001|| "Cudowna" mikstura

363 12 8
                                    

Pamiętam, jak przybyłam do Espady. Myślałam, że łał, prestiż bardzo, szacun na dzielni i rabaty w KFC. Aizen w końcu wszystkich zachęcał jakimiś benefitami, rabacikami i kartami multisport, co okazywało się jedną wielką ściemą i mydleniem oczu szarym mydłem Biały Jeleń.

Ogólnie rzecz biorąc, jest chuj, dupa i kamieni kupa. No i nie dostajemy wypłaty. Żadnej, nawet najniższej krajowej. Na utrzymanie całego Las Noches bulą zwykli, szarzy obywatele Hueco Mundo. A wszystko po to, żeby Aizen mógł sobie dogadzać, kupując jakieś całkowicie zbędne gówna do swojego pokoju. No, część hajsu idzie też na ewentualne naprawy w Las Noches i na rachunki. A kolejna część na imprezy i jakieś wyjazdy. No cóż, gdyby podatnicy dowiedzieli się, na co idzie ich forsa, zapłakali by rzewnymi łzami.

No, ale jak zwykle się rozgadałam. Las Noches to jedno wielkie zdemoralizowane i zdezorganizowane gówno, na którego czele stoi Aizen, dlatego nasza wesoła „rodzinka" jest taka dysfunkcyjna. Ale to już wiecie. O członkach Espady też się nie wypowiem, bo to też jedna wielka organizacja półmózgów, ale to też już wiecie. Mnie nie znacie, bo szanowny pan Tite Kubo postanowił mnie nie uwzględniać w mandze jak i potem anime (ah, a więc to tak Deadpool czuje się w momentach, kiedy łamie 4 ścianę), tak więc chuj mu w cyce, sama sobie poradzę. Zabawne jest też to, że w taki poważny i groźny sposób przedstawił zjebów mieszkających w Las Noches. Ha. No, ale nie to jest tu najważniejsze. Najważniejsze jest to, że pewnego pięknego wieczoru powstał Team of Espada. Przekleństwo i błogosławieństwo za razem. To chyba piątek był..Z pozoru zwyczajny, jednak pozory mylą. Nikt nie spodziewał się, że zapisze się w historii jako początek pięknej przyjaźni (buhaha) i powstania nieoficjalnego i legendarnego już Teamu of Espada. Przez dłuższy czas nie mogłam znaleźć sobie w Espadzie miejsca, czasem tylko pogadałam o dupie Maryni z jakimś przypadkowym Espadowiczem, jednak wszyscy zachowywali się jakbym była jakaś trędowata. A to zawsze ja byłam ta najbardziej introwertyczna. No cóż, członkowie Espady byli (i są) bardzo upośledzeni społecznie, więc mogłam czuć się jak u siebie. Tak więc no, tak, był piątkowy wieczór i siedziałam w pokoju Szayela, jak zwykle z resztą. Potem zeszła się też reszta tych zjebów. Takie nasze tradycyjne miejsce spotkań, nasza Kwatera Główna. Znaleźliśmy się tam przypadkiem, bo każdy miał jakiś interes do Ósmego i tak jakoś się złożyło. Przypadek? Nie sądzę. Przeznaczenie? Może. Hotel? Trivago.

Skończyło się na tym, że jakoś tak usiedliśmy, a Szayel wyciągnął gorzałę z barku i poszło. Najtańszy alkohol poniewiera najbardziej. W myśl tej zasady, każdy nalał sobie hojnie taniego wina marki Wino i zaległ wygodnie na kanapie.

Ale to już historia na inną noc. Przejdźmy raczej co było później. Jakiś miesiąc od tego wydarzenia. Albo coś. W każdym razie, znowu siedzieliśmy w pokoju Szayela.

- No zajebiście ci Grimmjow dziękuję za przywalenie mi dzisiaj drzwiami od kibla. – mruknęłam do umięśnionego, niebieskowłosego gościa, który z początku wydawał mi się całkiem godny uwagi, ale potem okazało się, że jest idiotą i cały urok prysł

- Zajebiście nie ma za co. – odparł Grimmjow i pociągnął zdrowo trunku z kielona, po czym zakrztusił się i oblał sobie spodnie

- Zaraz zajebiście dostaniecie gonga na pysk. – wtrącił zirytowany Nnoitra. A ten to od początku mnie wkurwiał. Nie wiedziałam, co tu w ogóle z nami robił. Chyba Szayel miał jakiś sentyment to tego dryblasa. Albo jakieś ciągoty. W końcu od zawsze jechało od niego perwersją na kilometry. Albo gejozą. Wystarczyło, że się pokazał, a już wiadomo było, z kim ma się do czynienia.

- Jak wiecie, ostatnio dużo się gada o tych śmiesznych chrupkach, co ich jest po 37 w każdej paczce. – zaczął Ulquiorra beznamiętnie. Jak zwykle. Od początku podejrzewałam, że może być na wpół martwy.

Espada Parody || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz