Pokolenie

812 79 4
                                    

Sarlin wyszedł, zostawiając ich samych. Harry nie miał ochoty na kolację, odkąd Niewymowni pozbawili go apetytu. Naiwnie sądził, że z biegiem czasu sytuacja zacznie się klarować. Grupa zaufanych będzie się powiększać i powoli będą wiedzieli na czym stoją. Tymczasem czekała go niezbyt przyjemna rozmowa z Ronem i zapewne z Ginny. 
- Nie chcę pogłębiać ich niechęci do Percy’ego – powiedział Harry. 
Severus nie wydawał się zaskoczony. 
- Wolałbym z nim porozmawiać i… - zaczął jeszcze. 
- Nigdy nie będziesz miał pewności – poinformował go mężczyzna. 
- Veritaserum… 
- Jest Niewymownym, więc eliksir prawdy nie podziała na niego tak mocno. Nie wiemy nad czym pracował i pracuje. Oklumencja czy Przysięga Wieczysta skutecznie zapobiegną działaniu Veritaserum – oznajmił mu Severus. – Wciąż jednak zgadzam się z tym, że powinniście się spotkać. Ta rozmowa może przynieść jakieś odpowiedzi. Niekoniecznie prawdziwe – dodał. 
Harry opadł ciężko na fotel. Nie zdążył pójść do swoich komnat, więc torba z książkami leżała porzucona tuż przy drzwiach. Numerologia nigdy nie wydawała mu się mniej ważna. Czuł też, że Hermiona tym razem nagięłaby zasadę pomagania jemu i Ronowi podczas tekstów. Nie, żeby przy profesor Vector ściąganie było najłatwiejsze. 
Kobieta wydawała się mieć oczy z tyłu głowy. Początkowo podejrzewali nawet, że jest jakoś spokrewniona z Szalonookiem Moodym. 
- Nie przed weekendem – dodał Severus. – Percy nie może być tak często widywany na terenie szkoły. Sarlin też potraktował go jednym ze swoich delikatnych zaklęć zapomnienia. 
- Niewymowni mogą szpiegować też Voldemorta – dodał Harry, bo ta myśl coraz częściej pojawiała się w jego głowie. – Teraz jak o tym myślę… Rookwood nie walczył aż tak… Nie wiem… Zaciekle. Wyeliminowałeś go tak łatwo, że pomyślałbym, że czekał tylko na jakąś okazję – zauważył. 
Severus zmarszczył brwi, starając sobie cokolwiek przypomnieć. Cruciatus Bellatrix skutecznie zatarł większość wspomnień z tamtego dnia. Tylko zaklęcie, które nałożył na niego Harry czasami przypominało o sobie pulsując ciepłem. 
I teraz już nie myślał o zdjęciu czaru. 
Starcie z Rookwoodem, jeśli mógł tak to nazwać, naprawdę było krótkie. Może mężczyzna był rozproszony innymi walczącymi, ale w normalnych warunkach odparowałby tak prosty czar bez problemu. Jednak pole bitwy, czas pojedynku to zawsze była wielka niewiadoma. Zaplanowanie czegokolwiek nie było możliwe. 
- Rookwood był w Azkabanie? – spytał Harry. 
- Tak. Nie byłby jednak jedynym, który został tam zamknięty z powodu wyższych celów – stwierdził Severus. 
- Jak bardzo zdeterminowani są Niewymowni – zainteresował się Harry. 
Osobiście nie potrafił sobie wyobrazić dobrowolnego zamknięcia w więzieniu pełnym Dementorów. Severus jednak uśmiechnął się samymi kącikami ust. 
- Nie umiem podać ci skali – odparł mężczyzna. 

*** 

Hermiona była w drodze do komnat Neville’a, gdy Draco wyszedł jej naprzeciw. Nie próbowała unikać chłopaka, ale też nie zamierzała się narzucać. Do końca wciąż nie potrafiła zrozumieć dziwnej przemowy Pansy. I nie chciała. Świat, który przedstawiła jej dziewczyna był pełen nieszczerości i nigdy nie chciałaby w nim żyć, i zastanawiać się kiedy może odwrócić się do kogoś plecami. 
Ślizgoni znani byli ze swoich intryg, ale nigdy o tym głębiej nie myślała. Nie analizowała jaki to może mieć wpływ na poszczególnych uczniów. Czy ich jako grupę. Nareszcie jednak rozumiała dlaczego tak strzegli pergaminu z przysięgą, którą składał każdy wtajemniczony w ich plany. Tylko zaklęcia dawały im pewność, że nie zostaną zdradzeni dla cudzego dobra. 
W zasadzie nie dziwiła się młodszym rocznikom. Dzieci wyglądały na przerażone od dnia, gdy Draco otrzymał w przesyłce głowę swojej matki. 
Ona sama nie potrafiła tak łatwo dość do siebie po tym widoku. 
- Masz chwilę czasu? Znalazłem coś ciekawego w księgach – powiedział Draco spokojnie. 
Przyglądał jej się jednak równie badawczo jak Pansy. I Hermiona wiedziała, że dziewczyna chciała dobrze. Dezorientacja jednak była obustronna – jeśli mogła tak to nazwać. Draco był inteligentny. Potrafił być też wyrozumiały, chociaż zapewne nigdy by się do tego nie przyznał. Jednak w tym jak traktował młodszych uczniów swojego rocznika było coś łagodnego, jakby doskonale wiedział przez co oni przechodzą. 
Kryzys ideałów, które rodziny wpajały im przez lata. 
Draco był też dowcipny na ten swój szorstki sposób, który zaczął ją akurat bawić, gdy rozpoczęli wspólne prace nad zaklęciami. Jego uwagi były celne i dotyczące tematu. Brakowało w nich dziecinnych prostackich żartów, które uwielbiał Ron. 
- Oczywiście – odparła, zastanawiając się co powie Pansy, gdy zobaczy jak wchodzą do komnat Harry’ego. 
Ślizgonki jednak nie było w środku. Salon wyglądał na zamieszkany, co stanowiło przyjemną nowość. Półki powoli wypełniały się księgami, które przynosili Ślizgoni. Niektórych z nich nie chciała nawet dotykać, ale jak do tej pory Draco nie miał problemu z żadnym tomem. Czytał dla niej wybrane fragmenty, chyba rozumiejąc dlaczego ona nie chce mieć kontaktu z Czarną Magią. 
A jednak w tym szaleństwie to on nie potrafił rzucić Avady Kedavry nawet na martwe ciało Bellatrix. 
Draco patrzył na nią tymi swoimi chmurnymi oczami, które od dawna przestały mieć odcień błękitu. Hermiona nigdy nie nazwałaby go klasycznie przystojnym. Miał zbyt jasne włosy, które wyglądały na tlenione. Jego czoło było wysokie i niedługo miało pokryć się głębokimi zmarszczkami, nad którymi dzielnie pracował teraz. Był nienaturalnie szczupły przy sporym wzroście, ale istniała szansa, że z wiekiem nabierze bardziej męskiej sylwetki. Chociaż sądząc po jego ojcu, nigdy nie będzie miał barków tak szerokich jak Ron i jego bracia. 
Draco spoglądał na nią, marszcząc brwi coraz bardziej, jakby nie wiedział dlaczego ta cisza się przedłużała. Jego wąskie usta ścisnęły się w wąską kreskę, gdy czekał na jej reakcję. 
- Pytałeś o coś? – zawahała się. 
- Nie – odparł. – Wydawałaś się zamyślona – dodał niepewnie. 
- Nie lituję się nad tobą – powiedziała przypominając sobie słowa Pansy. 
Zmarszczka pomiędzy brwiami Draco pogłębiła się jeszcze bardziej. 
- Co? – spytał ewidentnie nie rozumiejąc. 
- Rozmawiałam z Pansy – odparła i zauważyła jak jego tęczówki rozszerzyły się w zaskoczeniu. 
Jego twarz minimalnie zbladła, a jego ciało zesztywniało. 
- Tak? – spytał ostrożnie. – Pansy nie powinna się wtrącać w nieswoje sprawy – stwierdził. 
- Zgadzam się – przyznała Hermiona. 
Z fascynacją obserwowała jak jego wzrok staje się coraz bardziej obojętny. Jego wargi wydawały się teraz odrobinę pełniejsze, gdy wydymał je lekko zanim jakiś sarkastyczny komentarz opuścił jego usta. Zastanawiała się czy ćwiczył to przed lustrem przez całe wakacje nim wracał do Hogwartu i odgrywał swoją rolę. 
Każde ze Ślizgonów wydawało się bardziej żywe i realne odkąd nie ciążyła im wizja służby u Voldemorta. 
Hermiona nie czekała na to, co Draco zamierzał powiedzieć. Instynkt podpowiadał jej, że chłopak zamierzał się wycofać jak zawsze, gdy nie był pewien zwycięstwa. Ich domeną przecież było przekuwanie nawet własnych porażek w wygraną. 
- Lubisz mnie? – spytała wprost. 
Jego usta pozostały lekko uchylone, ale żaden dźwięk się przez nie prześlizgnął. Widziała w jego oczach tę walkę, ale nie zamierzała mu ułatwiać decyzji. Mógł skłamać. To był jego wybór. Jeśli nie chciał ryzykować dla niej, nie było sensu zaczynać czegokolwiek. Życie nie było proste i łatwe. Usłane różami i pochwałami. Ron dał im namiastkę reakcji z jaką spotkaliby się poza Hogwartem. A przypadkowy auror utwierdził ją w przekonaniu, że ludzie to zapatrzeni w przeszłość idioci. 
A wtedy żadna z uwag czy przykrych spojrzeń nie uderzyły w nich z pełną mocą. Udawali, aby osiągnąć swój cel u dało im się. 
Draco odwrócił wzrok, a jego ramiona obwisły, jakby właśnie się poddał. Co raczej nie było reakcją, na jaką liczyła. 
- Tak – odparł krótko, wciąż nie patrząc na nią. 
Hermiona uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego bliżej. Jego usta były wąski i suche, ale wciąż uważała, że cudownie pasują do jej warg. 

Demony-Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz