16

150 20 3
                                    

Następne dni spędził albo sam, albo w towarzystwie Seungmina. Doskonale widział, że mu się spodobał, a Hyunjinowi ani trochę się to nie podobało. Niby powinien się cieszyć... W końcu to był na prawdę uprzejmy i miły chłopak. Jednak coś w środku niego podpowiadało mu, że to źle, że nie powinien tego robić.

Dlatego też właśnie każdego dnia modlił się, by Jeongin odpuścił sobie teraz związki.

I rzeczywiście. Yang nie miał zamiaru się pchać w jakąkolwiek bliższą relacje. Zawiódł się na Ryujin, tak jak na większości jego byłych znajomych czy przyjaciół.

W końcu jeszcze kiedyś, na początku roku szkolnego był wesołym słoneczkiem, które rozbawiało wszystkich, które wszyscy lubili. Jednak było to tylko przez rok. Rok przez który wszyscy go bardzo szanowali. Później po prostu wygasł. Miał dość udawania, to było dla niego zbyt ciężkie. Nie miał siły już dłużej udawać, że jest dobrze. I właśnie w tym momencie prawie każdy się od niego odwrócił.

Tak, jakby Jeongin już nie był Jeonginem, tak jakby był zupełnie inną osobą. Może i trochę tak było, jednak Ci, co go dobrze znają wiedzą, że ma jeszcze w sobie część radosną. Miał ciekawą osobowość, a przynajmniej jego dotychczasowi przyjaciele tak uważali.

Jedyne osoby, które przy nim zostały to Felix i Seungmin. Obaj szczęśliwi z natury, czego Jeongin cholernie im zazdrościł.

No i jeszcze Changbin — chłopak z innego miasta, z którym w tym momencie miał jedynie kontakt telefoniczny. Znali się za dzieciaka, dlatego też wiedział o Yangu niemalże wszystko. I też rozumiał to, że w tym momencie rzadko się odzywał, a kiedy to robił to tylko mu pisać, że żyje, by się nie martwił. Im obu to pasowało bo mieli nadzieję na spotkanie w bliskiej przyszłości. Oczywiście jeśli Jeongin przeżyje.

Dzisiaj poszedł do szkoły, nawet mimo tych wszystkich trudności. Miał zamiar pokazać, że jest silny i da sobie  radę. Nie chciał pokazywać słabości, tak bardzo jak nie chciał chodzić do tego miejsca.

Na lekcjach nic nie notował, mimo próśb anioła. I tak nie zdawał.

Czując jak kolejny papierek trafia w jego głowę zacisnął pięści. Zaraz kolejny i kolejny. W końcu wstał z ławki uderzajac w nią dłońmi.

— Możecie się w końcu odpierdolić?! — wykrzyknął w nerwach, na co wzrok wszystkich przeniósł się na chłopca, również ten nauczyciela.

— Yang Jeongin! Natychmiast do dyrektora! — krzyknął, na co chłopak prychnął pod nosem arogancko.

— Śmieszni jesteście, wy i cała ta szkoła. Niby taka cudowna i tolerancyjna! Nie pójdę do żadnego dyrektora, powiem więcej, moja noga już nigdy tu nie stanie! Wszyscy jesteście bandą idiotów i powinniście się leczyć. Do widzenia. — powiedział spokojnie i zabrał swoje rzeczy. Widział zdziwione spojrzenia na sobie, chyba nikt się nie spodziewał, że ten spokojny i cichy nastolatek w końcu wybuchnie.

Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Jeongin z trzaskiem drzwi opuścił salę.

Idąc pustym korytarzem z drobnym uśmiechem przybił piątkę z aniołem nie patrząc na niego. Czuł się jak wygrany. Wreszcie powiedział to, co czuje. Wreszcie postąpił tak, jak serce mu podpowiadało. Wreszcie mógł choć odrobinę spokojniej żyć.

✔sweet death || hyuninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz