Nazajutrz Miriel obudziła się wyjątkowo wcześnie. Wyjrzała szybko przez okno, doszukując się słońca, by jakoś rozweselić sobie pierwszy dzień szkoły, lecz ujrzała pochmurne niebo i parę samotnych kropli, spływających po szybie. Westchnęła głęboko i z żalem zeszła do kuchni, by przygotować śniadanie.
- Dzień dobry - burknęła markotnie do Emmyth, która już popijała poranną herbatę ziołową z kubka o nieco dziwnym kształcie. Jej długie, rude włosy były upięte w przepiękny warkocz.
- Rozumiem to niezadowolenie - zaśmiała się kobieta, a jej śmiech zdawał się być jednym z najpiękniejszych, jakie Miriel kiedykolwiek słyszała.
- Pojedziesz z nami na peron? - zapytała dziewczyna, smarując chleb masłem.
Na twarzy Emmyth przemknęła nutka strachu, lecz szybko uśmiechneła się, mówiąc:
- Oczywiście.
O godzinie za dziesięć jedenasta cała czwórka stała już na peronie, a Miriel spoglądała na resztę z lekkim żalem w sercu, trzymając swój kufer obiema rękami. Elnath spała wygodnie w swojej klatce.
- Zobaczymy się w święta - powiedziała Thalia, chcąc pocieszyć córkę. - Pisz do nas często i uważaj na sobie w tych czasach.
Dziewczyna pożegnała się z każdym pokolei. Z jednej strony chciała wrócić do szkoły, bo spotka się z przyjaciółmi, ale z drugiej strony jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Wysyłaj mi sowy - rzekła babcia i uśmiechnęła się blado, łapiąc ją za dłonie. - Nie zapomnij.
Po prawej dłoni Miriel rozeszło się przyjemne ciepło, którego nigdy wcześniej nie poczuła, lecz nie zdało jej się to no niczym niezwykłym.
- No, leć już, bo się spóźnisz - poganiał ją ojciec.
- Do zobaczenia - rzekła i ruszyła w stronę pociągu, a gdy się odwróciła po paru krokach, już ich nie było. Nie ich wina, że są zapracowani. Oboje jej rodziców pracowało w Ministerstwie Magii. William pracował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a Thalia w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów.
Miriel weszła do pociągu i po dłuższej chwili znalazła wolny przedział. Nie mogła znaleźć swoich przyjaciółek, więc wpakowała kufer na półkę, zasunęła drzwi przedziału i wypuściła El z klatki, która wskoczyła na siedzenie i zwinęła się w kłębek, mrucząc cicho.
Dziewczyna przyglądała się dworcu King's Cross. W tłumie zauważyła rudowłosą rodzinę Weasleyów. Ich włosy były innego odcinania, niż Miriel, żywsze i bardziej rzucające się w oczy. Jej włosy były lekko przygaszone i miały bardziej kasztanową barwę, co nie rzucało się w oczy w zwykłym, dziennym świetle, za to w świetle zachodu słońca wyglądały, jakby wręcz płonęły.
Odwróciła wzrok i popatrzyła na korytarz, przez który przeciskiwały się tłumy, szukając wolnego przedziału i niemal każdy zaglądał do środka. Miała nadzieję, że któraś z osób okaże się być Beth albo Maddy, lecz tak się nie stało. Zamiast nich ujrzała czarnowłosego chłopaka w okrągłych okularach i blizną w kształcie błyskawicy na czole. Zajrzał on do przedziału i zamierzał iść dalej, ale nagle, parę metrów dalej, wydobyły się piski jakichś młodych dziewczyn. Chłopak się zmieszał i szukając ratunku otworzył drzwi przedziału Miriel.
- Zajęte? - spytał z nadzieją w głosie.
- Zapraszam - odrzekła.
Ucieszony w duchu Harry wszedł do przedziału, a za nim Neville Longbottom i dziewczyna o długich, blond włosach z dziwnym magazynem w ręce.
CZYTASZ
𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy
FanfictionMiriel Feanar to szesnastoletnia czarownica. Ale czy tylko czarownica? Zaczyna swój szósty rok w Hogwarcie, a jej życie staje pod znakiem zapytania, gdy staje się celem Lorda Voldemorta po śmierci swojej babci. Jak potoczą się losy wyjątkowej dziewc...