015|| Tramwaj zwany porzyganiem

21 0 0
                                    


Ok. Nie opisałam procesu, jak wróciłam do swojego ciała – ale nie było czego opisywać. Serio. Po prostu dałam znać Juliusowi, że już czas i może spierdalać z mojego ciała. Poważnie rozkminialiśmy, czy najrozsądniejszym krokiem nie byłoby pozbycie się go po całej akcji, ale ostatecznie zarzuciliśmy ten pomysł, gdyż nagły brak Juliusa ciężko byłoby wyjaśnić, zwłaszcza, że był jednym z najbliższych i najwierniejszych przydupasów Jorge. A ten zjeb zacząłby węszyć, a potem wszystko doszłoby do Aizena i byłaby dupa.

Co prawda, zrobiłyby się wtedy straszny burdel, ale to nie znaczy, że bez burdelu się obyło, tak czy siak. Gdyż jak już wspomniałam – zapukano do mych drzwi. Posłaniec przyniósł mi rozkaz od Aizena, że mam się stawić przed panem i władcą. To nie wróżyło niczego dobrego. To NIGDY nie wróżyło niczego dobrego. Zanosiło się na sążny opierdol, a może i chłostę wierzbowymi witkami. A jako, że zawsze staram się uciekać od odpowiedzialności i problemów, czułam się postawiona pod ścianą i plutonem egzekucyjnym, bo Aizenowi się nie odmawia. Tak więc podziękowałam ładnie i kulturalnie posłańcowi, jednocześnie dając mu usłyszeć siarczyste „kurwa" wyrywające się z mojego gardła.

Udałam się do Aizena na prywatną audiencję – nie było dla mnie problemem znaleźć miejsce, gdzie taka audiencja miała się odbyć – bo albo w sali tronowej, albo w jego prywatnej komnacie służącej też za biuro. Skąd to wiem? Zawsze bowiem byłam stałym bywalcem takich audiencji – głównie dostawałam opierdol, więc mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać.

Tak jak przewidziałam, Aizen siedział w sali tronowej. To zły znak. Audiencja spod znaku opierdolu odbywająca się w sali tronowej była nad wyraz poważną sytuacją – w chuj oficjalną. I oznaczała, że ostro zjebałeś. Na szczęście jednak Aizen był sam – jeśli był w towarzystwie swoich dwóch przydupasów, oznaczało to, że zjebałeś bardzo ostro. A więc światełko w tunelu. Takim długości trzech boisk futbolowych i wypełnionym fekaliami.

- Aizen-sama – zaczęłam niepewnie, kłaniając się. Miałam ochotę powiedzieć coś w stylu "no i czego ty kurwa ode mnie znowu chcesz?" Ale nie wypadało mi, bo to przecież mój pracodawca. No weźcie.

- Który to już raz u mnie gościsz? – zapytał retorycznie Aizen. Znaczy się, ja uznałam to pytanie za retoryczne. – Doszły mnie słuchy, że tym razem przeszłaś samą siebie.

- Dziękuję.

- Nie jestem pewien, czy powinnaś odczytać to jako komplement.

- Jestem pod wrażeniem wysiłku, jaki włożyłaś w swoją pseudo misję oraz jakim pomyślunkiem się wykazałaś tworząc plan. Co jednocześnie pozwala mi stwierdzić, że nie ty jesteś jego autorką. Co z kolei prowadzi nas do prostej konkluzji – miałaś wspólników. Ten fakt, natomiast, nakazuje bezpośrednie oraz niezwłoczne wydanie współwinowajców.

Od kiedy Aizen się taki elokwentny zrobił? Nie mogłam się nadziwić. Pewnie Tousen albo Ichimaru napisał mu całą kwestię na jakieś kartce. Ale nie. Miał to napisane na ręce, które po wszystkim wytarł o siebie. Cwaniaczek.

- Nnoitra został skierowany do odbycia kary w izolatce, a ty z jakiegoś niezrozumiałego mi powodu pomyślałaś sobie, że powinnaś go stamtąd wyciągnąć. – kontynuował władca – Nie ważne. Nie ogarnęłaś, że kara przyjdzie po ciebie za taki niecny czyn? To bezpośrednie sprzeciwienie się mojej woli. Co jest oczywiście nielegalne.

Chciałam powiedzieć, że nie biorę odpowiedzialności za swoje decyzje podejmowane pod wpływem alkoholu, ale milczałam.

- Ufam, że czytałaś Kodeks kiedy przyjmowaliśmy cię na stanowisko.

Espada Parody || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz