Komórka pod schodami

816 77 2
                                    

Draco został w jego sypialni. Cokolwiek Sarlin zrobił z jego umysłem, chłopak wyszedł z tego katatonicznego stanu, w którym się znajdował i porozmawiał nawet z matką. Wyszli w zasadzie, gdy Draco tylko z szeroko otwartymi oczami obserwował unoszącą się głowę matki. 
Stanie na korytarzu w lochach bez oświetlenia, wydawało im się dziwne. Harry zresztą przestępował z nogi na nogę nerwowo nie będąc do końca pewnym czy Severus jeszcze dzisiaj powiadomił Ślizgonów o swoim powrocie. 
Na pewno wpłynęłoby to uspokajająco na uczniów, którzy robili się coraz bardziej nerwowi. Słowa Draco na temat Voldemorta to jedno, ale Snape był starszy. Snape był autorytetem. Opiekunem, który nad nimi czuwał od lat i któremu mogli zwierzać się przez te wszystkie czasy. Chociaż Harry jakoś wątpił, by ktokolwiek ze Slytherinu odbywał tak szczere rozmowy z Severusem. 
- Nałożymy zabezpieczenia na komnaty Neville’a – zadecydowała Pansy, przerywając ciszę. 
Najwyraźniej z Hermioną zaplanowały to zanim Draco wpadł do jego pokoi w stanie szoku. 
- Snape wrócił z Azkabanu – powiedział Harry, decydując, że czas najwyższy podzielić się informacją. 
W zasadzie nie był nawet zdziwiony, że Mistrz Eliksirów nie poszedł najpierw do dormitoriów Slytherinu. Mężczyzna był tak zmęczony, że niemal czuł to na sobie. A może w ten sposób działało zaklęcie, które wciąż znajdowało się wokół Severusa. 
Może Snape też je czuł i dlatego nie chciał tego czaru. Może krępował go w jakiś sposób. Harry nie był pewien jak dokładnie działało zaklęcie i jak ktoś inny wyczułby jego sieć. Czary wokół niego, które nakładał warstwami przez tygodnie pulsowały przyjemnie czymś znajomym i ciepłym. Bezpiecznym. 
Nie wyobrażał sobie teraz życia bez tych cząstek magii oplatających go z każdej strony. I chociaż część tych czarów maskujących jego zmęczenie nie była już konieczna, zostawił je. Siec była zbyt misternie spleciona, by nie uszkodził jej przy ingerencji tego typu. Dodawanie czarów zawsze było łatwiejsze. 
Wiedział, że Severus widział zaklęcia, które nałożył na siebie. Zapewne użył jakiegoś sprytnego czaru, który ujawnił tę magię, ale Harry jakoś nie potrafił czuć się z tym źle. Było coś intymnego w obserwowaniu cudzej magii, dlatego nie powiedział do tej pory nikomu z przyjaciół, że widzi ich zaklęcia. Hermiona zapewne zadałaby mu tysiąc pytań, a nie pogłębiłoby to jego wiedzy tak jak zrobiły to rozmowy z Sarlinem. 
Ron patrzyłby na niego przez chwilę uniesioną brwią, a potem podejrzliwie jak wtedy, gdy okazało się, że jest wężoustym. Przyzwyczaiłby się i do tego, Harry był pewien, ale nie o to chodziło. Ronowi długo przychodziła akceptacja pewnych rzeczy. 
Z tym natomiast nie mieli problemów Ślizgoni, ale Draco zapewne starałby się wymyślić sposób, aby wykorzystać jego talent. 
Severus i Sarlin zainteresowani byli nim ze względów naukowych. I to w jakiś sposób pozwalało mu lepiej znieść sytuację. Rozmawiali z nim jak z równym, chociaż nie posiadał ich wiedzy i doświadczenia. Był tylko praktykiem, ale rozumiał mechanizm powstawania sieci wokół niego. Sam ją wymyślił. Czuł, że zaklęcia powinny układać się w ten sposób, a nie inny i Severus zdawał się tym zafascynowany. 
Może faktycznie miał to kiedyś wykorzystać w walce, ale jakoś nie wyobrażał sobie tej sytuacji. Pojedynki były zbyt nagłe, aby mógł nagiąć magię do swojej woli. Dowiodła tego potyczka z Lucjuszem. Może zdołałby zamienić Avadę Malfoya w coś innego, chociaż wciąż bolesnego, ale nie mógłby jej zneutralizować. 
Wszystko działo się tak szybko i teraz, kiedy po prawie trzech dniach starał się to zanalizować, wydawało mu się, że Sarlin nie był jedynym, który go zasłonił. Pansy nie powiedziała ani słowa w tym temacie, ale przez nią teraz czuł tylko większą odpowiedzialność spoczywającą na swoich barkach. Nigdy dotąd o tym nie pomyślał w ten sposób, ale na własne oczy zobaczył, że ludzie faktycznie byli w stanie za niego umrzeć. 
Percy Weasley zdawał się prowadzić własną grę. Jego z całej rodziny Harry znał najsłabiej, ale przypominał sobie jak chłopak obserwował go ukradkiem, gdy przebywali w tych samych pomieszczeniach. Może Niewymowni obserwowali go już wtedy. Może spodziewali się powrotu Voldemorta i zaczynali powoli przeciwdziałać. 
Jeśli tak, to może faktycznie powinien zdecydować się na ten kurs aurorski. Jeśli któryś z Niewymownych prowadziłby zajęcia, może nauczyłby go faktycznie się pojedynkować. Tylko dzięki przewadze liczebnej dali sobie radę ze Śmieriożercami w Hogsmeade, a drugi raz mogą nie mieć tego szczęścia. 
- Idę porozmawiać z Severusem – rzucił półprzytomnie. – Spotkajmy się za dwie godziny u Neville’a. Draco zostanie w moich komnatach aż zdecyduje się wyjść. Blaise powinien zajrzeć do niego, gdy znajdzie czas – zarządził. 
Nikt mu się nie sprzeciwił, co też było dziwne. On nigdy nie był tym od planowania. To Dumbledore miał dowodzić Jasną Stroną w walce przeciwko Voldemortowi. To dyrektor miał plan. 
Sarlin prychnął najwyraźniej czując się pominiętym, ale Harry nie wiedział, co miałby zrobić z wampirem. Chciał porozmawiać z Severusem na osobności, ale z kolei pozostawienie chłopaka samemu sobie wydawało się nieuprzejme. 
- Zajmę się sobą – rzucił wampir. – Albo ponadzoruję tą wasza śmieszną magię – dodał, irytując tym tylko bardziej Hermionę. 

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz