Konfrontacje

657 71 0
                                    

Harry nie wiedział, gdzie dokładnie idą. Percy wydawał się spieszyć, więc tylko z większą satysfakcją ich opóźniał. Weasley rozglądał się wokół, jakby oczekiwał ataku w każdej chwili. 
Zaklęcie wiążące mu usta nie było silne. Gdy skupił się mocniej na magii, prawie mógł ją wyczuć pod palcami. Jednak zaklęcie nie chciało się oderwać od jego skóry. Zagryzł zęby, gdy rana na szyi zapulsowała. Nie wiedział kiedy wygoi się do końca, ale nie sądził, aby miał zbyt wiele czasu. 
Wziął głębszy wdech, palcami gładząc samą krawędź. Sądził, że to możliwe, ale jedyne co mu pozostawało to spróbować. Może Sarlin wyśmiałby go, ale jednak jego różdżka pozostawała poza zasięgiem. 
Czar poddał się w końcu, więc wziął naprawdę głęboki wdech. 
- Pomocy! – krzyknął z nadzieją, że Hagrid usłyszy go pomimo dzielącej przestrzeni. 
Percy zasłonił mu usta dłonią, wciskając go z oroszoną trawę. Próbował się wyrwać, ale chłopak siedział na jego klatce piersiowej. 
- Zamknij się – warknął Weasley. – Zamknij się – szepnął, rozglądając się wokół. 
Dźwięk aportacji sprawił, że Harry zamarł. Niektóre z twarzy pamiętał z Ministerstwa. Niewymowni spoglądali na nich w milczeniu i Percy wyraźnie się odprężył. 
- Sam Wiesz Kto pojawi się tutaj za kilka minut. Jedyne co musisz zrobić to poczekać aż zaklęcie w ciebie uderzy. Przeżyjesz. On zabije tylko cząstkę siebie – wyjaśnił mu Percy. – My zajmiemy się resztą. Ta wojna musi się zakończyć zanim się na dobre zacznie – dodał. 
Harry zamarł nie wierząc własnym uszom. 
- Nie wrzeszcz – powiedział Percy. – I nie wyrywaj się. Nie próbuj uciekać. 
- Nie rozumiesz – odparł Harry. – Sarlin twierdzi, że jeśli go zabiję… 
- Nie zabijesz go – stwierdził Percy z pewnością w głosie, 
- Skąd o tym wiesz? Wiesz, co się stanie, jeśli go zabiję, a jego magia zostanie uwolniona? – spytał Harry. 
Chłopak zawahał się. 
- Tak samo jak ty chcę końca tej wojny, ale… - urwał Harry. – To nie jest metoda. Jesteście w błędzie! Kolejny Czarny Pan narodzi się, gdy ten umrze. To nie jest metoda powstrzymania ich. 
Percy podciągnął go na równe nogi i Harry po prostu poczuł, że On się zbliża. Jego blizna na czole bolała jak diabli. Prawie nie mógł się utrzymać na nogach i pewnie, gdyby nie Percy, upadłby. Ból był nieznośny i coś zaczęło ściekać mu po czole. Musiała być to krew. Już raz to przechodził. 
Wokół pojawiała się magia. Nie potrafił tego inaczej nazwać. Przez ciemność nie widział kształtów, ale te zawiłe koła, które musiały oznaczać kolejnych aportujących się. Żaden z Niewymownych nawet nie drgnął, ale trzymali różdżki w pogotowiu. Najwyraźniej Śmierciożercy nie robili na nich wrażenia. 
Percy odsunął się od niego i Harry miał ochotę się zaśmiać. Jego odwaga najwyraźniej kończyła się właśnie tutaj. Starał się nie osunąć na trawę, ale jego szata była wilgotna od wcześniejszego upadku. 
- Pozbyłeś się Knota – odezwał się dobrze znany mu głos. 
Harry zamarł, bo nie spodziewał się wspomnienia o Ministrze. 
Usłyszał za sobą urwany śmiech Percy’ego. 
Głowa Harry’ego wydawała się pękać z bólu i chyba nie do końca wiązał fakty. Słyszał szepty, a przynajmniej tak mu się wydawało. Magia falowała, chociaż żadne zaklęcie nie przecięło powietrza. 
Możliwe, że ktoś coś krzyczał, ale nie rozróżniał słów. Wiedział jedynie tyle, że bardzo charakterystyczne zielone światło ruszyło w jego stronę, a ktoś go zasłonił. 

*** 

Sarlin zawsze podejrzewał, że Severus był idiotą. Ukrywał tę myśl przed sobą przez wiele lat, ale na dobrą sprawę Mistrz Eliksirów był tylko człowiekiem, co czyniło go o stopień niższym. I Sarlin przysiągłby, że ci wszyscy którzy się próbowali mu wyrwać, gdy wysysał z nich krew mieli jakiś instynkt samozachowawczy. Pragnęli żyć z całych sił. 
Z Severusem i Harrym musiało być coś nie do końca tak. 
Mężczyzna wyrwał się do przodu z szybkością, której Sarlin się po nim nie spodziewał. Voldemort stał już nieopodal jeziora z ludźmi, którzy musieli być jego zwolennikami. Ku jego zaskoczeniu znajomy Niewymowny odsunął się od Harry’ego pozostawiając go na samym środku ogromnego kręgu. 
Jeśli to miał być ich plan na zakończenie tej farsy, to naprawdę postradali zmysły. 
Słyszał, że wspominali o Ministrze, który najwyraźniej dał się skusić wizji władzy. Musiał przyznać, że Niewymowny pozbył się go w bardzo sprytny sposób, wywołując jedynie częściową panikę. Większą spowodowałby artykuł w prasie o tym, że Voldemort zinwigilował najwyższy urząd w Czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. Nawet po zakończeniu tej wojny nie wiedziano by komu ufać. 
Severus wciąż biegł. I nie zatrzymał się ani na chwilę, więc Sarlin po prostu rzucił się przed niego, wiedząc doskonale co mężczyzna zamierza. Promień zielonej avady uderzył go prosto w pierś posyłając na trawę. Z trudem oddychał i zaskoczony spojrzał na ranę na piersi, która się nie goiła. 
Czas nagle zaczął płynąć i to wszystko wydawało się takie nierzeczywiste. Miał ochotę się zaśmiać, gdy zdał sobie sprawę, że to samo pociągnięcie, które czuł przez wieki – znikło. Los go opuścił. Nie było już dla niego Przeznaczenia. 
- Myślałeś, że pozwolę ci zabrać życie, które dałem? – zaśmiał się Sarlin ostatkiem sił, nie wiedząc czy mówi bardziej o Severusie czy o Harrym. 
Czy o ich wspólnym życiu, które wykreował. 
Chyba został zignorowany, bo jeden z Niewymownych usunął Severusa z drogi i rozpętało się piekło. 

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz