W dzień Bożego Narodzenia Miriel obudziła się wcześnie. Czuła się już w miarę normalnie, przynajmniej fizycznie. Usiadła na łóżku i odgarnęła z twarzy rude włosy. Na krześle przy biurku obok łóżka leżały prezenty. Pierwszy raz w życiu się z nich nie cieszyła i nie miała ochoty ich odpakowywać.
Wzięła jednak prezent od rodziców zapakowany w srebrny papier i wydobyła z niego książkę. Przeciwzaklęcia w obliczu zagrożenia A. Bloom. Otworzyła na pierwszej stronie i zobaczyła pismo swojej matki.
Wesołych świąt, Miriel! Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy. Ucz się pilnie, ta książka Ci się przyda.
W Miriel zaczęła narastać ogromna złość. Znowu ma wrażenie, że coś się dzieje, a nikt nie chce jej powiedzieć czemu ponoć jest w niebezpieczeństwie. Ma dość.
Nie patrząc na inne prezenty, wstała i zarzuciła na siebie pierwsze lepsze ubrania, wybiegając z dormitorium. Po około dziesięciu minutach wspinała się na szczyt sowiarni, do której prowadziły oblodzone schody, a delikatny, mroźny wiatr wachlował jej zaczerwienione od zimna policzki.
Gdy wspięła się na sam szczyt, weszła do pomieszczenia pełnego sów. Większość z nich spała i miała utkwione główki pod skrzydłami. Znalazła więc jedną ze szkolnych sów i wzięła kawałek pergaminu oraz pióro, które przeważnie zawsze leżały gdzieś w sowiarni. Zaczęła skrobać piórem z taką prędkością, że bała się, że podziurawi pergamin.
Mamo, tato,
Wesołych świąt.
Po pierwsze chciałbym w końcu się dowiedzieć o co chodzi? Możecie mi to wytłumaczyć? Najpierw nie pozwalacie mi opuścić szkoły na święta, mówicie, że to niebezpieczne, a potem przysyłacie mi jeszcze taką książę na prezent, jakby jedyną ważna rzeczą dla was było moje bezpieczeństwo. Doceniam, że się o mnie martwicie, ale możecie mi powiedzieć DLACZEGO? Jeżeli nie dostanę odpowiedzi, pakuje się i jadę do Londynu, zapytam was osobiście.
MirielWpatrywała się chwilę w byle jak napisany list, po czym zwinęła go w rulonik, przyczepiła do nóżki jeden ze szkolnych sów, która wyglądała na bardzo zadowoloną, że wybrała właśnie ją i po chwili jej list był już w drodze. Patrzyła w niebo, obserwując powoli zanikający kształt sowy. Pogoda była dziś całkiem znośna. Śnieg nie padał, a ośnieżone błonia wyglądały cudownie, jak z bajki.
Miriel podeszła bliżej okna, przez które wyglądała i oparła łokcie o parapet, ktory był nieco zaśnieżony. Bluza w tym miejscu jej szybko przemokła i poczuła zimną, mokrą plamę. Wpatrując się w horyzont, zaczęła rozmyślać o ostatnich wydarzeniach. O dziwnym śnie - wizji. O tym jak poszła samotnie do zakazanego lasu. O tym jak ugryzł ją wąż. Przyszły jej na myśl jego czerwone ślepia. Zupełnie tak czerwone jak przerażającej postaci, którą widziała przed zakazanym lasem w swoim śnie. Teraz dopiero skojarzyła fakty, bo przez ostatni dni jej umysł nie pracował tak, jak należy.
A co jeśli... to ta postać. Może jest animagiem? Albo może to ta postać wysłała węża, by ją dopadł? Miriel szybko odgoniła jednak te myśli. Nie chciała teraz tego roztrząsać, bo miała dość. Jedyne, czego chciała w tym momencie to być w domu z rodziną i czuć świąteczny klimat, jak w zeszłym roku. I żeby jej babcia żyła.
Znowu uderzyły ją ponure myśli. W miejscu ugryzienia węża poczuła dziwne mrowienie. Jakby jad zaczął się rozprzestrzeniać jeszcze bardziej. Martwiła się i o to. Panicznie się bała, że to jednak coś poważniejszego i powinna z tym iść do pani Pomfrey, ale dziwny głosik w jej głowie zabraniał jej również tego. Kiedy myślała o tym, słyszała tylko nie, dokładnie, jak wtedy, gdy chciała dokończyć jeść kolacje. To nie był zwykły głosik w jej głowie, taki, który posiada prawie każdy- swoją podświadomość. Ten głos był inny. Miriel czuła się, jakby jakaś zła, żądna krwi osoba szeptała jej rozkazy do ucha, którym nie łatwo się jest oprzeć.
CZYTASZ
𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy
Fiksi PenggemarMiriel Feanar to szesnastoletnia czarownica. Ale czy tylko czarownica? Zaczyna swój szósty rok w Hogwarcie, a jej życie staje pod znakiem zapytania, gdy staje się celem Lorda Voldemorta po śmierci swojej babci. Jak potoczą się losy wyjątkowej dziewc...