Przezorność

849 78 0
                                    

Zgredek był przeszczęśliwy, że może zająć się porządkowaniem komnat, które przydzieliła im McGonagall. Czarownica wytłumaczyła im, że zgodnie z regulaminem Hogwartu szkoła zobowiązana była do przydzielenia im osobnych pokoi. W świetle prawa w chwili, w której podjęli decyzje o przyjęciu kogokolwiek do swoich rodów, stawali się dorośli i odpowiedzialni na rodziny. Co nie oznaczało przyjemności, ale wyłącznie obowiązki. 
Neville nawet nie zerknął w stronę dokumentów, na których McGonagall trzymała dłoń. Kobieta zresztą mówiła głównie do Harry’ego, jakby podejrzewała, że może nie orientować się w czarodziejskim prawie. I miała racje. Dla niego to wszystko było całkiem nowe. 
- Jeśli będziecie mieć jakiekolwiek pytania, mam nadzieję, że wykażecie się rozsądkiem i zgłosicie się z nimi do mnie – rzuciła jeszcze czarownica, gdy obaj wstali. 
Harry był nawet wdzięczny jej za przetrzymanie ich dłużej. Entuzjazm Zgredka bywał irytujący, a oszczędzono im sporo długich minut, podczas których wysłuchiwaliby peanów skrzata na temat nich obu. Neville jakimś cudem w ciągu sekund stał się zaraz po Harrym jego ulubionym czarodziejem. 
Zgredek najwyraźniej skrzacią pocztą pantoflową został powiadomiony o tym, że Bellatrix nie żyła. Z tego co kojarzył Harry; Zgredek nie darzył jej szacunkiem. 
- Myślę, panie Potter, że powinien pan też powiadomić najbliższą rodzinę o zmianie statusu – dodała jeszcze McGonagall wpatrując się w niego tak intensywnie, jakby chciała przekazać mu jakąś bardzo ważną wiadomość. 
Przez ułamek sekundy przestraszył się, że czeka go konfrontacja z wujem Vernonem. Musiałby wytłumaczyć wtedy wszystko i przyznać, że ukrywał przed nimi pieniądze. Tego wuj raczej by mu nie wybaczył. 
Szybko jednak przypomniał sobie o Syriuszu wciąż przebywającym w swojej kamienicy, odciętym od świata zewnętrznego. Remus oczywiście dostarczał mu gazety, ale to nie była dobra droga do tego, aby Black został poinformowany o zmianach jakie zaszły. 
Gdyby Snape był w Hogwarcie, może udałoby mu się namówić Mistrza Eliksirów do skontaktowania się z Remusem, a może nawet samym Syriuszem. W tej chwili jednak przy absencji Dumbledore’a Harry najprawdopodobniej spoglądał w oczy jedynemu członkowi Zakonu Feniksa, który miał jakikolwiek kontakt z ich kwaterą główną. 
Wysyłanie listu do Weasleyów z prośbą o przesłanie go dalej, wyglądało na lekkomyślne. Sowa mogła zostać przechwycona, szczególnie teraz, gdy wręcz oczekiwano, że z Hogwartu zaczną wypływać informacje w różnych kierunkach. Może nawet oficjalne rozkazy. Nikt nie wiedział chyba jeszcze o nieobecności Dumbledore’a, ale jeśli dyrektor występował przed Wizengamotem otwarcie, już w poniedziałek miało się to zmienić. 
- Panie Potter, zapomniał pan o kluczu – rzuciła jeszcze McGonagall. 
Miał zaprzeczyć, że nigdy nie posiadał czegoś takiego, ale iskierka magii połaskotała jego dłoń. Świstoklik przywoływał nieprzyjemne wspomnienia, ale najwyraźniej był jedyną rozsądną drogą wydostania się z Hogwartu niezauważonym. Harry nawet spodziewał się, że hasłem jest sam Syriusz, o którym McGonagall tak ostrożnie wspomniała. Jego Opiekunka zresztą wiedziała, że mieli ciągotki do zagadek. 

*** 

Draco wszedł od Pokoju Wspólnego Slytherinu i niemal od razu poczuł się obserwowany. Widać było wyraźnie podział ich Domu, który nastąpił w ciągu ostatnich godzin. Pansy siedziała na kanapie w towarzystwie Blaise’a, Gregory’ego i Vincenta, którzy tak rozmieścili się wokół, że nikt nie mógł zajść ich od tyłu. W Pokoju Wspólnym w Hogwarcie nie było to najprawdopodobniej konieczne, ale przezorność nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. 
Nikt nie rzucił się w jego stronę, aby zadawać pytania. Nie oczekiwano od niego bowiem odpowiedzi. Jeśli ktokolwiek wczoraj jeszcze miał jakieś wątpliwości co faktycznie zaszło w Hogsmeade, dzisiaj zostały rozwiane. 
Żaden czarodziej czystej krwi nie zamordowałby w ten sposób żony, chyba że miało to nieść jeszcze jakąś wiadomość. A w tym przypadku przesłanie było jasne. 
Będziesz następny – szeptał mu w głowie głos człowieka, którego do tej pory nazywał ojcem. 
Nie potrafił nie czuć ulgi, że przynajmniej część tej maskarady była za nimi. 
Pansy wyciągnęła w jego stronę dłoń, ale nie chwycił jej. Nie potrzebował pocieszenia. Nie w tej chwili. Hermiona miała zjawić się w ciągu kilku chwil i zadaniem ich obojga miało być uspokojenie Slytherinu. 
Czuł na sobie nieprzyjemne spojrzenia tych, którzy jeszcze tamtego lata przyjęli Mroczne Znaki. Nie był wśród tej grupy, chociaż jego ojciec był jednym z najzagorzalszych zwolenników Lorda. I teraz każde z nich zadawało sobie pytanie jak długo to planował. Ich rodziny stawiały go za przykład oddania i miłości do Czarnego Pana. Wiary w sprawę. Wątpił, by którekolwiek wiedziało czym naprawdę zajmuje się Wewnętrzny Krąg, do którego tak bardzo chcieli należeć. Tylko najbliżsi współpracownicy Czarnego Pana zabijali z tego co wiedział. Nie chodziło o to, że było to swego rodzaju wyróżnienie, ale część zwolenników nie miała pojęcia co robiono ze schwytanymi mugolami. Zabić kogoś to jedno, ale krwawe ochłapy, które zobaczyli w wizji Pottera to całkiem inna rzecz. 
Wątpił szczerze, by Czarny Pan posiadał spore szeregi, gdyby wiedza o tym, co faktycznie działo się na spotkaniach Kręgu była powszechna. Naprawdę nieliczna część czarodziejów miała serca tak czarne. 
Ideologia, w której ich wychowywano, była specyficzna. Nie mówiono o zabijaniu i torturach, ale straszono szalonymi mugolami, którzy powinni całować rąbki ich szat. Przedstawiano wizje tego jak będzie wyglądało ich życie, gdy w końcu pozbędą się tego tałatajstwa, które rozcieńcza ich krew. Grożono, że jeśli nie powstrzymają tego obłędu parzenia się z mugolami, szlam popłynie w ich żyłach. 
Ich rodzina miała nieskazitelny rodowód. Nie było rysy na ich drzewie genealogicznym i Lord to dostrzegł. Draco czasami zastanawiał się czy ci, na których teraz patrzył wiedzieli, że jeśli zabraknie szlam i mugoli do mordowania, będą następni. Czyszczenie rasy partiami mogło się odbywać przez wieki aż do skutku, aż do ostatniego czarodzieja, którego moc byłaby niewyobrażalne. 
I tylko Lord byłby godzien ją posiadać. Draco nie miał wątpliwości. 
Hermiona wsunęła się do ich Pokoju Wspólnego w kompletnej ciszy. Atmosfera zrobiła się tak ciężka, że instynktownie wymacał różdżkę wdzięczny nagle Pomfrey za ten eliksir na koncentrację, który w niego wlała niemal na siłę. 
Gryfonka stanęła na samym środku, najwyraźniej nie przejmując się tym, że podwójnie kala świętość Slytherinu, jako przedstawicielka swojego Domu na ich terenie i najczystszej postaci szlama. 
Szybko zdał sobie sprawę z czego wynikał jej spokój. Kiedy chłodna dłoń dotknęła jego nadgarstka odgadł, że dzisiaj towarzyszy im Sarlin w pelerynie niewidce Harry’ego. 
- Profesor Snape został zatrzymany aż do wyjaśnienia – zaczął Draco zaplatając dłonie na piersi tak, aby widać było, iż jest w pełni uzbrojony. – Voldemort – powiedział bardzo wyraźnie z dumą zauważając, że nie drży mu głos, a jego współdomownicy popadają tylko w większe osłupienie. – Oficjalnie powrócił jak część zauważyła. Potter nie żartował i jest pełni zdolny do pokonania tego czarodzieja – wyjaśnił, starając się nie używać tak charakterystycznych dla Śmierciożerców zwrotów. 
Rozległy się szepty i wcale nie był zaskoczony. Wczorajszego dnia mieli niewielką próbkę tego, gdy najbardziej zaufanym zdradzali jak potoczyły się sprawy. Potter jednak wtedy stał u jego boku z różdżką w dłoni i naprawdę starał się prezentować jak najlepiej za co Draco był mu naprawdę bardzo wdzięczny. 
- Cisza – powiedziała Hermiona i kilka osób spojrzało na nią z wyraźną nienawiścią. – Zostaliśmy wydelegowani przez profesor McGonagall jako tymczasowi zastępcy Opiekuna aż do powrotu profesora Snape’a – powiadomiła wszystkich uczniów. 
Ktoś prychnął w rogu i Draco nie był zaskoczony widząc, że to bratanek Mulcibera. Noszący zapewne Znak od tamtych wakacji. Jeden z nielicznych, który zapewne miał realne szanse osiągnąć Wewnętrzny Krąg i to nie tylko przez wzgląd na koneksje. 
- Jeśli będziecie mieć jakiekolwiek pytania, zgłaszać możecie się do nas – podjął Draco. – Nie będziemy tolerować ataków na uczniów innych Domów, ani wewnętrznych sporów. Spotka się to z odpowiednią reakcją, a wierzcie mi, że nie chcecie poczuć mojego gniewu – dodał tak zimno jak tylko był w stanie. 
Młodsi uczniowie wyprostowali się mimowolnie. 
- Kim jesteś, żeby nam rozkazywać? – spytał Flint. – Przyprowadziłeś szlamę… - wypluł chłopak. 
Hermiona poczerwieniała na twarzy i Draco zorientował się, że to słowo miało całkiem inne znaczenie, gdy wypowiedziała je sama. Gryfonka wyprostowała się jednak, unosząc wyżej podbródek. 
- Z rozkazu pani wicedyrektor jesteśmy za was odpowiedzialni i dopilnujemy, aby w Lochach zapanował spokój – powiedziała tak spokojnie, że Draco naprawdę był pod wrażeniem. – Jesteście Domem Slytherina, który nienawidził mugoli. Zabawnym jest, że Tom Riddle, którego nazywacie Czarnym Panem wychowywał się w jednym z sierocińców mugolskich. To Dumbledore odnalazł go i sprowadził do Hogwartu. Gdyby nie Dumbledore Riddle byłby nikim. Dziwnym dzieckiem, które wytykano by palcami – dodała Hermiona. 
Draco po raz pierwszy o tym słyszał. Nie wiedział skąd Hermiona wyciągnęła coś takiego, ale sądząc po twarzach wokół, wszyscy byli zaskoczeni.
- Kłamiesz! – warknął Flint. 
- A mam powód? – spytała retorycznie z lekkim uśmiechem dziewczyna. – W Bibliotece są drzewa genealogiczne rodów. To informacje dostępne dla każdego – rzuciła. – Jeśli ktokolwiek z was zaatakuje ucznia, jeśli nie będzie spokoju w waszych dormitoriach, poproszę Hagrida, aby wypożyczył nam jedno ze swoich zwierząt wyczulonych na magię. Jeśli zostaniecie pogryzienie, będzie to wtedy wyłącznie wasza wina – dodała. 

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz