3

239 21 2
                                    

- Nareszcie koniec... - mruknął sam do siebie idąc powoli w stronę wyjścia. Jego mama podpisywała dokumenty w gabinecie lekarza. Jeongin natomiast wyszedł ze szpitala i od razu wziął głęboki oddech. Już sam nie wiedział co miałby zrobić, by w końcu mu się udało skończyć ze sobą. Nic mu nie wychodziło, kompletnie.

Zdrową dłonią wyciągnął z kieszeni swój telefon i zerknął na nie odczytane wiadomości w powiadomieniu. Jego przyjaciele na prawdę się zmartwili, pewnie dowiedzieli się o wszystkim od matki nastolatka. W końcu ten nie miał zamiaru się z nikim kontaktować, nie miał na to, ani siły, ani chęci. Wszystko coraz bardziej wydawało się dla niego bez sensu. Po co go ratowali skoro za kilka dni zrobi to samo?

Westchnął cicho na te myśli i schował telefon. Podniósł wzrok i zrobił kilka ostatnich kroków znajdując się zaraz przy aucie. Nie miał ochoty z nią jechać, rozmawiać czy cokolwiek innego. Był wściekły. Miał do niej wiele za złe. W końcu to ona zostawiła samego z ojcem. Nawet nie wiedział, co zamierza zrobić teraz, w końcu dokładnie wiedziała już od dawna o tym, co robił jej były mąż. Więc czemu spisała swojego własnego syna na tak okropny los? Gdyby nie to, może byłoby inaczej. Czy to możliwe, że wtedy byłby szczęśliwszy? A może nawet nigdy by się nie podjął żadnej próby samobójczej?

Wsiadł do środka, na miejsce pasażera. Z drobnym trudem, w końcu udało mu się zapiąć pas. Spojrzał w lusterko, patrząc chwile na tylnie siedzenia. Wciąż tam był. Od tygodnia przy nim siedział, jednak Yang nawet nie mógł się go dopytać o więcej. W sali były kamery. Nie mógł pozwolić, by jeszcze wsadzili go do jakiegoś wariatkowa.

— Czemu chodzisz za mną krok, w krok? — zapytał cicho, słabszym niż zwykle głosem. Nie odrywał wzroku od lusterka. Blondyn uśmiechnął się ciepło.

— Taka jest moja rola, chronienie ciebie i bycie przy tobie. W każdej chwili twojego życia. — mówił spokojnym głosem, jednak nastolatek zmarszczył brwi. Może i trochę irytowała go jego obecność. Cóż, zaakceptował fakt, że najpewniej kompletnie zwariował, widząc przed sobą jakiegoś obcego w anielskich skrzydłach. Jednak nie mógł znieść myśli, że to właśnie ten ktoś, uratował jego życie i sprawił, że musiał się wciąż męczyć na tym świecie.

— Więc dlaczego mnie nie chronisz przed tym psycholem? — zapytał z obojętnością w głosie. Hwang chwile patrzył na młodszego, jednak gdy tylko otworzył usta by odpowiedzieć, drzwi od strony kierowcy otworzyły się.

— Jedźmy już, mam dość tego miejsca. — westchnęła matka siedemnastolatka, wchodząc do pojazdu. Nastolatek popatrzył po raz ostatni w stronę blond włosego, by zaraz przenieść wzrok przed siebie. Nie odezwał się słowem do matki, która zwyczajnie odpuściła z ciężkim westchnięciem i odpaliła samochód. Niewiele czasu później byli już na drodze. Kobieta cały czas myślała o najstarszym synie, który od jakiś dwóch lat doprowadzał ją nieustannie do rozpaczy, natomiast siedemnastolatek miał gdzieś to, że prawie umarł. Chciał tego. Nawet wcześniej nie brał pod uwagę możliwości, że mogłoby się to skończyć inaczej niż wielką plamą krwi i śmiercią na miejscu.

Im dalej byli, tym bardziej chłopak zaczynał się niepokoić. Zbyt dobrze znał to miejsce, był tu każdego dnia, chodził tymi uliczkami niemalże każdej późnej nocy. Zmarszczył brwi widząc w oddali dobrze znany dom. Nie ten jego matki, w którym było bezpiecznie, ale ten, w którym przeżył najgorsze lata swojego życia. Ten, który ani trochę nie kojarzył się człowiekowi z miłością i ciepłem. A przynajmniej nie Yangowi. On znał to miejsce z ciszy przerywanej stukotem butelek, wiecznie pijanym ojcem i strachem przed wyjściem z pokoju, którego drzwi zawsze dla pewności zastawiał krzesłem. Na wszelki wypadek.

Dopiero kiedy zaparkowała na podjeździe, zdołał z siebie cokolwiek wydusić. Do samego końca miał nadzieję, że ominą ten dom i pojadą dalej.

— To jest jakiś żart? — wydusił z siebie z odrobiną kpiny. Jednak wcale nie było mu do śmiechu. Chciało mu się płakać. Jednak gdyby tylko potrafił. Zwyczajnie nie starczyło mu już do tego łez, zużył ich wystarczająco wiele.

— Jeonginnie, musisz być u ojca, nie mogę cię wziąć teraz do siebie. — powiedziała spokojnie, nawet nie patrząc na syna. Ten się nie odzywał. Czekał na kontynuację, chciał poznać tego powód. Musiała mieć jakiś. Musiała. Ta, nie słysząc ani słowa, zdecydowała się mówić dalej.
— To dla dobra twojego i taty, uwierz mi.

To jest niedorzeczny żart.

— Dla mojego dobra? Dobre jest to, że codziennie chleje i mnie bije? Na prawdę zapomniałaś co się stało? — mówił drżącym głosem, chyba pierwszy raz pokazał przy niej to jedno uczucie. Strach. Uczucie, które było nieuniknione w tym miejscu.
— Niby czemu nie możesz mnie stąd zabrać? Dlaczego? — dopytywał patrząc prosto na nią. Jej wzrok co chwile uciekał gdzieś dalej, nie potrafiła na niego spojrzeć. A on to widział. Kłamała. Jak zwykle.

—Musisz się nim zaopiekować, tylko ty mu zostałeś. — westchnęła, na co młodszy Yang wytrzeszczył oczy. Nie mógł uwierzyć.
— Gdybyś go zostawił bez opieki, zrobiłby sobie krzywdę, Jeongin. Tata cie kocha, tylko nie umie tego okazać.. — powiedziała cicho, chyba samej nie wierząc w to, co mówi.

W jego oczach zebrały się drobne łzy. Czując to jednak, szybko je odpędził, nie mógł na to pozwolić. Nie przy niej.

— Nie do wiary. — prychnął i nie słuchając jej dłużej, wyszedł z auta, po tym głośno trzaskając drzwiami. Skierował się wolnym krokiem w stronę domu. Niegdyś bardzo pięknego domu. Pełnego miłości, wsparcia. Mógł przysiąc, że kiedyś wydawał się bardziej barwny. Teraz jednak sprawiał wrażenie, jakby zupełnie wyblakł. Elewacja nie była już biała, stała się ciemniejsza. Kiedyś piękny, zadbany ogródek, teraz był nijaki. Całkowicie obumarł.

Szarpnął za klamkę zdrową ręką, na szczęście drzwi były otwarte. Miał ochotę trzasnąć za sobą drzwiami, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili, myśląc o ojcu. I tak miał już przejebane.

Powoli skierował się w stronę schodów, zaglądając po drodze do salonu. Spał w fotelu. Westchnął cicho i ruszył dalej. Dopiero po dłuższym czasie znalazł się w pokoju, starał się w końcu wchodzić ostrożnie oraz cicho. Podszedł do łóżka i usiadł na nim z ciężkim westchnięciem. Chwile tak siedział do momentu, gdy podniósł wzrok. Wzdrygnął się widząc blondyna w tej samej, białej koszuli, jednak zaraz odetchnął z ulgą przypominając sobie powód, dla którego tu jest. A powód był taki, że Yang całkowicie zwariował widząc anioła w swoim pokoju. Przeczesał włosy dłonią i jęknął bezsilnie.

— Chyba powinni zamknąć mnie w wariatkowie. — mruknął zakrywając twarz dłońmi. Blondyn uśmiechnął się ciepło. Mógł śmiało stwierdzić, że nieznajomy wyglądał na przyjaznego.

— Też czuje sie jakbym postradał zmysły. — odezwał się, na co Yang natychmiastowo skierował swój obojętny wzrok ku niemu.

— Błagam, powiedz, że jesteś tylko w mojej głowie.. — jęknął czując jakby rozmowa z nim trwała całe wieki. Nie był dobry w kontaktach z ludźmi, nie był dobry w niczym. Pomyślał, że mógł nieświadomie stworzyć wymyślonego przyjaciela poprzez brak bliskich, rozumiejących go osób. Również dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak głupio brzmiały jego słowa. Nawet jeśli tylko go sobie wyobraził, to raczej nie potwierdzi mu tego że właśnie tak jest.

— Niestety bądź stety, ale nie. Jestem prawdziwy, przysięgam. — mówił przyjaznym głosem, jakby nigdy nic. Wyglądał jakby się cieszył. Jeonginowi coraz bardziej działało to na nerwy. To było takie zabawne? Nie potrafił go zrozumieć.
— Wiem, że możesz mi nie ufać, ponieważ mnie nie znasz, jednak ja znam ciebie od urodzenia. I z pewnością to były najpiękniejsze siedemnaście lat mojego istnienia. — powiedział pewnie i z uśmiechem.

— Bawi cie to? — zapytał ostro. Hyunjin westchnął.

— Ani trochę, Jeongin. Czemu miałoby? — przechylił lekko głowę mrużąc drobnie oczy. Widząc nieprzekonanie i strach w jego oczach, wiedział, że musi mu jakoś udowodnić, że jest prawdziwy. Tylko niby jak?
Wpadł na pewien pomysł i powstrzymał się przed lekkim uniesieniem kącików ust.
— Pozwól, że przedstawię ci moje ostatnie siedemnaście lat istnienia.

✔sweet death || hyuninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz