002|| Dzień jak co dzień

213 11 2
                                    

Staliśmy tak i patrzyliśmy jak wół na malowane wrota. Sraczkowaty płyn rozlewał się leniwie po kafelkach, kiedy Nnoit powiedział:

- I w pizdu. I wylądował. I cały misterny plan też w pizdu.

- No, trudno, Grimmjow-kun. – Szayel wzruszył ramionami – musisz zlizać to z podłogi.

Grimm wszczął dzikie protesty, treści których nie mogliśmy zrozumieć z powodu knebla wciśniętego w zęby. W końcu Ulquiorra się zlitował i wyciągnął starą skarpetę Aizena z jego ust.

- Sam se to żryj! – twarz Grimma wykrzywiła się w grymasie złości, kiedy spojrzał na Szayela

- Ty masz chyba jakiś problem, chłopcze. Opowiedz mi o nim.

- Tak! Ty jesteś tym problemem! Ty i twoje pedalskie różowe włosy!

- Ale jak to mówią... – wtrąciłam – z problemem najlepiej się przespać.

- Przespać to ja się mogę z twoją starą! – odparł Grimm

- W porządku. – powiedział w końcu Szayel po dłuższym milczeniu – Rób jak chcesz.

Potem po prostu jak gdyby nigdy nic poszedł sobie do komputera. Po drodze wzruszył jeszcze ramionami i mruknął coś w stylu „a chciałem pomóc". My tymczasem dalej próbowaliśmy namówić niebieskowłosego do wylizania tej podłogi. No bo cóż... to tylko jego wina, że tak zjebał sprawę. Po którejś tam próbie z kolei stwierdziliśmy, że nasze starania nie mają sensu, a nasz trud jest daremny. Każdy więc zajął się własnymi sprawami, nie omieszkując zostawić związanego Grimma na podłodze. Więc leżał jak taki czopek kontemplując na kałużą antidotum. Ja tego nie rozumiem. W Jaki sposób ten osobnik był w stanie funkcjonować tyle lat i jakoś sobie radzić? (w sumie nie do końca, bo jednak umarł w młodym wieku i znalazł się tutaj...) Przecież takich ludzi to powinni poddawać przymusowej eutanazji. Albo po prostu aborcja powinna być dozwolona do dwudziestego któregoś roku życia płodu. Fundacja TVNu powinna objąć go opieką.

Dalej tam leżał, kiedy godzinę później przyszłam z powrotem do Szayela, bo zapomniałam telefonu. Ah, te przyziemne problemy.

- Grimm, jak tak na ciebie patrzę, to mam ochotę wysłać SMS o treści „pomagam". – powiedziałam rzucając mu krótkie spojrzenie, a potem podeszłam do siedzącego przy komputerze Ósmego Espady.

Właśnie oderwał twarz od monitora i chwycił za pudełko chusteczek higienicznych.

- o, Pesa-chan, witam ponownie. – uśmiechnął się majstrując przy kroczu chusteczkami

- No, siema. – odparłam i odczekałam chwilę, aż wyrzuci zgniecione chusteczki do śmietnika, po czym podeszłam – znowu jakieś ostre pornosy?

- Heh, znasz mnie. – milczał przez chwilę – Wiesz, tak sobie myślałem nad rozkręceniem biznesu. Biznesu porno. Już wrzucam do Internetu jakieś amatorskie filmiki ze mną w roli głównej, ale chciałbym, żeby były ambitniejsze. Takie wiesz, porno z prawdziwego zdarzenia.

- A mówisz mi to, ponieważ...?

- Bo może pomożesz mi skołować aktorów? Oczywiście jak chcesz, to też możesz.

- Taaa... nieee, dzięki, wolałabym się nie obnażać przed kamerą i robić z siebie debilki. Już i tak wyglądam jak prostytutka w codziennych ciuchach.

- Wiem. Sam projektowałem. Uznałem, że tak będzie odpowiednio: stylowo i lekko prowokująco.

- A wyszło chujowo i niepraktycznie.

Espada Parody || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz