciasnego koka.

Dalej odczuwając paraliżujące napięcie, ominęła śniadanie, które odbywało się w Wielkiej Sali. W czasie, gdy powinna być na posiłku, powtarzała napisane kilka dni temu przemówienie oraz zaklęcie, które pokaże połączonej grupie krukonów i puchonów.

- Jak dobrze, że Minerwa nie rzuciła mnie na jeszcze głębszą wodę, gdyby trafili mi się gryfoni z wybrańcami Salazara to skrzydło szpitalne byłoby pełne, a z zamku zostałby popiół. - Powiedziała do lustra, gdy ostatni raz przed wyjściem sprawdziła swój wygląd.

- Trzeba iść. Zobaczymy czy się do tego nadaję. Obym nic nie zepsuła. Czemu ja się martwię? Przecież cały czas uczyłam Rona i Harrego... - Prowadziła wewnętrzny spór o umiejętności, przy czym zgarnęła podręczniki i wyszła na ozdobiony kamieniem korytarz.

~*~

Klasa transmutacji była dużym, okrągłym pomieszczeniem. Większość sali wypełniały długie ławki dla uczniów, przy jej końcu znajdowała się katedra, biurko i krzesło, na którym podczas lekcji siedziała profesor McGonagall, a teraz także profesor Granger, jak zwykli nazywać asystentkę uczniowie. Dookoła pomieszczenia rozmieszczone były klatki z różnymi zwierzętami, a także lustra obramowane srebrem, wykorzystywano je podczas ćwiczeń mających na celu zmianę własnego wyglądu.

- Siadajcie! - Wypowiedziała głośnym i władczym tonem, kierując się ku katedrze. Nawet nie wiedziała, że tak potrafi. Omiotła szybkim spojrzeniem salę i zatrzymała wzrok na szarym kocie z ciemno obramowanymi oczami, który siedział skulony na ostatniej ławce. Okazało się, że profesor transmutacji postanowiła obejrzeć wykład w swojej animagicznej postaci, gdyż nie chciała stresować nowych uczniów swoją obecnością.

- Transmutacja jest najbardziej złożonym i niebezpiecznym rodzajem magii. - Rozpoczęła lekcję, cytując słowa, które sama usłyszała na pierwszej lekcji.

- W trakcie jej praktykowania musicie być skupieni i zwrócić uwagę na dbałość przy wypowiadaniu czasami zawiłych inkantacji. - Ciągnęła, oglądając zainteresowane twarze uczniów, a z każdym kolejnym słowem odczuwała większą swobodę.

- W przeciwnym razie zaklęcie może zadziałać w niepożądany sposób! - Wypowiedziała głośniej ostrzeżenie, po czym przeszła kilka kroków, dając czas na pisanie notatki.

- Jeśli nadal jesteśmy przy określaniu definicji tego fascynującego przedmiotu, pragnę wam przypomnieć o głównym założeniu prawa Gampa, które mówi, że nie każdy przedmiot podlega transmutacji. - Widziała błysk w oku rudowłosej krukonki, która powtarzała razem z nią definicję zawartą w książce pod tytułem ,,Wprowadzenie do transmutacji dla początkujących''. W między czasie stwierdziła, że da możliwość Pannie Stone na zdobycie kilku punktów.

- Czy ktoś chciałby powiedzieć coś więcej o tym prawie? Słyszał już ktoś o nim?- Zapytała, a ręka dziewczynki wystrzeliła niecierpliwie w górę.

- Kontynuuj Cassandro. - Poleciła, zerkając na rozłożonego zwierzaka, który kiwnął jej głową w porozumieniu.

- Prawo Gampa to pojęcie dotyczące transmutacji elementarnej. Ma pięć podstawowych zasad, a pierwsza z nich ma związek z jedzeniem. W pokarm można zamienić tylko jadalne ciecze, na przykład sosy czy wodę. - Wygłosiła pewnie formułkę, prostując kręgosłup i patrząc w zaciekawione oczy swojej nauczycielki.

- Bardzo dobrze, 10 punktów dla Ravenclaw'u! - Uśmiechnęła się dobrotliwie i położyła na ławce trzy książki.

- Dzisiaj nauczycie się jak zamienić zapałkę w igłę. Musicie zrobić to tak. - Zaprezentowała i czekała na efekty, w gruncie rzeczy na pierwszej lekcji mało komu to wychodziło. Mcgonagall mówiła, że tylko jej się na pierwszych zajęciach to udało ze wszystkich uczniów.

- Minęło 15 minut, a na ławce małej Cassandry zabłyszczała srebrna, zaostrzona szpilka. - Nikt nie miał śmiałości próbować dalej, jedyne co robili, to oglądali pewne ruchy nadgarstka koleżanki.

- Gratulacje Panno Stone! Mało komu to wychodzi na pierwszej lekcji, przyznaję kolejne 10 punktów dla twojego domu. - Lekcje przerwał dźwięk dzwonka, a uczniowie opuścili miejsca pracy. Gdy nikogo nie było już w sali, kot przybrał postać starszej kobiety w zielonych szatach.

- Wiedziałam, że dasz radę! Bardzo mi miło, że nadal pamiętasz moje słowa. - Zaśmiała się, widząc, że speszyła byłą uczennicę.

- Co sądzisz o umiejętnościach Cassandry? Prawdę mówiąc, bardzo mi zaimponowała. - Przyznała przed Mcgonagall.

- Mnie również, jest bardzo podobna do pewnej szalenie inteligentnej gryfonki w kasztanowych włosach, wiesz... chyba ją znasz - Usiadła wygodnie w fotelu z ciemnym obiciem.

- Bardzo śmieszne. Mam wrażenie, że ta dziewczyna ma wielki talent. Jestem ciekawa, czy nauczyła się tego sama, czy też rodzice jej pomagali. - Miała przed oczami dziewczynkę, trenującą zaklęcia w bibliotece oraz pod kocem w swoim różowym pokoju. Nadal pamiętała wszystkie uczucia, które ją kierowały.

- Panna Stone, tak samo, jak ty pochodzi z mugolskiej rodziny, więc to raczej siła jej woli i wielkie ambicje. Najgorsze jest to, że z tą dziewczyną Christopher tworzy mi konkurencję w walce o puchar domów. - Powiedziała ostatnie zdanie z żartobliwym tonem i determinacją do aktywizacji swojego domu.

- A ty tylko o tym... Najpierw rywalizowałaś z profesorem Snape'em, a teraz z Christopher'em. Uwielbiam twoje zainteresowanie hazardem. - Najpierw wywróciła oczami, a potem wzniosła salwę śmiechu.

- Akurat z tobą to było banalnie proste, wtedy nie nazwałbym tego zakładem, a raczej dobrą inwestycją. Mina Severus'a, gdy co roku zmniejszała się jego sakiewka była bezcenna.

- Widzę, że się nie zmieniłaś Minerwo! - Udała karcący ton.

- Dobra, muszę lecieć. Mam teraz mieszankę wybuchową szóstorocznych. Myślę, że dasz sobie radę, teraz masz drugi rok. Spotkamy się na obiedzie. Do zobaczenia! - Wstała i wyszła, machając na pożegnanie.

- Do zobaczenia! - Odpowiedziała cicho, wyciągając inne materiały, po czym wpuściła kolejną grupę.

Słodko-gorzkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz