Ludzie się zmieniają

979 86 1
                                    


Gryfoni zawsze byli idiotami. Potter wyjątkowo wydawał się odstawać od reszty, ale zapewne tylko ze względu na ewidentny wpływ Snape’a. Mistrz Eliksirów na pewno nie tylko pilnował Gryfona, ale również podjął się jakiś prób rozwoju intelektualnego chłopaka. W to Draco nie wątpił. 
Nie chodziło tylko o to, że Potter nie wyciągnął różdżki, aby potraktować Granger dziesiątkiem zaklęć, które miały ujawnić działania czarów uwodzących czy nawet Imperio, jakby rzucenie go na terenie szkoły w ogóle było możliwe. Gryfon ze stoickim spokojem obserwował całą sytuację, a nawet uśmiechnął się krzywo, czego dawniej nie miał w zwyczaju. 
To była ta jedna z niewielkich rzeczy, która się zmieniła i Draco to dostrzegł. Wyłapywał każdą ze zmiennych niczym sokół, bo życie nauczyło go, że to co ci umknie, może obrócić się przeciwko tobie. 
- Przestańcie, do cholery – warknęła Hermiona, w końcu irytując się tym, że Weasley raz po raz traktował ją jakimś zaklęciem. 
- Pozwól im dokończyć badań. W innym wypadku nigdy nie uwierzą, że cokolwiek nas łączy – odparł Draco na tyle ostrożnie, by błądzić na granicy prawdy w razie, gdyby któryś z głupków potraktował ich przypadkiem jednym z zaklęć prawdy. 
Nie były tak często spotykane jak Veritaserum, ale ojciec Weasleya w końcu też pracował w Ministerstwie. 
- Sądzę, że wiele niesamowitych rzeczy dzieje się obecnie w Hogwarcie – odparł nagle Potter. – I powinniśmy cieszyć się z niespodziewanych sojuszy, które tworzą się na naszych oczach – dodał z równą ostrożnością co Draco. 
Zrobiło się tak cicho, że z łatwością usłyszeli jak pani Pince upomina jakiegoś pierwszoroczniaka, że nie spożywa się jedzenia na terenie biblioteki. Draco nie miał pojęcia jak powinien zareagować. Nie wiedział też co Potter chciał przez to powiedzieć, chociaż początkowo przekaz wydawał się jasny. 
- Chyba żartujesz – sarknął Weaslye nagle. 
- Dlaczego? – spytał ostrożnie Potter. 
- To Ślizgon – syknął rudzielec, jakby Draco doskonale nie zdawał sobie sprawy do jakiego Domu przynależy. 
- I co go różni od nas? – spytał Potter. – Gdyby chciał wykorzystać Hermionę, cała szkoła wiedziałaby o ich związku. Ukrywali się, Ron. Nie przed nami, ale przed Slytherinem – dodał, chociaż ewidentnie naciągnął fakty. 
Ukrywali się przed wszystkimi i Potter musiał o tym wiedzieć. Możliwe, że niewielka umowa, którą zawarli bez słów na lekcji eliksirów tygodnie temu nagle przerodziła się w całkiem jawny pakt. To było nawet lepsze, bo dawało im możliwość do rozmowy z Potterem. Niekoniecznie szczerej i otwartej, ale jeśli Gryfon oddawał pod jego pieczę swoją przyjaciółkę to musiało świadczyć o pewnej dozie zaufania, którym go darzył. 
Draco rozluźnił się odrobinę i przysunął w stronę Hermiony, która spojrzała na niego niepewnie. I możliwe, że pomyśleli o tym samym, bo dziewczyna zrobiła kolejny ostrożny krok w jego stronę, a oczy Weasleya rozszerzyły się w niemym szoku, jakby ta nie całkiem bliskość już była dowodem samym w sobie. 
- Nie dotykaj jej! – syknął rudzielec z różdżką w gotowości. 
- Zaatakujesz mnie? – Draco udał zdziwionego. – Nie zamierzam się bronić. Nie będę walczył z jej przyjacielem – poinformował go i Weasley zrobił się czerwony na twarzy. 
Draco nie był pewien czy ze złości czy z upokorzenia. Prawda była taka, że żaden ze Ślizgonów nie zamierzał pogłębiać niechęci pomiędzy ich Domami. Nie chodziło tylko o to, że Gryfoni mogli się okazać sprzymierzeńcami. Po prostu ta sztuczna wrogość nie miała sensu. Stali po tej samej stronie. Stali po niej już wcześniej, całkiem tego nieświadomi. Nie chodziło bowiem o to czy wybrało się drogę Dumbledore’a czy Voldemorta, ale o cel sam w sobie. A oni nie zamierzali walczyć. Wątpili, by Gryfoni równie chętnie zajęliby się zabijaniem. 
Hermiona nagle stanęła między nimi i Draco po prostu nie mógł do tego dopuścić, więc objął dziewczynę w talii i przesunął za siebie. Jeśli Weasley był na tyle szalony, by zaatakować innego ucznia w bibliotece należało jasno przedstawić swoje priorytety. 
Uśmiech Pottera tylko się pogłębił. 
- Ron. Nie możemy nikomu powiedzieć – zaczął Wybraniec. 
- Oczywiście, że nikomu nie powiemy. Nie ma o czym – sarknął Weasley. – Już zapomniałaś jak nazwał cię szlamą? – spytał rudzielec z jadem w głosie. 
- Ron, dosyć – warknął tym razem Potter. 
Draco wręcz czekał aż Longbottom doda od siebie rzewny kawałek, ale chłopak milczał od samego początku. 
- Ludzie się zmieniają, Ron – powiedziała Hermiona nagle. – Zamierzam w to wierzyć – dodała. 
- On się nie zmienił – sarknął Weasley. 
- Znasz go? Znasz Draco? – spytała Hermiona. – Wiesz jaki kolor lubi? Jakie kwiaty wysyła matce na jej urodziny? Co zamierza robić po wyjściu z Hogwartu? – zasypała Weasleya pytaniami. 
Draco musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Granger idealnie zmanipulowała rozmowę tak, że to teraz rudzielec był w defensywie. Gryfoni nigdy nie byli przyzwyczajeni do podobnej gry, więc teraz istniały tylko dwa wyjścia z sytuacji. Draco przeważnie, gdy doprowadzał do takiego punkty w rozmowie, prawie obrywał zaklęciem. 
Dla swojej własnej przyjaciółki Weasley wydawał się jednak być pełen respektu, bo zwiesił głowę, chociaż jego dłonie wciąż zaciskały się w pięści.
- Może nie wiem tego wszystkiego – zaczął powoli Gryfon. – Ale ludzie nie zmieniają się tak łatwo – dodał, wciąż nieprzekonany. 
- Może, jeśli nie mają dobrego powodu – odparła Hermiona szorstko. 
Sugestia była aż oczywista, że Draco ponownie położył dziewczynie dłoń na talii, jako ciche wsparcie i potwierdzenie jej słów. Slytherin w końcu do czegoś zobowiązywał i zapewne nawet Pansy byłaby dumna z tego jak wpasował się w sytuację. 
Hermiona cofnęła się, opierając barkiem o jego klatkę piersiową. Trochę, nie za bardzo, aby nie wyszło to sztucznie. 
Weasley przygryzł wargę tak mocno, że tylko cudem nie zaczęła krwawić, rzucił im ostatnie pełne złości spojrzenie i po prostu odszedł bez słowa. 
- Porozmawiam z nim – obiecał Potter niemal natychmiast. – Neville? – spytał niepewnie. 
- Nigdy nie interesowały mnie plotki – odparł Longbottom i uśmiechnął się nawet do Hermiony. – Ale jeśli ją skrzywdzisz, to postaram się, aby cały Gryffindor usłyszał kilka ciekawych anegdotek o twojej rodzinie – dodał, jakby to była jedyna rzecz, która mogła trzymać Draco w ryzach. 
Nie pamiętał jak blisko spokrewnieni byli, ale może Longbottom rzeczywiście usłyszał kilka takowych od swojej babki. Najważniejsze jednak nie było co chłopak wiedział faktycznie, ale niepewność związania z niewiadomą. Bardzo stare ślizgońskie zagranie, które stosowano nawet do tej pory. Otwarty szantaż z faktycznymi informacjami nudził arystokrację. 

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz