Rozdział 19

984 51 7
                                    

Spojrzała na niego i się uśmiechnęła  lekko, w środku bojąc się. Chciał z nią porozmawiać, ale bała się że znowu mu coś odwali i coś jej zrobi. Cofnęła się parę kroków i poczuła jak zderza się plecami z zimną powierzchnią ściany. 

Myśl Hermiona, myśl  -zmarszczyła lekko brwi. -Stanęłam oko w oko z Voldemortem, Rozmawiałam ze śmierciożercami na ich balu, to tym bardziej poradzę sobie z pojebanym byłym. 

Znowu zmniejszył odległość między nimi, stał praktycznie tuż przed nią. Uśmiechał się, za to ona nie miała ku temu powodu. Była jak w potrzasku, rękami zablokował jej drogę ucieczki, nie chciała go skrzywdzić. A może, jednak chciała. Sama się gubiła, z jednej stony traktowała go długi okres czasu jak brata, nawet w związku i był jej jednym z najlepszych przyjaciół. No właśnie, był. Zanim wszystko się nie zmieniło przez jego coraz bardziej zaborcze i toksyczne zachowanie, bała się go. Starała się zapanować nad kołaczącym sercem, które gdyby mogło, wyskoczyło by jej z impetem z klatki piersiowej.  Uniosła na niego spojrzenie, wpatrywała się w jego niebieskie oczy.  Zamarła kiedy zbliżył dłoń do jej twarzy, po chwili poczuła dłoń na policzku i delikatne potrząsanie jej ramieniem. 

-Hermiona -rozejrzała się dookoła i nie mogła zlokalizować źródła dźwięku, uszczypnęła się w rękę ale nie poczuła nic. Machnęła ręką w stronę chłopaka, a on nagle jakby wyparował, tak jakby go tu chwile wcześniej nie było. Wybiegła z pomieszczenia, drzwi się za nią zatrzasnęły i po chwili pochłonął je mrok jak i większą część korytarza. Rzuciła się do biegu, słysząc co chwile szepty i nawoływania. Dobiegła do jedynych w okolicy drzwi, różniły się od otoczenia. Były białe, strasznie jasne względem ciemnego otoczenia, promieniowały delikatnym, bladym blaskiem. Czuła nieodpartą chęć by przez nie przejść, lecz kiedy dotknęła klamki przeszył ją dreszcz. Otworzyła oczy, rozejrzała się i zauważyła ciemne ściany, surowy wystrój i czarne oczy które ją bacznie obserwowały. Chciała się przed nimi schować, widziała w nich zmartwienie. nie chciała go martwić, mimo że w tym momencie wręcz umierała z niepokoju. Nigdy nie pamięta snów, chyba że są ważne i wpływają na to co ma się stać.

-Co jest...-ziewnęła i usiadła na łóżku, przeciągając się lekko. -Która godzina? 

-Przespałaś praktycznie cały dzień -wywrócił oczami- jest siedemnasta. Więc jeśli to jest twoim zdaniem, krótka drzemka to ja jestem Dolores. -Prychnęła i wywróciła oczami. -Coś ci się śniło? Od pewnego czasu, miotałaś się lekko na łóżku i coś mamrotałaś pod nosem. 

-To... nic ważnego. -Uśmiechnęła się do niego radośnie i pocałowała w policzek. -Głodna jestem, robimy kolacje? 

-Myślę że to będzie zbędne, jakieś dwie godziny temu Molly wpadła z całym indykiem, tuzinem pasztecików dyniowych -odgarnął niesforny kosmyk włosów z jej twarzy i delikatnie uśmiechnął. 

-Uśmiechaj się częściej -przytuliła się do niego, na co delikatnie ją objął i zaczął głaskać po głowie. -Mówię serio. -odchylila głowę do tyłu na tyle by móc spojrzeć mu w oczy i musnąć delikatnie jego wargi. Dziękowała Draco że uczył ja panować nad emocjami i ciałem, nie chciała się teraz rozkleić.

***

Siedziała w dziale ksiąg zakazanych w Hogwarcie, bibliotekarka zostawiła jej klucze bo skończyła zmianę a jest dosyć późna godzina. Kartkowała powoli książkę o znaczeniu snów, jednak nie znalazła tam nic co chodź trochę by pomogło jej zrozumieć sytuacje. Zerwała się z miejsca słysząc skrzypienie drzwi frontowych. Sięgnęła po różdżkę zakradając się w stronę dźwięku i wstrzymała oddech, słysząc kroki za sobą. Dała się podejść, zagoniła się sama w kozi róg. Poczuła dłoń na biodrze, to jak ktoś odgarnia jej włosy z szyi i złożył pocałunek na jej karku.

-Skarbie, dwie sprawy. Pierwsza  jest już późno, druga czemu zniknęłaś bez słowa tak nagle, mogłaś chociaż mnie uprzedzić -przytulił ją od tyłu, na co ona niechętnie przystała. -Co się dzieje? 

-Nic 

-Słuchaj Granger,  raz i więcej nie powtórzę. Jako twój przyjaciel, mistrz eliksirów, były nauczyciel... i można powiedzieć że partner... Darze cię zaufaniem, i ty też powinnaś. Zaufanie i szczerość to podstawa Hermiono, więc na Merlina, mów co się dzieje bo się martwię. 

Westchnęła i zacisnęła wargi w cienką linię, nie chciała mu mówić, bała się. Nie wiedziała też o co może chodzić ze snem, nie chciała go nie potrzebnie martwić. Cicho mruknęła niezadowolona kiedy przestała czuć dłonie okalające jej ciało, do jej nozdrzy nie docierał już tak intensywny zapach wody kolońskiej i starych książek. Odwróciła się i na niego spojrzała, wycofał się kilka kroków do tyłu, miał dłonie schowane w kieszeniach ciemnych spodni jak i białą koszula upinającą jego ciało, nie zapiętą do końca. Wyciągnęła w jego stronę rączki, a on wywrócił oczami i burknął coś pod nosem. 

-Coś nie tak? -obserwowała go uważnie, czując że on robi dokładnie to samo.

***

Objęła się ramionami, powoli siadając w kabinie prysznicowej. Podkulila do siebie nogi i je objęła, czując jak ciepła woda po niej spływa, mocząc włosy i ściskając stróżami po jej ciele by w końcu zniknąć w odpływie. Szybkie bicie serca i urywany, płytki oddech. Została sama w jego domu, więc w końcu pozwoliła sobie na chwile słabości. Cholernie się bała jutra jak i tego czy Severus wróci ze spotkania. Voldemort ich wezwał, a sądząc po tym jak się skrzywił czując pieczenie czarnego znaku, nie był w dobrym chumorze.

Spojrzała na swoją jasna skórę, mało wychodziła na zewnątrz jak i zaczęła zaniedbywać posiłki zamykając się bibliotece na zmianę z pracownią. Mijali się, mimo że czepiał się jej że nie je, narzekał że unika rozmowy, jak i nakłaniał ja i pilnował by jadła, nie rozmawiali praktycznie w ogóle. Głownie to była jednostronny monolog, który on prowadził. Na swoich rękach dostrzegła ledwo widoczne ślady oraz te które są tam krótszy okres czasu, których się wstydziła. Dostrzegła że on je zauważył,ale nie komentował tego, była mu za to wdzięczna. Nie pytał, dawał jej czas. Mimo że podejrzewała, że wkurzy się za nowe.
Odchyliła głowę do tyłu, zaciskając powieki.

-Wróciłem! -to wystarczyło by wyrwać ja ze stanu w jakim była. Teraz znowu musiała być silna, dla siebie, dla niego, dla przyjaciół. -Jesteś w łazience?

-Tak, chcesz to się nie krempuj. Ja tu pewnie jeszcze trochę posiedzę. -wstała i zaczęła namydlać ciało, w trakcie kiedy on wszedł, spojrzała na niego ukratkiem. Rozpinał koszule i po chwili ukazała się rana. - Co się stało. -szybko spłukała z siebie pianę,  i wyszła  z kabiny opatulajac ciało puchatym szlafrokiem. Podeszła do niego bliżej i położyła dłoń delikatnie na jego boku.

-Nie spodobały mu się zbytnio informacje, to nic. I tak był delikatny jak na niego skoro dotarłem tu sam -skrzywił się lekko czując jak przykłada rękę do jego sinego policzka.

-usiać a ja się tym zajmę...-musneła delikatnie jego wargi i sięgnęła do mugolskiej apteczki, na co uniósł do góry brew. -odkarze ci to, nie wygląda to za ciekawie mimo że nie jest jakaś głęboka. Potem zajmę się zaklęciami leczniczymi. -staneła obok, siedzącego na brzegu pralki Snape'a, i zaczęła odkręcać buteleczkę z wodą utleniona by nalać ja na gaze. -może szczypać.

Warknął z bólu kiedy zaczęła mu przemywać świerzo okaleczone miejsce, spojrzała na niego z wspłółczuciem. Nie chciała by cierpiał, a ona sprawiała mi Teraz ból w dobrej wierze że będzie dobrze. Skończyła po jakiś 10 minutach, zakładając opatrunki na zszytą ranę. Spojrzała mu w oczy i zajęła się policzkiem, nakładając zaklęcia chłodzące. Wyleczyła też zaklęciami mniejsze rany i zadrapania.  Oparła dłonie o jego nogi , a on jak gdyby nigdy nic położył dłoń na jej policzku i go pogłaskał, nie odrywając od niej wzroku.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu na swoją obronę mówię, że rozdział nie jest sprawdzony i pisany na szybko na telefonie bo wena. A dupy się nie chciało ruszyć by wziąć laptopa. Tak więc, wracam chwilowo do żywych, od 14 mam ferie więc postaram się więcej pisać.
~Sophie

Sekret Miłości [SEVMIONE] |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz