rozdział 20

800 46 16
                                    

Podniosła się do siadu cicho dysząc, podkuliła nogi objęła je ramionami. Do pomieszczenia w którym panował mrok docierały jedynie, delikatne promienie księżyca. Szybki, urywany oddech i przyspieszona akcja serca, bała się. Znowu się bała, bardziej o innych niż jeżeli o samą siebie. Spojrzała na mężczyznę by się upewnić czy go nie wybudziła ze snu, po czym zacisnęła powieki, pod którymi zbierały się łzy. Trzęsła się, usiłowała być najciężej jak może, by nie obudzić partnera z jednak po chwili poczuła ruch obok siebie.

-Hermiona, jest późno...-usłyszała zachrypnięty głos mężczyzny, otarła szybko łzy rękawem. -Coś się dzieje?

-Nic...-poczuła jak ja obejmuje.-Nie przejmuj się mną, idź spać. Musisz odpoczywać.

Usłyszała w odpowiedzi charakterystyczne prychnięcie, oczami wyobraźni widziała jak wykrzywia twarz w grymasie i wywraca oczami. Oparł się plecami o poduszki, co skutkowało tym że na wpół leżał, tak jak ona na jego klatce piersiowej. Poczuła pocałunek w czubek głowy, dalej czuła obejmujące ja silne ramiona mężczyzny.

-powiesz co się dzieje w twojej małej główce, czy mam sam to sprawdzić, i skrzywić tego kto ci coś zrobił.

Uniosła głowę by spojrzeć na niego, widziała tylko zarysy, położyła dłoń na jego policzku i przyciągnęła do delikatnego pocałunku. Potrzebowała bliskości fizycznej, i wsparcia psychicznego, jednak w równym stopniu nie lubiła mówić innym o problemach.

-Nie, nie chce o tym rozmawiać.

-Słuchaj, martwię się. -pogłaskał ją po policzku, następnie machnął dłonią i zapaliły się świece w pomieszczeniu delikatnie je oświetlając, jednak zostawiając przyjemną atmosferę. Wstał z nią na rękach, a ona obdarzyła go zdezorientowanym spojrzeniem, na co tylko delikatnie się do niej uśmiechnął i zszedł na dół do salonu z aneksem kuchennym. Posadził ja na kanapie a sam zaczął przyrządzać herbaty, uprzednio zapalając w pomieszczeniu światło.

-nie powinieneś mnie nosić, możesz otworzyć ranę...

-Hermiono Jane Granger, nie panikuj tak, jesteś lekka. -rzucił w jej stronę poirytowane spojrzenie, skuliła się lekko. Podciągnęła nogi pod brodę i je objęła. Znów poczuła jak zbierają jej się łzy. -słuchaj. -zbliżył się z dwoma kubkami parującej herbaty, które postawił na stoliku kawowym. Kucnął przed nią i położył dłonie na jej kolanach. Westchnął ciężko. Nie umiał pocieszać ani uspokajać ludzi, a jego komentarze przepełnione jadem i nienawiścią tym bardziej by nie pomogły. -Skarbie, spójrz na mnie.

Uniosła delikatnie głowę i spojrzała na Niego swoimi dużymi, brązowymi oczami, jednak nie były jak te jej. Te były wystraszone, smutne i pełne łez, nie emanowały ciepłem i radością. Na jej twarz opadały niesforne kosmyki włosów, widział ją już w takim stanie, kilka razy i ten widok go bolał. Nie cierpiał jej w takim stanie, kiedy opuściła nogi na podłogę, objął ją mocno i zamknął oczy, usiłując w głowie poukładać sobie to, co ma zamiar jej powiedzieć.

-Wiem co czujesz, sam to przeżywam. Od czasu kiedy pierwszy raz zabiłem. Ataki paniki to reakcja organizmu, wiesz? Wiem że to nie jest przyjemne, ale -Spojrzał jej w oczy- nie jesteś sama, jestem tu. Zawsze możesz mi powiedzieć co się dzieje, kocham cię. Jestem tu by cię wspierać i wysłuchać, pamiętaj o tym, proszę.

Patrzył na jej szeroko otwarte oczy i otwarte usta. Była zakończona, nie spodziewała się tego usłyszeć. Widział to po niej, że oczekiwała innej odpowiedzi, jednak ta ją zadowoliła.

***

Walnęła dłonią w stół, zebrani na nią spojrzeli. Znajdowało się właśnie na jednym ze spotkań zakonu Feniksa, w kwaterze głównej, czy spodziewali się takiej reakcji? Nie. Omiotła ich zimnym spojrzeniem, w którym tliła się złość.

-nie ma mowy. -warknęła, poczuła dłoń na swoim nadgarstku i spojrzała na Severusa który kiwnął jej przecząco głową. -Nie możecie mu pozwolić tak ryzykować, to za duże zagrożenie. Siedzicie w domach, nie robicie nic w kierunku zakończenia wojny tylko jak zawsze wysyłacie albo Harrego na pewną śmierć, albo Severusa w paszczę lwa ,bo ważne żebyście to wy mieli wygodnie.

-Usiądź. -Spojrzał na nią poważnie, zacisnęła pięści. -Granger

-Nie, nie dam im podpisywać na ciebie wyroku śmierci. Zabiją cię jeśli tam pójdziesz, podejrzewają że ich zdradziłeś. -opadła bezsilnie na krzesło i oparła się głową o jego ramie. -nie chcę cię stracić, kocham cię. -Na sali rozległy się szepty, dyskutowali między sobą o wyznaniu młodej kobiety. Mniejsza część wiedziała o tym, były to osoby z najbliższego otoczenia pary. Albus spojrzał na nich zza swoich okularów połówek, w oczach na krótką chwilę pojawił się błysk, któregoś nie dało się bliżej określić.

-Nie stracisz -ścisnął delikatnie jej dłoń, czując uścisk w żołądku. Często rozmawiali o tym, co jakby umarł, wtedy dostawała ataków. Płakała, histeryzowała i ten widok rozdzierał jego serce. Nie mógł znieść widoku jej cierpienia, i po części żałował że dopuścił do takiej sytuacji jaka między nimi wynikła, jednak też cieszył się że miał kogoś u boku w dosyć ciężkim okresie.

***

Westchnął widząc ją, odwróconą do siebie plecami, była zła. Widział to w jej zachowaniu, bo zgodził się na ryzykowny plan, jakim jest udać się na naradę śmierciożeców, na którym mają ustalić plan ataku ma szkołę. Położył się obok niej i objął ją, po czym pocałował kark.

-wiesz że to może nam pomóc zwyciężyć bitwę, a jak dobrze pójdzie nawet zakończyć tą przeklętą wojnę. -pogłaskał ją po odsłoniętym ramieniu.

-Nie możesz tam iść. -burknęła o odwróciła się w jego stronę, patrząc na Niego ze smutkiem i nadzieją.- Nie mogę cię stracić.

-Nie zachowuj się jak dziecko i nie utrudniaj tego. -Spojrzał jej w oczy, czując powoli narastającą frustracje. Bał się śmierci, ale uważał że jeżeli to ma pomóc i zapewnić jej szansę na długie i szczęśliwe życie był na to gotowy.

-ja się zachowuje jak dziecko? To ty postanowiłeś zgrywać pieprzonego bohatera.

-a ty się bawisz w męczennicę. Zaczynasz tym irytować.

-Skoro tak cię irytuje, dlaczego dalej ze mną jesteś -zacisnęła pięści, i usiadła na łóżku.

-Nie wiem, powinniśmy to zakończyć. Tylko potrafisz narzekać lub usiłować manipulować ludźmi -drgnęła, wstała i skierowała swoje korki ku wyjścia z pomieszczenia. -Tak, najlepiej uciekać od problemu

-To nie ja chcę zostawić rodzinę, by pobawić się w żołnierzyka którym nie jestem.

-jaką kurwa rodzinę, nie mam już rodziny. Nie wiesz jak to jest, twoi rodzice wciąż żyją.

-Czyli my nie jesteśmy twoja rodziną? Wiem jak to nie mieć rodziny, może i twoja jest martwa ale moja mnie nie pamięta i nic tego nie zmieni.-jej głos uległ zmianie, był smutniejszy.-robię wszystko by cię chronić.

-A więc chciałaś mnie chronić!

-Tak ale ciebie nie da się chronić, wszystkich od siebie odsuwasz, nie dajesz sobie nic wytłumaczyć! Nie zauważyłeś nawet tego co się zmieniło, tylko ciągle narzekasz lub obwiniasz innych. Gdybyś naprawdę mnie kochał, zostałbyś!

-Nie kocham! -poluzowała pięści, czuła się jakby ktoś właśnie ścisnął mocno jej klatkę piersiową uniemożliwiając oddech, czuła napływające łzy, wyszła, od razu pobiegła na dół, w pośpiechu założyła na plecy płaszcz i buty na swoje bose stopy. Zszedł za nią, jednak zatrzymał się na połowie schodów. Dał jej odejść, to mu pozostało. By ostatnia osoba, na jakiej mu zależało, znienawidziła go. Próbował sobie wmówić ,że tak będzie lepiej dla niej, znienawidzi i łatwiej zapomni w przypadku niepowodzenia misji.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wena mi trochę zdechła, i wiem, trochę pisane na odwal się. 
~Sophie

Sekret Miłości [SEVMIONE] |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz