Eliksir snów

5.3K 192 5
                                    


Severus Snape wszedł do sali, jak zwykle powiewając czarnymi szatami, wzbudzając strach i przerażenie. Zlustrował klasę nieprzyjemnym wzrokiem, bezbłędnie odnotowując miejsca, które zajmowali Longbottom i Potter. Ten ostatni zresztą, zapewne po nocnej schadzce, z trudem trzymał oczy otwarte, ziewając od czasu do czasu. Podkrążone oczy i rozbiegany wzrok zdradzały winowajcę.
- Potter! – Chłopak wyprostował się tak gwałtownie, że aż zepchnął z ławki kałamarz, rozlewając granatowy atrament po podłodze. Z przyjemnością stwierdził, że kilku Ślizgonów, wliczając w to Malfoya, chichocze na końcu sali, wpatrując się w tego łamagę.
- Dziesięć punktów minus dla Gryfindoru za bałagan na lekcji – dodał tym samym zimnym głosem. Gryfoni oburzyli się, ale nie pogorszyli swojej sytuacji.
- I jeszcze dziesięć za brak reakcji – warknął, gdy odwracał się do tablicy, a Potter zaklęciem uprzątnął mokre plamy.
- Przepraszam, panie profesorze – padło z zaciśniętych ust.
Gniew. Jak on go ubóstwiał. Gniew dawał siłę, która pozwalała zawładnąć światem, a jednocześnie była na tyle niszczycielska, że odrobina nieuwagi prowadziła do samo destrukcji. Odpowiednio ukierunkowana dawała niewyobrażalną moc, płynącą z wnętrza. Nieuporządkowaną, a przez to nieograniczoną.
Zamglone zielone tęczówki wbiły się w jego plecy jak sztylety. Z szyderczym uśmiechem zaczął więc dyktować, wiedząc, że nie nadążą.
- Eliksir Snu jest jednym z bardziej niebezpiecznych. Pozwala poznać sny człowieka, a przez to zyskać kontrolę nad nim – zawiesił sugestywnie głos, pozwalając im przez chwilę trawić informacje. Kolejne minuty minęły bezpowrotnie, gdy powtarzał po raz setny ten sam materiał, którego nawet połowa z nich nie wchłonie, a nawet jeśli – i tak nie wykorzystają go należycie.
- … wzmacnia je i pogłębia… - Potter wzdryga się. Mistrz Eliksirów serwuje swój najbardziej krzywy uśmieszek, zapisując sobie w pamięci, by z chłopaka zrobić królika doświadczalnego. Najwyraźniej Złoty Chłopiec obawia się zdemaskowania swojej uroczej damy albo co gorsza kogoś, o kim śni od kilku dni. Może o tej rudej Ginny, siostrze najlepszego przyjaciela? Złapany in flagranti – to byłaby idealna kara dla aroganckiego gówniarza, którym jest, był i zapewne będzie, pomimo jego silnych starań. - …intensyfikuje… - padło ostatnie słowo, a wraz z nim na czarnym blacie tablicy pojawił się dokładny przepis i składniki.
Przez następne parędziesiąt minut nikt nie zakłóca mu spokoju. Ukojony słodkimi dźwiękami siekania składników i bulgotania w kociołkach popada w słodki marazm. Gdyby jeszcze ten cholerny Potter nie obnosił się tak ze swoimi randkami.
- Potter, dziesięć od Gryfindoru za bezczelność na lekcji – podsumował jego ziewanie, choć może i z ukrycia. – I jeszcze piętnaście za szwendanie się po nocy po zamku – dodał z satysfakcją, zdając sobie sprawę, że Wybraniec czerwieni się wściekle.
Nie słysząc odpowiedzi ze strony Pottera, zamierza jeszcze odjąć parę punktów cholernemu Gryfindorowi za samą obecność na jego zajęciach, ale przeklęta Granger dźga Złotego Chłopca łokciem.
- Przepraszam, panie profesorze – cichy głos ponownie przecina powietrze.
Na szczęście Malfoy i ta dziewucha z wiecznie rozczochranymi włosami kończą swoje eliksiry. Na resztę i tak nie warto czekać. Chyba, że Longbottom znowu zamierza wysadzić kociołek. Ale nie – najwyraźniej przynajmniej on postanowił dziś uszanować spokój poniedziałku.
- Panie Malfoy, proszę przelać swój eliksir do fiolki. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu za tak doskonałą pracę – mruczy z przyjemnością pierwszą tego dnia pochwałę dla Domu Węża. Zbyt niedoceniani, by przynajmniej on nie mógł podnieść ich morale.
Blondyn sprawnie wykonuje jego polecenie, uśmiechając się drwiąco w stronę Granger. Ich eliksiry nie różnią się barwą czy konsystencją, ale na pewno metodą powstania. Malfoy może i być egoistycznym dzieciakiem, ale z jego spostrzegawczością i inteligencją nie pogrywa nawet Mistrz Eliksirów. Granger natomiast brak finezji. Wykuta słowo w słowo cytuje czasem fragmenty jego własnych badań, co denerwuje go niepomiernie. Przecież on to doskonale wie, po cóż mu o tym przypominać?
- A teraz wypróbujemy ten eliksir na jednym z ochotników. – Podnosi się z miejsca, sunąc w swoich nieskazitelnych szatach wzdłuż ławek. Gryfoni wstrzymują oddech, może nawet bicie serc, mając nadzieje, że jednak ich nie dostrzeże. Zachodzi go od tyłu, pochylając się tuż nad nim. – Panie Potter, mam nadzieję, że pańskie sny okażą się tak ciekawe jak plotki o panu – warknął z sarkazmem. Podboje Gryfona były aż nazbyt sławne, by nie dotrzeć do pokoju nauczycielskiego. Co prawda jego uczniowie nie byli zbyt święci, ale na pewno lepiej ukrywali swoje miłostki i życie prywatne, które nie przewijało się na tapecie całego Hogwartu, a nawet całego czarodziejskiego świata. Potter powinien dostać nauczkę, a skoro i tak nie szanuje swojej prywatności… Jak wiadomo, odrobina wstydu nikomu nie zaszkodziła.
- Nie!
Chłopak zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło. Przepchnął się jakimś cudem do drzwi, ale Snape zaryglował je szybkim zaklęciem. Co prawda nie oczekiwał aż tak silnego oporu, ale usatysfakcjonowało go to małe przedstawienie. Potter ewidentnie się miotał, ignorując zdumionych kolegów. Nie mogąc wyszarpnąć klamki, odwrócił się w stronę magazynku, który i tak zawsze pozostawał pod pieczą mocnego zaklęcia.
Mistrz Eliksirów tymczasem spokojnie zaszedł go od tyłu, unikając przy tym czegoś, co na dobrą sprawę mógłby uznać za próbę ciosu.
- Pięćdziesiąt od Gryfindoru za napaść na nauczyciela i dwadzieścia za niestosowanie się do poleceń. – Załapał go mocno za ramię, odwracając do frontu klasy.
Kilku Gryfonów zaprotestowało, ale spojrzał na nich mściwie. Granger próbowała nawet wstać, ale Wesley powstrzymał ją ruchem ręki, spoglądając w jego stronę niepewnie. Potter natomiast pobladły z przerażenia nawet się nie szarpał. Jakby odgadł, że opór nie ma sensu. Pogryzione usta szeptały tylko ciche ‘nie’, które zostało zupełnie zignorowane. Gryfońska odwaga została jednak przeceniona.
- Wypij to. – Podsunął mu fiolkę pod usta, ale te zostały tylko mocniej zaciśnięte. Rozchylił je niewerbalnym, po czym wlał mu jasnoniebieski płyn do ust. Potter przez chwilę wyglądał jakby miał go wypluć, ale substancja samoczynnie rozprowadziła się w jego jamie ustnej.
Nawet się nie zakrztusił.
- Nie bolało, panie Potter, prawda? – zapytał z łatwo wyczuwalnym sarkazmem. Merlinie, jak ten dzieciak go irytował.
Eliksir powoli przejmował kontrolę nad jego umysłem, wybierając najczęściej wyśnione mary. Potter osunął się na kamienną posadzkę, ale Snape nawet nie myślał go podnosić. Tymczasem na środku pojawiła się delikatna mgiełka, która mogła oznaczać tylko jedno – Złoty Chłopiec zaczął śnić.

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz