Rozdział 44. Wariatka

551 21 4
                                    

Weszła do dormitorium i zastała swoje przyjaciółki leżące w łóżkach. Beth czytała książkę, a Maddy kreśliła coś po kawałku pergaminu. Rzuciła torbę w kąt i poszła prosto do łazienki się umyć.

Nalała gorącej wody do wanny i zanurzyła się w niej cała. Tego potrzebowała. Leżała tak dobre pół godziny, próbując oczyścić swój umysł ze wszelkich negatywnych myśli. Nie udało się.

Wstała więc, ubrała się w piżamę i wytarła włosy suchym ręcznikiem. Wróciła z powrotem do pokoju i rzuciła się na swoje łóżko. Miała wrażenie, że w pokoju panuje dziwne napięcie. Maddy do chwilę zerkała niepewnie to na nią, to na Beth. Po paru minutach stało się to dość irytujące.

- O co chodzi? - zapytała w końcu Miriel, unosząc brwi.

Obie dziewczyny odrzuciły na bok rzeczy, którymi się zajmowały i usiadły na swoich łóżkach, lecz nic nie powiedziały od razu. Najpierw Maddy zerknęła pytająco na Beth, a później ona skinęła delikatnie głową.

- Więc... - zaczęła Maddy, zwracając się w kierunku Miriel. Jej ciemne oczy połyskiwały delikatnie, ale krył się w nich też cień strachu. - Co się z tobą dzieję ostatnio? I nie mów, że nic, bo to widać.

Poniekąd Miriel spodziewała się tego pytania, ale nie chciała na nie odpowiedzieć. Jeszcze wczoraj dałaby wszystko, żeby zadały jej to pytanie, ale teraz? Teraz doszła do wniosku, że obarczanie ich swoimi problemami nie wyjdzie ani jej, ani im na dobre. A z pewnością już nie mogła im powiedzieć nic o Malfoyu ani nic o sytuacji z wężem oraz zakazanym lasem. Pewne było, że zaczną się zbytnio martwić i pójdą do nauczycieli. A wtedy mogą ją wyrzucić ze szkoły za złamanie regulaminu. Poza tym kto normalny słyszy głosy, nawet w świecie czarodziejów? I to głosy, które chcą ją unicestwić.

Została sprawa Milesa i jej babci. Bardzo im chciała powiedzieć, co tak naprawdę się stało na imprezie i wczoraj, ale nie mogła. Czuła miażdżący strach i bała się, że nikt jej nie zrozumie, ani nie uwierzy. Nawet one. To prawda, że były jej najlepszymi przyjaciółkami, ale jeżeli uwierzyłyby w tą wersję zdarzeń, mogłyby się wściec na Milesa i chcieć coś z tym zrobić. Ale wtedy Bletchley już na pewno by puścił jakąś okrutną plotkę.

Siedziały tak dobrą minutę w ciszy, aż Miriel poukładała sobie wszystko w głowie.

- Ja... Sama nie wiem - westchnęła, wbijając wzrok w swoją kołdrę.

- Prawie nic nie jesz ostatnio, schudłaś i wyglądasz jednym słowem okropnie. Jakbyś była ciężko chora - podsumowała Maddy, na co Beth jej posłała karcące spojrzenie.

- Nam możesz powiedzieć - dodała Beth, przeczesując palcami włosy.

- Nic na to nie poradzicie. Chodzi o moją babcie - odrzekła, sądząc, że ta informacja to najlepsze wyjście z sytuacji. - Nie wiem ile czasu jeszcze potrzbuje, żeby pogodzić się z jej śmiercią, ale myślę, że sporo. A ostatnio jest tylko gorzej.

Beth i Maddy wyglądały na zaniepokojone, ale wiedziały, że nic nie mogą zrobić, aby jej pomóc.

- Zawsze Ci pomożemy jak będzisz potrzebować - powiedziała Maddy, uśmiechając się do niej blado.

- Wiem, ale tym razem sama muszę wrócić do normalności - westchnęła i położyła się, wbijając spojrzenie w sufit.

Miriel znów wróciła myślami do ostatniej sytuacji z pokoju życzeń. Czuła, że jedyna osoba, która byłaby w stanie w pełni ją zrozumieć to Malfoy. Sam przechodzi teraz przez trudną sytuację.

Poniedziałek mijał dość znośnie. Wychodząc z cieplarni, Miriel zaczęła rozmyślać o rodzicach. W ciągu tak długiego czasu dostała od nich tylko jeden, praktycznie bezwartościowy list, bez żadnych wytłumaczeń. Od tamtej pory cisza. Tak bardzo chciała się dowiedzieć w końcu o co chodzi, lecz jak widać listy nie skutkowały. Przez chwilę jej przeszło przez myśl, czy może by nie poprosić dyrektora o wezwanie ich do szkoły, ale byłoby to zbyt pochopne w stosunku do ich pracy w Ministerstwie, której było mnóstwo.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz