011|| Konfrontacja

173 9 4
                                    

Wierzcie lub nie, ale Grimm znalazł się sam. Tak, tak po prostu. Opowiedzieliśmy wszystko Aizenowi, bo i tak by pewnie z nas to wyciągnął za pomocą Tousena i jego słynnych Tańczących Palców... Nie, nie chcecie wiedzieć co to takiego. Szayel nie skąpił szczegółów, a Nnoit ubarwiał opowieść Ósmego licznymi, wymownymi wulgaryzmami. Tym razem o dziwo obeszło się bez podłego oskarżania mnie o całe zajście. Aż zapisałam to sobie w kalendarzu. Będzie dla potomnych. Ale nie odbiegajmy od tematu. Grimm przybłąkał się sam, jak jakiś mały zagubiony kotek. Aizen przyjął go jak syna marnotrawnego, ale ukarał go stosownie do przewinienia. Od teraz Pantera musiał robić za kelnera. I służącego. Dla całej Espady. Na początku trochę bałam się zlecać mu takie zadania jak zrobienie mi prania albo ułożenia gaci w szufladzie, bo spodziewałam się, że zrobi wszystko źle i po prostu zrobi krzywdę moim rzeczom... albo sobie, ale nie trwało to długo. Nie miałam już skrupułów wysyłać go do sklepu po podpaski albo kazać mu stać pod drzwiami, kiedy ćwiczyłam, żeby nikt się nie napatoczył i nie zobaczył mojego obrzydliwego, wyginającego się ciała ubranego w prześwitujące spodnie. Co to, to nie. Nie mogłabym później opędzić się od szyderczych spojrzeń. Ale... przejdźmy lepiej do tego, co działo się parę dni po tym, jak Grimm skończył już swoją pokutę.

- No, to party hard! – Grimm podkręcił głośność w radiu, w którym radośnie rozbrzmiewał Sławomir – Miłoś, miłoś w Zakopanem!

- To jest raczej party soft .– mruknęłam

- A raczej party retarded. – dodał Nnoit rzucając Grimmowi pogardliwe spojrzenie

- Nnoit, spokojnie. Nie każdy ma gust muzyczny. Trzeba to uszanować.. – tymczasem gdzieś z korytarza rozbrzmiała „pizda nad głową" – Dobra, nie ważne. Żartowałam.

Zapytacie: ale co tu się dzieje? No cóż. Piątkowy wieczór. Znaczy się... tu zawsze jest wieczór, no ale rozumiecie. Siedzieliśmy właśnie w świetlicy, bo ktoś wpuścił do pokoju Szayela gaz musztardowy. To chyba miała być jakaś forma terroryzmu albo dzikiego protestu. Sytuacja była dość niezręczna, bo zawsze to siedzieliśmy właśnie w pokoju Szayela, a nie w świetlicy, gdzie zwykle było zbyt wielu świadków. Aż nie wiedziałam jak się zachować, gdzie usiąść i gdzie podziać oczy.

- Ścisz to radio, Grimmjow. – mruknął Ulqu gdzieś z kanapy, na której siedział pogrążony w czymś, co oglądał w telewizji

- A skąd ty się tak nagle interesujesz Gotowymi na wszystko? – zapytał Szayel zerkając w ekran

- Ooo, to ja też chce! – rzuciłam się tyłkiem na kanapę, aż coś zatrzeszczało. W sensie, w kanapie, a nie w tyłku.

- Ej, ale uważaj, co? Bo znowu deski połamiesz. – Stark śpiący gdzieś w rogu kanapy nagle się wybudził

Rzuciłam mu tylko szybkie spojrzenie, mówiąc cicho „nom" i odwróciłam się z powrotem do ekranu, żeby zobaczyć jak Bree van de Kamp ubrana w różową wieczorową suknię, ładuje strzelbę. Ah, powtóreczki. Aż człowieka nostalgia dopada.

- Wy se chyba jaja robicie. – Nnoit stanął między nami a telewizorem, zasłaniając widok

- Ej, potrzebuję przynajmniej jednego normalnego, nudnego wieczoru w miesiącu. Ciągle się z wami użeram. Ty myślisz, że to jest takie fajne? Pierdolca można z wami dostać. – powiedziałam – A teraz spieprzaj mi z oczu, bo oglądam.

Chwilę potem dało się słyszeć czyjeś szybkie kroki. Moment później do świetlicy wbiegł zdyszany Aaroniero. Trzymał w ręku telefon.
- Nnoitra! – krzyknął łapiąc powietrze (proszę, nie wnikajmy w jego fizjologię. Wiecie, że jest posrana. Szayel postanowił sobie, że kiedyś dokona sekcji jego zwłok) – Nnoitra! Do ciebie!

Espada Parody || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz