2

372 26 13
                                        

- Jeongin? Jeongin, synku, obudź się proszę. - usłyszał przy swoim uchu. Głos jednak brzmiał na stłumiony, ciężko mu było go zrozumieć. Przez chwilę ciężej mu było oddychać, czuł się jakby był na dnie wody. Jednak coś nieustannie ciągnęło go ku górze. Mimo, że tak bardzo chciał zatonąć. Próbował, ale nie mógł. 

Otworzył oczy powoli, jednak od razu po tym z powrotem je zamknął. Trochę czasu zajęło mu ich otwarcie, co było dodatkowo utrudnione przez rażące światło w pomieszczeniu. Nie mógł się ruszyć, czuł się jakby był całkowicie sparaliżowany. W końcu jego oczy powoli i bardzo słabo się otworzyły, a jego wzrok powędrował na starszą kobietę stojącą przy jego łóżku. Z początku jej nie rozpoznał, widział jedynie jej sylwetkę, mocno rozmazaną. Jednak im dłużej jej się przypatrywał, mógł w niej rozpoznać swoją matkę. Kobietę, która w tym momencie siedziała przy jego łóżku i płakała w swoje dłonie. Coraz wyraźniej mógł dostrzec jej łzy oraz drżące ciało. Co się stało? Dlaczego płacze?

- Doktorze, obudził się. - usłyszał inny, kobiecy głos. Nim się zorientował, przy jego łóżku zebrało się kilka osób. Dopiero po czasie zorientował się, że jest w szpitalu. Nie udało się? Jeden z mężczyzn kazał matce Jeongina cofnąć się i dać im pracować. Ta stanęła w drzwiach, wyglądała okropnie. Tak, jak za każdym razem, kiedy jej syn trafiał do szpitala. Czy to po przedawkowaniu leków, czy to po cięciu się, czy po próbie powieszenia się. Za każdym razem siedziała i czekała aż się obudzi. Jednak teraz było trochę inaczej. Jej płacz zawsze był cichy, nie chciała pokazywać jak bardzo cierpi, jak wiele bólu sprawia jej własny syn. Teraz się nie powstrzymywała, prawdopodobnie słyszał ją cały szpital. Wpadła w histerię. A Jeongin po prostu siedział nie mogąc jakkolwiek zareagować, zmusić się, by powiedzieć cokolwiek.

- Jak się czujesz? Boli cię coś, Jeongin? - usłyszał, jednak nie odpowiedział od razu. Po pierwsze, nie miał pojęcia, jak się czuje, a po drugie, nie był w stanie się odezwać. Był osłabiony, głowa niemiłosiernie go bolała. Nic dziwnego, spadł z siódmego piętra.

- Źle. - odpowiedział cicho, mocno zachrypniętym głosem. Na drugie pytanie nie odpowiedział. Z jednej strony bolało go wszystko, z drugiej nie czuł nic. Nie wiedział jakby miał to powiedzieć.

- Ile palców widzisz? - zapytał lekarz, w tym samym momencie badając nastolatka. Yang odpowiedział mu zgodnie z prawdą, na co ten przytaknął. - Jeszcze powiedz mi tylko, jak się nazywasz i ile masz lat? - spytał znów. Jeongin poczuł zmęczenie od samych tych pytań. Gdyby tylko mógł, wstałby i wyszedł. Jednak problem był taki, że nie mógł.

- Y-Yang Jeongin... Siedemnaście lat. - odpowiedział i znów na moment przymknął oczy, kiedy starszy skończył je badać. Nawet nie miał siły płakać, znowu mu się nie udało. Znowu wszystko spierdolił. Lekarz westchnął cicho i odsunął się. Kilka osób wyszło, a w pomieszczeniu został jedynie lekarz, pielęgniarka i matka Jeongina, patrząca na syna zrozpaczona.

- Masz dużo szczęścia, Jeongin, to musi być cud, że przeżyłeś. Co ci się znowu stało, że kolejny raz tu wylądowałeś? - powiedział oschle, zapisując coś długopisem. Jeongin od zawsze nie lubił tego lekarza. Był niemiły, nie starał się go zrozumieć, cokolwiek. 

Nastolatek nie odpowiedział. Milczał, nawet na niego nie patrząc. Lekarz ciężko westchnął.

- Wyszedłeś z tego na prawdę dobrze. Wystąpiły jedynie drobne urazy czaszki, które są już w miarę opanowane, oraz złamana ręka. Po takim wypadku każdy inny byłby przynajmniej cały połamany. - mówił patrząc w karty pacjenta. To nie był wypadek. 

- Ile czasu tu leżę? - zapytał spokojnie, nawet trochę głośniej i wyraźniej.

- Tydzień. I zostaniesz tu jeszcze kilka dni, przynajmniej na weekend. - poinformował. Zaczął mówić dalej, jednak Yang nie chciał już tego słuchać. Nie chciał słuchać o tym, jak bardzo spieprzył swoją własną próbę samobójczą. Rozejrzał się drobnie po sali. Dopiero wtedy zauważył, jak na jednej z szafek w oddali siedzi on. Ten sam chłopak, którego zobaczył tydzień temu. Wtedy, gdy już myślał, że to koniec. Zatrzymał na nim swój wzrok i zmarszczył brwi. Chyba rzeczywiście miał ten uraz głowy, kompletnie zwariował. - Może zostawię was samych. - zwrócił się do mamy Jeongina, na co i on oderwał wzrok od nieznajomego.

Kiedy tylko wyszedł, zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem respiratora. W końcu podeszła do niego i usiadła na krześle, obok łóżka chłopca.

- Jak mogłeś mi to zrobić? Jeongin... Robię dla ciebie wszystko, już nie mam siły... - mówiła zaciskając dłoń na jego prześcieradle. Ten jedynie patrzył na nią, nic nie mówił, nie miał zamiaru. Nie miał siły. - Nie patrz na mnie w ten sposób, do cholery. Nie widzisz ile bólu mi sprawiasz? Pomyślałeś chociaż raz o mnie? - mówiła już ostrzej, nigdy nie reagowała w ten sposób na jego próby samobójcze. Jednak prawdą było to, że to nie pierwszy raz kiedy wścieka się na to, że jej syn ma problem z pokazywaniem emocji. Od kilku lat widziała na jego twarzy jedynie obojętność, nawet gdy starał się udawać, że jest szczęśliwy, zawsze go demaskowała. Zbyt dobrze znała swojego najstarszego syna.

Jeongin słuchał jej, jednak zamiast na nią patrzeć, znów powrócił wzrokiem na blondyna. Jego białe, duże skrzydła były złożone, machał lekko nogami w przód i tył. Był piękny, mógł śmiało to stwierdzić. W tym czasie jego matka z sekundy na sekundę po prostu wybuchała.

- Nie krzycz na mnie, głowa mnie boli.. - mruknął i znów bardziej się położył.

- Jak mam nie krzyczeć? Co ja mam powiedzieć, Jeongin? Znowu mi to robisz. - mówiła chowając twarz w dłoniach.

- A swojej winy w tym nie widzisz? - zapytał cicho z przymkniętymi oczami. Na chwilę zapadła cisza. Tyle lat doceniał to, co robiła dla niego, jednak jednocześnie była jednym z największych powodów jego dotychczasowych problemów.

- Słucham? - zapytała w końcu. Zdecydowanie była w szoku tymi słowami. Jednak teraz Yang miał to gdzieś. Miał wszystko gdzieś.

- Zostawiłaś nas. Zostawiłaś dla jakiegoś bogatego faceta. Zrobiłaś mu dziecko i tworzycie szczęśliwą rodzinkę. Dobrze wiesz, co się dzieje, co robi ojciec. To twoja wina. - powiedział obojętnie i wciąż cicho. Otworzył zaraz oczy i popatrzył na nią bez emocji. - Nienawidzę cię za to. 

Kobieta całkowicie zamilkła, nic nie odpowiedziała. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, a chwilę później wstała i zwyczajnie wyszła z pomieszczenia. Jednak Yang niczego nie żałował. Powiedział prawdę, to co od dawna myślał. Nie miał zamiaru płakać, nie miał już nic do stracenia.

Powoli przeniósł wzrok przed siebie. Wciąż tam był. Patrzył z uwagą na Jeongina, a ten na blondyna.

- Kim ty, do cholery, jesteś? - zapytał cicho, marszcząc brwi. Obcy westchnął cicho i zszedł z szafki, stając na nogach. Yang nie mógł oderwać wzroku. Nie bał się jednak, ani trochę. Widział jego skrzydła, łatwo mógł się domyśleć, kim jest. Jednak dalej nie wierzył własnym oczom. I mimo wszystko, jego odpowiedź go zdziwiła, i to mocno.

- Czyli jednak na prawdę mnie widzisz... Nie mam pojęcia jakim cudem.. - powiedział sam do siebie i zaraz znów popatrzył na młodszego. - Pozwól, że ci się przedstawię. Jestem Hwang Hyunjin. Twój Anioł Stróż.

✔sweet death || hyuninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz