010|| Rozstania i powroty

135 11 2
                                    


         Żółta taksówka zajechała na najbliższy przystanek tramwajowy w centrum. Zatrzymała się tuż przy zdezorientowanym Nnoitrze, podekscytowanym Szayelu i Ulquiorrze, który wyglądał, jakby wszystko miał w głębokim poważaniu. I tak zapewne było. Spojrzeli na podejrzanie znajomy napis na jej drzwiach. „Fake taxi" – gdzieś już to widzieli...
- Mam dziwne uczucie deja vu – zachichotał Szayel
        Po chwili drzwi taksówki się otworzyły i wyszła z nich znajoma postać. Nieco pokiereszowana i ubrana w szpitalną koszulę nocną.
- O proszę. I znalazła się zguba. – powiedział Ulquiorra
- Hej, haj, heloł. – powiedziała Pesadilla zatrzaskując za sobą drzwi. Te od strony kierowcy. Taksówkarz nie odjechał. Samochód nadal stał przy krawężniku. - Najsampierw winniście wszyscy dostać wpierdol.
- Ale za co? – zapytał Nnoitra, chociaż niespecjalnie go to obchodziło
- Za to, że zawlekliście mnie na przystanek, rzuciliście na ławkę jak worek ziemniaków i tam mnie zostawiliście! – podeszła do czarnowłosego i wymierzyła mu siarczysty policzek – A to za to, że zamortyzowałeś sobie upadek mną!
- A idź w chuj! – wkurzył się Nnoitra i zamachnął się, żeby jej oddać. Nie zdążył. Ku jego zaskoczeniu, on dostał pierwszy. Prosto w oko. – Ja pierdolę! Kurwa mać, zaraz cię tak sklepię, że będziesz zębów szukać w kanalizacji miejskiej! Co za dziwka!
- Nnoit, spokojnie, bo się jeszcze zmęczysz.
- A ty na chuj się, kurwa, gapisz? – Nnoitra spojrzał nagle na Ulquiorrę, pocierając obficie łzawiące oko

+++

        Byłam bardzo rozczarowana zachowaniem chłopaków. A chuj, kogo ja próbuję oszukać. To było do przewidzenia. Normalnie powinnam także spodziewać się jakiegoś gwałtu ze strony Szayela albo chociaż tego menela, którego zobaczyłam zaraz po ocknięciu się. Choć z drugiej strony, nie mam żadnej pewności, że to się nie wydarzyło. No, ale nie warto było się dłużej nad tym spuszczać. Szayelowi pociekła stróżka krwi z nosa i zaśmiał się perwersyjnie. Jego wzrok wciąż spoczywał na charakterystycznym „fake taxi" napisanym na drzwiach samochodu. Jego namiot także radośnie się rozstawił. Kiedy tylko to zauważył, wyciągnął telefon, twierdząc, że musi czegoś bardzo pilnie poszukać. Nnoit zaglądał mu przez ramię. Nawet Ulqu rzucił krótkie spojrzenie na ekran. Czy im odjebało? No... Ja kurwa wiem, że fake taxi to popularne pornosy, które są tak autentyczne, jak mordy sióstr Godlewskich. Ale jak oni w ogóle mogli pomyśleć, że byłabym w stanie tak się podle zeszmacić? Za głupi przejazd taksówką? No proszę. Jeśli się szmacić, to tylko za miliony monet.
- Pesa-chan, ile zapłaciłaś panu taksówkarzowi? – zapytał Szayel zawzięcie grzebiąc w PornHubie.
- Weź wpisz może „Fat cow fucked hard" – zasugerował Nnoit półszeptem
- Słyszałam. – mruknęłam
- I bardzo dobrze.
- No ja pierdolę, dalibyście na wstrzymanie!
        Szayel odłożył telefon z wielce zawiedzioną miną. Wiedziałam, że nie podda się tak łatwo i będzie próbował znaleźć ten jebany film, który wcale nie. Nie chciałam dłużej zawracać sobie tym gitary, bo faktem pozostawało, że byliśmy gdzieś w centrum, ubrani w same koszule szpitalne, prawdopodobnie szukała nas armia, a Aizen i Espada gnili gdzieś w pudle. Nie wiem jak to się dzieje, że nawet kiedy próbujemy spędzić spokojny dzień na spacerze, na plaży czy po prostu siedzieć na dupie robiąc piknik, to i tak zdarzy się coś posranego. Pamiętam jak kiedyś poszliśmy do kina. No, niby taki kulturalny, spokojny wieczorek, a tu JEB! Nagle wylądowaliśmy w najgorszej dzielnicy, gdzie zostałam wzięta za prostytutkę, Szayela uprowadziła mafia, Ulqu zrobił striptiz w przedszkolu, Tesla i Nnoit zostali seksualnymi niewolnikami grupki transwestytów, a do tego wszystko ktoś nagrał, pięknie zmontował i wszystko wylądowało w Internecie. Kiedy Aizen się o tym dowiedział, kazał nas wychłostać nago. I to publicznie. Taa.. powinnam opowiedzieć kiedyś tę historię. Ubaw po pachy. Tymczasem jednak w mojej głowie pojawiło się pytanie: co z Espadą?
- Co dalej? – zapytałam, postanawiając nie drążyć dalej tematu mojej domniemanej seks taśmy z taksówki.
- No cóż... pozostaje nam tylko jedno. – Nnoit wzruszył ramionami – Wrócić do Las Noches i mieć wszystko inne w dupie.
- Ty, Nnoit, uważaj co masz w dupie.
- Ale... Aizen-sama... - wtrącił Ulqu
- Jebać go.
- Nnoitra? – nagle dobiegł nas dziwnie znajomy głos. Wiedziałam, że go gdzieś już słyszałam, nie mogłam tylko sobie przypomnieć do kogo należał. Rozejrzawszy się dookoła dostrzegłam kogoś, z kim moje stosunki (hehe) były co najmniej napięte. A, co się będę pierdolić. Nienawidziłam suki.
        Nnoit zbladł. Odwrócił się, żeby zobaczyć widmo przeszłości, które nawiedzało go co pewien czas. Całkowicie niespodziewanie. Rozbierało go wzrokiem, niemal gwałcąc. Gdyby spojrzeniem dało się zrobić laskę, ta suka miałaby w tym doktorat. I habilitację. Neliel Tu Oderschvank. Czy jak tam się ona wabiła. Tak tylko tam stała i gapiła się na Nnoita, a on na nią. My, w sumie, też gapiliśmy się na nią. Ulqu szepnął do Nnoita coś w stylu „nie pokazuj, że się boisz. Cofaj się powoli". A mówiłam mu kiedyś, żeby sobie załatwił zakaz zbliżania. To „nieee, no co ty, chyba cię jebło, przecież nic się nie stanie, dam sobie radę, nie jestem ciota."
- Co ona tu robi? – głos Neliel stał się zimny i oschły, kiedy jej wzrok spoczął na mnie.
- Stoję. – odparłam jak debil
Chyba ją zatkało. Nie spodziewała się takiej błyskotliwej riposty z mojej strony. Szayel tymczasem fenomenalnie wyczuł narastające napięcie i postanowił je rozładować. Objął Nel ramieniem i zmienił temat, wskazując na fejk taksi i proponując jej przejażdżkę. O dziw(k)o, Nel nie wiedziała o co chodzi i powiedziała, że się zgadza, bo w sumie zrobiła zakupy i nie chce jej się taszczyć reklamówek. Załadowała się więc do taksówki, ale ta nadal nie ruszała z miejsca.
- Coś tu nie gra. – zauważył Szayel – Czuję to w kościach. Czemu ten taksówkarz nie jedzie? Może byłby nowy film na redtubie.
- Bo umarł. – wzruszyłam ramionami
- Co? Dlaczego?
- No nie wiem, spytaj się go.
Po chwili była trzecia Espada wybiegła z taksówki i machając rękami jak pojeb, powiedziała coś w tylu „pan kierowca nie żyje!" i „matkobosko!" No nie żył. No i co z tego? Kurwa, no sorry. Niech ten, kto nigdy nikogo nie zabił, pierwszy rzuci kamieniem.
- Zabiłaś go! – dziewczyna wskazała mnie palcem, a ja poczułam duży dyskomfort z tego powodu. Nie lubię, jak wytykają mnie palcami... albo innymi częściami ciała.
- A i owszem. – odparłam – W czym problem? – naprawdę nie wiedziałam w czym problem.
- Ale dlaczego? – zapytał Ulqu, chociaż niespecjalnie go to interesowało
- Zdenerwował mnie. Nie miałam hajsu, żeby mu zapłacić i powiedział, że to nie problem, że można tą sprawę rozwiązać inaczej, jeśli wiem o czym mówi. No, to ja mu powiedziałam, że nie jestem dziwką i żeby sobie spadał na drzewo prostować banany. To on na to, żebym świntuszenie zostawiła na później, a teraz on włącza kamerę i mam się rozbierać. No to ja mu powiedziałam, że ta zniewaga krwi wymaga i upierdolę mu ten jebany ryj. A potem zatłukłam go zagłówkiem. Następnie usiadłam mu na kolana i przyjechałam tutaj.
- Siedziałaś trupowi na kolanach? – zapytał Szayel
- Tak. No, masz rację, nie było najwygodniej, ale cóż mogłam zrobić? No... to znaczy, mogłam go wyrzucić gdzieś na ulicę, ale wtedy o tym nie pomyślałam.
- Pojebana jesteś. – skomentował Nnoit
- A dziękuję, dziękuję. – powiedziałam, usłyszawszy komplement
- To teraz go sobie bierz! – pisnęła Nel tym swoim niemożliwie wkurwiającym głosem, a potem przytachała tu martwego taksówkarza i wcisnęła go w moje ramiona, by później podejść do Nnoita i włożyć mu w dłoń jakąś kopertę, po czym wsiadła do samochodu, trzasnęła drzwiami i odjechała.
- I co ja mam teraz z tym zrobić? – zapytałam wskazując głową na martwego taksówkarza, którego podtrzymywałam
- Nie wiem, wyrzuć go i chodźmy w końcu. – poirytowany Szayel rozmasowywał skronie.
- Tam masz śmietnik. – dodał Ulqu i wskazał przyprószony rdzą kontener gdzieś po drugiej stronie ulicy wśród blokowisk – Śmieci wyrzuca się do śmietnika.
Tak też zrobiłam, a potem pospieszyłam za chłopakami, którzy zastanawiali się, co powinniśmy teraz zrobić. Jeśli Aizen dowie się, że przejebaliśmy gdzieś Grimma, będzie niepocieszony. No, ale takie rzeczy przecież się zdarzają. Powiemy, że ktoś go porwał, zgwałcił i zamordował, a ciało wrzucił do rzeki. Niekoniecznie w tej kolejności. Co się może stać? Zaraz potem zadzwonił telefon Ulqa. Zgadnijcie, kto dzwonił? Aizen. Tak. Aizen we własnej osobie. Poczułam, jak po plecach przebiegł mi dreszcz. Bo Aizen jest głupi, ale właśnie to czyni go bardziej nieobliczalnym i niebezpiecznym.
- Nie odbieraj! – Nnoit rzucił się, żeby wyrwać niskiemu koledze telefon.
Nie żartuję z tym niskim. Ulqu jest najniższy z nas. Serio. To naprawdę śmiesznie wygląda. Ma jakieś metr sześćdziesiąt dziewięć i Grimm często targa z niego łacha. Z kolei taki Nnoit wyśmiewa się z Grimma. No cóż, Nnoit ze swoimi dwoma metrami piętnaście jest najwyższym członkiem Espady. Zaraz po Yammim. Ale walić to.
Ulqu odebrał telefon, a jego rozmowa trwała bardzo krótko. Kiedy się rozłączył, wszyscy popatrzyliśmy na niego oczekująco.
- No co? – zapytał, mając na myśli „na chuj się gapicie?"
- No i co powiedział? – ponaglił go Szayel – No wiesz, Aizen. Rozmawiałeś z nim. Przed chwilą. Przez telefon.
- Owszem. Rozmawiałem.
- Bo ja zara nie wyczymie – zirytowałam się
- Aizen-sama i reszta siedzą w areszcie. Mieli prawo do jednego telefonu. Liczą, że wpłacimy za nich kaucję.
- Taa.. z tym może być ciężko. – stwierdził Szayel – Musimy wrócić do Las Noches i zobaczyć ile zostało nam kasy.
         Zgodziłam się z ociąganiem, bo nie lubię marnowania pieniędzy. Zamiast wydawać hajs na coś, czego nie lubię (Aizena i resztę tych debili), mogłabym go przepierdolić na alkohol. Albo twarde narkotyki. Poza tym, byłam prawie pewna, że kiedy tylko Aizen wyjdzie z aresztu, obwini mnie o wszystko. Jak zwykle. Nie wiem czemu tak jest, do chuja pana, ale za każdym jebanym razem wszystko, co się dzieje, jest w jego mniemaniu moją winą. Znaczy się... W większości przypadków to rzeczywiście JEST moja wina... ale tylko w większości. A to różnica. Kolosalna.
        Teraz pozwolę sobie pominąć proces powrotu do Las Noches. Raczej fakt, że jechaliśmy komunikacją miejską, a wszyscy się na nas gapili i odsuwali na bezpieczną odległość nie jest zbyt interesujący... Ale kurde... wyobraźcie sobie to. Jedziecie rozklekotanym tramwajem, który śmierdzi starym, zniedołężniałym żulem, pod tylnymi siedzeniami rozlał się teraz już zaschnięty bełt, a wy tak sobie radośnie stoicie na środku w piżamkach w kolorze medycznej zieleni licząc na to, że nie wejdzie żaden kanar.
Dotarliśmy do Las Noches i każdy poszedł po swój portfel. Okazało się, że nie mielibyśmy jak wykupić Aizena i pozostałych, bo bida z nędzą.
- Ja mam tyle – Szayel pokazał jakiś jeden zmięty dziesięciozłotowy banknot, dwa grosze (w dwóch osobnych monetach) i stary bilet na pociąg.
- A ja tyle. – Nnoit wyciągnął z portfela złoty dwadzieścia, jedną lempirę honduraską (czyli jakieś złoty szesnaście), pogniecioną kartę as pik, kartę Moja Biedronka, zasuszony liść marihuany, niebieski guzik i trzy małe kamyki („zobaczycie, kurwa wasza mać. Okaże się, że są wiele warte, to się sami przede mną wypinać będziecie")
- To wszystko, co mam. – Ulquiorra odwrócił portfel do góry dnem i wysypało się z niego nowiutkie pięćdziesiąt złotych, porysowany i pokrwawiony kawałek szkła, jakiś sznurek, dwa euro i trzynaście centów, a także całkiem nowa prezerwatywa. Ulqu na nią spojrzał – Nie wiem skąd to coś się tu wzięło.
- A ty? – zagadnął mnie Nnoit – Nie ma, że tylko ja będę bulić. Nie chcę wydawać moich ciężko zarobionych pieniędzy sam. Wyskakuj z forsy.
- No, dobra. – ciężko westchnęłam i wysypałam zawartość portfela na stół. Znajdowało się tam jakieś pisiąt groszy, jedna korona czeska, pięć szylingów kenijskich (czyli jakieś siedemnaście groszy), karta do pobliskiej drogerii, karta na punkty z lodziarni, stary klucz od komody znaleziony gdzieś na trawniku pod blokiem i mały kłębek z nitek.
- No, za wiele to my tym nie poczarujemy... - mruknął Szayel, ale zebrał wszystko do małej reklamówki. Zdążyłam tylko zgarnąć kartę do drogerii. Nie mogłam stracić tych wszystkich punktów.
Przebraliśmy się w coś normalniejszego (mówiąc normalniejszego wcale nie mam na myśli espadzianych uniformów. Ależ bynajmniej.) i załadowaliśmy się do czarnego Hummera Nnoita.
- Ej, kurwa, ale wytrzyjcie podeszwy. – Nnoit zagrodził nam drogę do swojego samochodu – Mam nowe dywaniki. W Tesco kupiłem. – potem wskazał na mnie swoim chudym palcem – A ty to masz zakaz wpierdalania czegokolwiek w moim samochodzie. Wiecznie tylko sprzątam po tobie te jebane okruszki. Kurwa, w zeszłym tygodniu frytkę pod siedzeniem znalazłem!
- Dobra... weź się nie spinaj. – wyminęłam go jak gdyby nigdy nic i załadowałam się na przednie siedzenie pasażera.
- Pesa-chan, wiesz, że to moje miejsce. – Szayel pokręcił głową z uśmiechem – Nie każ mi cię zgwałcić.
        Wyszłam posłusznie i usiadłam na tylnym siedzeniu. Wiedziałam, że wcale nie żartuje. Gwałt to poważna sprawa. Szayel nigdy nie żartuje z gwałtu. Oznacza to, że jeśli mówi, że cię zgwałci, to znaczy, że cię zgwałci.
        Pojechaliśmy. Droga mijała nam spokojnie, gdy nagle jakiś kierowca za dychę, który prawo jazdy chyba w Lay'sach znalazł, znienacka zmienił pas i wjebał się nam przed maskę. Przesunęłam się na środek tylnej kanapy, żeby lepiej widzieć. Prawie byśmy w gnoja przyjebali, ale Nnoit wymienił ostatnio klocki hamulcowe i kiedy nacisnął na pedał, samochód stanął momentalnie, zupełnie jak penis Szayela kiedy się tego najmniej spodziewacie. A ja poleciałam mordą do przodu, waląc czołem w ekran z nawigacją i nurkując twarzą w jednym z nowych dywaników z Tesco. Już zaczynałam wątpić, że się stamtąd wydostanę. Poza tym Szayel miał teraz wygodny dostęp do mojego tyłka. Na szczęście nie skorzystał z okazji.
- Ej weź ty się, kurwa, ogarnij. – skarcił mnie Nnoit, kiedy próbowałam się podnieść. Nie było łatwo – Co ty odpierdalasz? Chcesz mi samochód rozjebać? Ty wiesz ile hajsu podatnicy musieli na to wyłożyć?
- Weź spierdalaj! – jęknęłam – Ty myślisz, że specjalnie tak wyjebałam mordą? Mogłam zginąć!
- Hm... Dobrze, że nie wyleciałaś przez przednią szybę...
- No właśnie.
- Ty wiesz ile taka szyba kosztuje? Jakbyś tak ją rozbiła, to bym cię musiał zajebać.
Koniec końców dotarliśmy na komisariat. Ładnie się przywitaliśmy i przedstawiliśmy. Szayel wyłożył reklamówkę pełną naszych fantów z portfeli na biurko.
- My przyszliśmy wykupić kolegów. – powiedziałam, bo nie zanosiło się, żeby któryś z nich zamierzał to zrobić. Na pewnie nie Ulqu. On już był sztywny ze strachu.
Jeden z policjantów zajrzał do foliówki i przejrzał jej zawartość. Nie wyglądał na zachwyconego.
- Hej – splotłam ręce na piersi – to i tak więcej niż są warci.
- Nic z tego. – powiedział w końcu
- Co? – zdziwił się Szayel – Zapłaciliśmy kaucję! Czego jeszcze od nas chcecie?
- Nic z tego. Uciekli dzisiaj. Pół godziny temu. Wysłałem odpowiednich ludzi i specjalny oddział Pekińczyków.
- Takich psów? – zapytałam unosząc jedną brew
- Nie. Takich ludzi, którzy pochodzą z Pekinu.
- Kurwa, i co teraz? – zapytał Nnoit
- Nic. – odparłam – Wracamy.
- No, ale robicie zrzutę na wachę, bo samochód nie jeździ na wodę.
         Zgarnęliśmy więc tylko reklamówkę z kaucją i udaliśmy się z powrotem do samochodu. Po jakichś czterdziestu pięciu minutach wróciliśmy do domu. I w rzeczy samej. Był tam Aizen. Z resztą. Nie chciałam wnikać jak udało im się uciec, nie obchodziło mnie to też w najmniejszym stopniu. Ale nie mogłam zrozumieć jak można być takim debilem, żeby ukryć się w najbardziej oczywistym miejscu. Gdyby ich złapali, my też poszlibyśmy siedzieć. A na to nie miałam najmniejszej ochoty. Musiałabym sobie zrobić jakiś brzydki tatuaż wykonany podejrzanym sprzętem z jakimś kurde HIVem, a do tego nie mogłabym się w spokoju schylić po mydło pod prysznicem. Spaskudziłoby mi to kartotekę. Nie, no bez przesady. Nie omieszkałam również kulturalnie, ale dosadnie uświadomić to Aizenowi, który tylko spojrzał na mnie z politowaniem, a potem położył mi rękę na ramieniu... Nigdy nie lubiłam, kiedy to robił. Zawsze dawał mi tym do zrozumienia, że jego intelekt przewyższa mój i do tego jestem tylko takim pomniejszym Fraglesem, który nie ma prawa głosu i który może zaraz zostać rzucony Yammiemu na pożarcie.
- Oh, Pesadilla. – westchnął Aizen, jakby wyjaśniał coś prostego jakiemuś mało rozgarniętemu dziecku, któremu brakuje chromosomu – Najciemniej zawsze pod latarnią. A teraz powiedz mi, gdzie jest Grimmjow?

O borze iglasty...


+++++++++++++++++++++++++++++

Oesu, męczyłam ten rozdział wiele dni. 
Jeden z gorszych :/ 
Ale obiecuję, że będą lepsze. A będzie ich naprawdę sporo, muszę je tylko przeredagować. A w dużej mierze po prostu... napisać raz jeszcze. Ah, ten uczuć kiedy przenosisz się z bloga na Watt i chcesz, żeby gawiedź poznała twoją TFUrczość... A potem okazuje się, że to co pisałaś/eś x lat temu jest gównem i musisz napisać to jeszcze raz. 
Eh, jeszcze 60 rozdziałów. Czymajcie kciuki XD 

Espada Parody || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz