1

486 25 11
                                    

Zaciskał mocno dłonie w kieszeniach, idąc nerwowym krokiem. Głowę miał spuszczoną w dół, a sam był całkowicie pogrążony w myślach. Był coraz bliżej swojego domu, a myśl, że jest tam teraz jego ojciec, przerażała go. Gdyby mógł, gdyby miał odwagę, udusiłby go gołymi rękami. A jak nie jego, to siebie. Jednak, ani pierwszej, ani drugiej rzeczy nie był w stanie zrobić. Był słaby, bał się. Nienawidził siebie za to. Zresztą nie tylko za to. 

Nauczył się obwiniać o wszystko. Każda zła rzecz, która działa się w jego życiu, była z jego winy. A bynajmniej tego się nauczył. Całe nastoletnie życie uczył się, że musi za wszystko przepraszać, by tym razem nie dostać po głowie. I nawet jeśli jego przyjaciele w kółko mu powtarzali, że nie powinien brać wszystkiego na swoje barki, kompletnie ich nie słuchał. 

Han Jisung i Seo Changbin byli wszystkim co miał. Zastępowali mu rodzinę już od dawna. I wiedzieli, że coś jest z Jeonginem nie tak, jednak nawet nie mieli prawa domyślać się co. Nigdy nie mówił o swoich problemach, zawsze jedyną osobą, której mógł się głośno wygadać, był on sam. I z pewnością nie miał zamiaru tego zmieniać. Nie pozwoliłby, by ktoś się o niego ciągle martwił, nie mógł im tak zawracać głowy. Sam sobie z tym poradzi.

Tak wmawiał sobie od kilku, dobrych lat. Jednak czy coś się zmieniało dzięki temu? Zupełnie nic. Może tylko to, że działo się coraz gorzej. Tyle razy próbował wreszcie to zakończyć. Skończyć ten jeden wielki żart, zwany jego życiem. Jednak za każdym razem coś nie pozwalało mu odejść. Nie ważne, ile razy próbował, ile razy myślał, że wreszcie się udało. Ostatecznie budził się w szpitalu po kilku dniach, bądź na podłodze w swoim pokoju, po straceniu przytomności. Nawet tego nie potrafił zrobić dobrze.

Stojąc przed drzwiami domu, przełknął nerwowo ślinę. Drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni klucz i dopiero po drugiej próbie trafienia w zamek, udało mu się przekręcić klucz i otworzyć drzwi. Wszedł do środka i z wciąż spuszczoną głową, zaczął zdejmować buty oraz marynarkę swojego mundurka. Starał się być jak najciszej, miał nadzieję, że przejdzie niezauważalnie do pokoju. Jednak doskonale wiedział, że ojciec mu nie odpuści. Z pewnością już dowiedział się o tym co się stało. 

Założył z powrotem plecak na prawe ramię i szybko ruszył w stronę odpowiednich drzwi. Patrzył uważnie na podłogę, była w tym momencie najciekawsza. Jednak słysząc ten zachrypnięty, ostry głos, zatrzymał się w miejscu spanikowany.

- Jeongin, chodź tu. - usłyszał za sobą, na co powoli się odwrócił. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, starszy podszedł do niego chwiejnym krokiem i zacisnął mocno dłonie na jego koszuli. Od razu poczuł od niego smród alkoholu, przez co zrobiło mu się niedobrze. Bał się na niego patrzeć, jednak w tej sytuacji nie miał innego wyjścia.

Zaczął nim mocno szarpać, przez co oczy nastolatka szybko wypełniły się łzami. Jednak w dalszym ciągu nic nie mówił. Gdyby to zrobił, sprowokowałby go jeszcze bardziej. 

- Co ty, kurwa, wyprawiasz? Dzwonili do mnie ze szkoły. Chcesz, żeby zobaczyli co się dzieje w domu? Chcesz, żeby mnie zamknęli za kratami? - mówił zdecydowanym głosem, mimo plączącego się języka, który sprawiał, że młodszy Yang miał trudność ze zrozumieniem go. - No odpowiadaj, ty pierdolony sukinsynie! - wykrzyczał i kilkukrotnie uderzył jego plecami o ścianę.

- N-nie chce.. - wydukał cicho ledwo hamując się przed płaczem. Jednak ta odpowiedź zdecydowanie nie satysfakcjonowała jego ojca.

- Nie kłam, do cholery. - wycedził przez zęby, zanim puścił go jedną ręką i wymierzył cios w prawy policzek syna. Nie było to pierwsze, ani najmocniejsze uderzenie. Zakasłał po tym, a po jego policzkach mimowolnie popłynęły łzy. Przeklął w głowie na samego siebie. Jak mógł znów pokazać tą słabość? - Znowu masz zamiar się nad sobą użalać? Nawet zabić się nie potrafisz. - mówił głośno i zaraz po tym wycelował w jego brzuch. Dopiero po tym ciosie, puścił go i zachwiał się kilka kroków w tył. Yang wstrzymał powietrze i zgiął się łapiąc za brzuch. Dopiero kiedy kątem oka zauważył, jak jego ojciec odchodzi, zsunął się w dół i załkał ledwo słyszalnie.

- T-ty dupku... - szepnął kiedy starszy wszedł do salonu i podgłosił telewizor. Siedział chwilę, starając się unormować oddech. Zaciskał pięści ze wściekłością, nie chciał tu być, nie chciał żyć. Nie w tym domu. Nienawidził tego.

Wstał powoli i syknął czując mocniejszy ból brzucha. Spojrzał w stronę drzwi wejściowych, a później wejścia do salonu. Zastanowił się jedynie chwilę. I właśnie ta chwila zdecydowała o tym, że Yang zdecydowanym krokiem ruszył w ich stronę. Usłyszał krzyk ojca, jednak miał go gdzieś. Wyszedł, z początku idąc spokojnie. Z czasem szedł coraz szybciej i szybciej, aż do momentu, gdy mimo bólu, zaczął biec.

Nie oglądał się za siebie, nawet ciężko było mu patrzeć na drogę przed sobą. Był zrozpaczony i cholernie zmęczony. Chciał już z tym skończyć. Nie musieć męczyć się z ojcem, matką, która udaje, że go kocha czy oszukiwać swoich przyjaciół jak i samego siebie. Kiedy poczuł, że brakuje mu już siły, zwolnił, ostatecznie stając w miejscu. Zaczął nabierać powietrza do płuc, ignorując spojrzenia ludzi na sobie. Zatrzymał swój wzrok na jednym z budynków i przełknął ślinę, patrząc wciąż w górę. I właśnie w tym momencie zdał sobie sprawy z jednej rzeczy. Z tego, że to już koniec jego cierpienia. 

.....

Od kilku minut, słyszał w głowie głos. Był on zrozpaczony. Błagał Jeongina, by tego nie robił. Był tak głośny, że brzmiał, jakby ten ktoś stał przy nim, jednak za każdym razem, gdy się odwracał, nikogo nie było. Wchodził szybko po schodach, nie przejmując się tym, jak bardzo był zmęczony. Marszczył jedynie brwi, nie mogąc skupić się na swoich własnych myślach. Słyszał tylko ten jeden głos, który płakał i rozpaczał nad losem nastoletniego Yanga. Jednak temu wcale nie było smutno, nic go nie trzymało.

Przystanął na ostatnim piętrze i wszedł po ostatnich schodach, prowadzących na dach. Bez zastanowienia otworzył drzwi, a wiatr od razu mocno w niego uderzył, przez co zachwiał się. Mimo to, ruszył przed siebie. Niebo było ciemniejsze niż w momencie, gdy wyszedł z domu, a głos w jego głowie z minuty na minutę był coraz głośniejszy.

- Zamknij się, do cholery... - mruknął, na co nastała chwilowa cisza w jego głowie. Zignorował to. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Przełknął ślinę nerwowo. Czy to na prawdę właśnie w ten sposób zakończy życie? Czy na pewno tego chciał? Jak mógł się nad tym w ogóle zastanawiać? Musiał to zrobić. I na pewno się z tego teraz nie wycofa.

W jego głowie usłyszał szloch. Cichy, ale przepełniony rozpaczą. Chyba zaczynał wariować.

- Przepraszam, nie dam już rady... - powiedział cicho i odwrócił się tyłem. Stał tak dłuższą chwilę. Mimo, że trwało to kilka dobrych minut, to czuł się jakby stał w ten sposób niewiele sekund. Musiało się udać, nie zniesie tego dłużej.

W jednej chwili przerwał wszystkie swoje myśli i wątpliwości, przechylając się do tyłu. Spadł, leciał tak, jakby czas w jednym momencie się zatrzymał. Miały to być ostatnie sekundy jego życia. Zamknął oczy. Czekał, aż zderzy się z ziemią. Nawet ból związany skokiem z siódmego piętra, nie był w stanie przebić bólu jego codziennego życia.

Poczuł ciepłe dłonie na swoich lodowatych policzkach. Otworzył gwałtownie oczy, które chwilę później zrobiły się o wiele szersze. Czuł się jakby ten skok nie miał końca, jakby po prostu się zatrzymał w miejscu. Jednak wiedział, że to wszystko było w jego głowie. Pewnie już leżał od dawna na ziemi, w wielkiej plamie krwi, powoli umierając. Starał się o tym myśleć, jednak nie mógł się skupić. 

Przed nim znajdował się młody blondyn o dłuższych włosach. Trzymał wciąż twarz nastolatka w swoich dużych dłoniach, a jego oczy wypełniały się całkowicie łzami. Słone krople co chwilę wypływały z jego błyszczących ciemnych oczu prosto na twarz Yanga. Patrzył uważnie na Jeongina, a Jeongin na niego. Jeden był w całkowitym szoku, musiał mieć jakieś omamy. Drugi natomiast po prostu cierpiał. Duże, białe skrzydła obcego, ozdabiały jego plecy. Yang nie mógł po prostu uwierzyć swoim oczom.

- Kim ty... Do cholery, jesteś... - mruknął cicho, jednak zamiast odpowiedzi, zobaczył szok na twarzy nieznajomego. W końcu jakim cudem Jeongin go zobaczył?

Blondyn nie odpowiadając mu na to, puścił jego policzki i mocno go przytulił rękoma, jak i otulił skrzydłami. Jeongin nie odepchnął go. Nawet gdyby chciał, to nie zdążyłby, ponieważ chwilę później jego ciało zderzyło się z ziemią, a ten wreszcie poczuł zupełną pustkę.

- Na prawdę tego chcesz, Jeongin?

✔sweet death || hyuninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz