Rozdział 6. Quidditch

912 39 4
                                    

Pierwszy tydzień w szkole minął w miare dobrze. Mnóstwo wolnego czasu przestało tak cieszyć szóstoklasistów, po tym jak zorientowali się jak duży jest nawał prac domowych. Nawet Hermiona Granger ledwo wyrabiała z materiałem.

W sobotę przed południem Miriel siedziała wygodnie w fotelu w pokoju wspólnym, rozmyślając o tym, czego zacząć się uczyć.

- Idziemy, szybko! - krzyknęła nagle Beth.

- Gdzie znowu? - westchnęła Miriel. Odkąd wiedziały z Maddy o tym, że podoba jej się Potter, zaczęła częściej chłodzić tam, gdzie on.

W środę kazała Miriel i Maddy iść z nią do biblioteki, gdzie siedziały przez trzy godziny, obserwując jak Harry odrabia zadanie. Jeszcze pomyśli, że są jego psychofankami, jak reszta. Miriel swoją drogą współczuła chłopakowi.

- No jak gdzie?! Zaraz są eliminacje do drużyn Quidditcha - powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste.

- A co? Zamierzasz być w drużynie? - zaśmiała się Maddy.

Miriel wyobraziła sobie przyjaciółkę na miotle. Nie było to chyba do końca bezpieczne dla środowiska dookoła.

- Nie. Ale możemy usiąść na trybunach - odrzekła obrażalskim tonem, krzyżując ramiona. Dość często to robiła.

- A no tak. Potter jest kapitanem, zapomniałam - powiedziała Miriel, ziewając. Nie miała ochoty oglądać eliminacji, choć lubiła quidditcha, ale dla Beth jest w stanie to zrobić.

- Ciii - warknęła Beth, rozglądając się dookoła.

- Nie ma go tu - powiedziała cierpko Maddy.

- No proszę, chodźcie - namawiała je blondynka.

- No dobra, już dobra - zgodziła się Miriel, a Maddy poszła w jej ślady.

Po dłuższej chwili wszystkie trzy siedziały na trybunach. Pogoda nie sprzyjała, mocno wiało i mżyło. Ponadto na boisku zebrała się rekordowa ilość uczniów. Od przerażonych lub roześmianych pierwszaków, po wysokich ponad resztę siódmoroczniaków. Harry nie wyglądał na zadowolonego. Większość jak się okazało nie potrafiła nawet latać i przyszła tam tylko dlatego, żeby sobie popatrzeć na Harry'ego. Pare osób było również z innych domów, co kompletnie go wytrąciło z równowagi i zdzierał sobie gardło, próbując ich wyrzucić.

Po około godzinie w końcu została garstka ludzi, która faktycznie mogła się do czegoś nadać. Harry im zadał jakieś ćwiczenia i wylecieli w powietrze.

- A ten to kto? - zapytała Maddy, wskazując na potężnego siódmoroczniaka o kędzierzawych włosach i szerokich barkach.

- Cormac McLaggen - odrzekła Miriel. - Rzadko co w salonie siedzi.

- Aha... - odparła Maddy, przypatrując mu się uważnie.

- A co? Spodobał ci się? - parsknęła Miriel.

- Wcale nie! Po prostu pytam - powiedziała.

Kiedy Harry w końcu wybrał ścigających, którymi okazały się być Katie Bell, Demelza Robins i Ginny Weasley, przeszedł do pałkarzy. Miriel widziała, że nie byli oni najlepsi, a przynajmniej nie tak dobrzy jak Fred i George, ale kogoś trzeba wybrać.

Na końcu w powietrze wzbili się Ron i Cormac. Czekało ich pięć strzałów, które musieli obronić.

- Powodzenia, Ron! - Z tłumu wydobył się dziewczęcy pisk. Miriel się rozejrzała i zdała sobie sprawę, że to Lavender Brown, która siedziała pare rzędów ponad nimi.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz