- To było genialne - ucieszyła się Maddy, doganiając Miriel wraz z Beth.
Miriel szła, przerażona tym, co chciała zrobić, wymijając innych uczniów. Było tak blisko, pomyślała. Ktoś mi musi pomóc póki nie będzie za późno. Komuś może stać się krzywda.
- Nie wiedziałam, że umiesz takie zaklęcia - rzekła z podziwem Beth, nie przestając się uśmiechać.
Miriel zatrzymała się gwałtownie. Uświadomiła sobie, że wcale nie zna takiego zaklęcia. Nawet o nim nie słyszała. To ten głos je znał. Nie ona. Ale jak to w ogóle możliwe?
- Wszystko okej? - zapytała Maddy, widząc przerażoną minę Miriel. - Nie przejmuj się, tej krowie się należało, też bym tak zrobiła.
Miriel ruszyła dalej, udając, że wszystko jest w porządku.
Większość nocy nie mogła spać. Rozmyślała nad tym jak to coś zawładnęło jej ciałem i nie może się tego pozbyć. Ale przecież musi być jakiś sposób. Musi go znaleźć, bo inaczej ktoś ucierpi. Jeżeli nie będzie to ona - to ktoś inny. Zastanawiała się kogo poprosić o pomoc. Beth i Maddy? Nie. Pójdą do nauczycieli, a na to nie może pozwolić, bo wyrzucą ją ze szkoły za złamanie regulaminu. Rodzice? Nawet nie mówią jej, co się dzieje. W takiej sytuacji zawsze zwróciłaby się do babci. Znów poczuła ukłucie tęsknoty. Ona na pewno by jej pomogła. Może Harry? Ale jest to zbyt niebezpieczne zważywszy na przysięgę. Może zacząć ją wypytywać, a wtedy może się czegoś domyśleć.
Przez myśl jej przeszło, czy może nie poprosić Malfoya. Sam chciał jej pomóc, ale wtedy musiałaby mu wszystko opowiedzieć. Nie była też pewna czy faktycznie jej pomoże. Oślepiało ją fałszywe przekonanie o tym, że stał się nagle dobry, bo pomógł jej raz w życiu. Ale tak naprawdę dalej był aroganckim kretynem. Niemniej jednak Miriel nie ma za bardzo innego wyboru. Ten wydaje się najlepszy.
W takim razie musi go poprosić o spotkanie. Ale jak i kiedy? Nie może podejść do niego między lekcjami, bo będzie to zbyt podejrzane. Jedyną szansą były lekcje eliksirów. Niestety musi poczekać do piątku.
Gdy nastał w końcu piątek, po dłużącym się w nieskończoność czwartku, siedziała w ławce na transmutacji, wyczekując z niecierpliwością na dzwonek. Następne są eliksiry. Wtedy musi jakoś przekazać wiadomość Mafloyowi. Wyjęła kawałek pergamini i zaczęła pisać.
Spotkajmy się jutro o 17:00 w pokoju życzeń. M.F.
Schowała liścik do kieszeni szaty, a w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. Wyszła z klasy wraz z Beth i Maddy, po czym udała się samotnie na eliksiry. Przekazanie mu wiadomości nie byłoby takie trudne, gdyby nie to, że dzielą stół jeszcze z Zabinim i Parkinson, która jest wyjątkowo cięta na nią od ostatniego incydentu na lekcji obrony.
Miriel weszła do sali i zaczęła rozkładać rzeczy na swoim miejscu. Chwile później pojawili się Ślizgoni. Pansy posłała jej miażdżące spojrzenie, na które Miriel starała się nie reagować. Od ostatniej sytuacji starała się na nią w ogóle nie patrzeć. Próbowała zachowywać spokój nawet w najdrobniejszych sprawach. Nie chciała ryzykować kolejnego wybuchu złości. Mogłoby się to skończyć tragicznie.
- Dzień dobry, dzień dobry - przywitał ich Slughorn w wyjątkowo dobrym humorze.
Po klasie rozległ się pomruk, wyrażający przywitanie. Miriel nie słuchała, co mówi Slughorn. Zaczęła się zastanawiać, jak przekazać liścik Mafloyowi. Ściskała kawałek pergaminu w dłoni w kieszeni, czekając na odpowiedni moment. Zaczęła się stresować. Przez jej głowę przeleciała scena, jak Slughorn zauważa, co robi, zabiera liścik i czyta go na głos przy całej klasie. Po moim trupie, pomyślała.
CZYTASZ
𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy
FanfictionMiriel Feanar to szesnastoletnia czarownica. Ale czy tylko czarownica? Zaczyna swój szósty rok w Hogwarcie, a jej życie staje pod znakiem zapytania, gdy staje się celem Lorda Voldemorta po śmierci swojej babci. Jak potoczą się losy wyjątkowej dziewc...