— Jeongin. Wyjdź natychmiast z tego łóżka. — powiedział krzyżując ręce na piersi. Młodszy spojrzał na niego zmęczonymi oczami i zaraz schował się pod kołdrą z cichym mruknięciem. Hyunjin pokręcił głową próbując ściągnąć z niego materiał kołdry. Było to jednak na marne, przecież nie mógł dotykać ludzkich przedmiotów. Oczywiście to nie tyczyło się Jeongina. Mógł go dotknąć, mógł go przytulić, jednak jeszcze do niedawna chłopak nie mógł tego poczuć. Wszystko uległo diametralnym zmianom.
W końcu poddał się i westchnął ciężko.
— Jeongin błagam~ Nie mogę patrzeć jak tak leżysz i nie wychodzisz do ludzi! — powiedział niezadowolony. W końcu już tydzień Yang leżał w łóżku. Nie kąpał się, nie jadł, jedynie pił wodę, o tyle dobrze.— Nie chce. — mruknął odwracając się plecami do anioła. — W końcu umrę z głodu więc i tak mi wszystko jedno. — westchnął zamykając oczy. Cieszył się, że był pod kołdrą. Dzięki temu Hyunjin nie był w stanie zauważyć jego łez.
— Jeongin! — skarcił go ze łzami w oczach. Może i był zbyt uczuciowy co do tego chłopaka. Jednak jeszcze nigdy nie zdarzył mu się, podczas tysięcy lat istnienia, tak zrujnowany psychicznie podopieczny. Nie mógł na to po prostu patrzeć. Szczególnie gdy od urodzenia widział w nim coś na prawdę wyjątkowego, te iskierki szczęścia w lisich oczkach, tę energię, tą radość. Jednak świat zniszczył go doszczętnie.
— No co... Zostaw mnie po prostu w spokoju... — szepnął i po dłuższej chwili ciszy nie mógł się powstrzymać, zaszlochał cicho i zakrył twarz dłońmi. — Po prostu odejdź. Wyjdź i nie wracaj. — wyszeptał.
— Jeongin... — mruknął cicho, cholernie zmartwiony. Przysiadł na łóżku składając swoje skrzydła i położył niepewnie dłoń na jego ramieniu. Nienawidził tego, gdy ten delikatny chłopiec płakał. Czuł wtedy jakby serce rozkruszało mu się na miliony kawałków.
W końcu wyszedł spod kołdry i wstał do siadu. Po jego policzkach popłynęły słone łzy, a sam wzrok skierował na Hyunjina. Ten wzrok nie był ani trochę przyjazny.
— No co?! Wynos się! Nie chce Cie tutaj! — wykrzyknął zdesperowany. Hyunjin patrzył na niego spokojnie, jednak w głębi duszy czuł jak jego serce przyspiesza tempa ze zbyt wielu emocji.
— Nie prawda... Wiem, że tak nie myślisz.. — mruknął czując jak coraz więcej łez napływa do jego oczu. Patrzył mimo wszystko ze spokojem na Yanga. — Wiem, że w głębi duszy chcesz żebym został i Ci pomógł. Czuje to. — dodał i przełknął ślinę ciężej. Yang prychnął zirytowany.
— Nic nie wiesz, ty pierdolony kutasie! To przez ciebie tu jestem! To ty... To ty sprawiłeś, że wciąż żyje! Nienawidzę cię! — krzyczał nieustannie, a wszystkie te ciosy Hyunjin przyjmował z jak największym spokojem. Już nie raz w końcu błagał Boga o wybaczenie grzechów tego chłopaka, by utrzymać go przy życiu. I zawsze mu się to udawało. Walczył o niego z całych swoich sił, więc też nie było mu łatwo słyszeć tak przykre słowa.
— Zależy mi na tobie, Jeongin. I póki istnieje, a przede mną jeszcze miliony lat życia, ja będę cię chronił i robił wszystko, żebyś był tutaj ze mną. Nie pozwolę ci umrzeć. — powiedział szczerze spuszczając lekko wzrok. —Nie chce cie stracić. — dodał wręcz szeptem.
W końcu Jeongin nie wytrzymał i rozpłakał się jeszcze bardziej opierając się plecami o ścianę.
Załkał z bezsilności, zaciskając mocno oczy.— Boże, jeśli mnie słyszysz, zabierz mnie stąd... Błagam! — mówił chlipiąc mimowolnie. Hyunjinowi ciężko się na to patrzyło. Bo skoro Jeongin, jako człowiek niewierzący, próbował błagać stwórcę o śmierć, wiedział tym samym, że nie będzie mu łatwo go chronić. Jednak będzie to robił za wszelką cenę. Nie ważne co miałoby się stać. On będzie przy nim.
— Jeongin, ja... — nie zdołał dokończyć, gdyż zaraz obaj usłyszeli szarpnięcie za klamkę. W drzwiach pojawił się nie kto inny jak ojciec chłopca. O kurwa, o nie, proszę nie. Zdążył jedynie pomyśleć, gdyż zaraz mężczyzna podszedł i wymierzył cios w twarz syna. Jęknął bezsilnie lądując na łóżku.
— Zamknij morde! Ileż można, do cholery. — warknął posyłając synowi spojrzenie pełne pogardy. Zaraz wyszedł, a Hwang przeniósł wzrok z powrotem na swojego podopiecznego. Po jego policzku spłynęła łza, jednak szybko ją otarł.
— Innie... — szepnął i położył dłoń na jego ramieniu. Ten jednak szybko ją odtrącił. Nienawidził ojca, nienawidził Hyunjina, nienawidził wszystkiego i wszystkich.
— I co?! Miałeś mnie chronić! Więc czemu nie ochronisz mnie przed nim, co?! — zapytał z przerażeniem w oczach i wstał z łóżka, patrząc na siedzącego wciąż na nim anioła. Policzek chłopca zaczynał nabierać silnego koloru, na co Hwang jeszcze bardziej posmutniał. Widząc, że Jeongin ledwo stoi na nogach, zwyczajnie wstał z łóżka i wtulił chłopaka w siebie.
— Przepraszam, Jeongin. — mruknął jedynie. Yang stał chwile w bezruchu. W końcu jednak przytulił go płacząc jak najciszej. Tak bardzo brakowało mu czyjejś bliskości, że całkowicie zapomniał o tym, że jeszcze chwile temu nienawidził tego stworzenia.
CZYTASZ
✔sweet death || hyunin
FantasiaŻycie Yang Jeongina dużymi krokami dobiega końca. Pijany ojciec przelewa czarę goryczy, a ten chce już zwyczajnie zakończyć swoje cierpienie. Chce mieć już spokój, nie słuchać krzyków, nie musieć wracać do domu. I kiedy już myśli, że wszystko dobieg...