4

214 16 2
                                    

Nic nie szło w dobrym kierunku! Sherlock jeszcze tamtego wieczora bez słowa wyszedł z domu. John stwierdził, że Holmes musi po prostu wszystko przemyśleć i rozumiał to. Do czasu. Detektywa nie było już w domu od tygodnia. Były wojskowy nie czując się najlepiej z tym faktem wolny czas wolał spędzać u znajomych, aby nie musieć patrzeć na wciąż pusty fotel. Tego popołudnia również John siedział w nie swoim mieszkaniu. Postanowił, że wstąpi po pare swoich rzeczy do mieszkania Mary, do którego nadal miał dorobione wcześniej klucze. Miał już wychodzić, gdy ma schodach spotkał zapłakaną sąsiadkę.

- Coś się stało? - Zapytał ze współczcuciem.
- Mój syn, Izack... On znowu ćpa... Nie było go od kilku dni w domu... Jest takie miejsce gdzie oni wszyscy to robią. Dają sobie w żyłę, czy jak oni to tam nazywają. - Odpowiedziała zrozpaczona kobieta.
- Gdzie to jest? Dokładnie?

***

Pół godziny później John znalazł się przy starej, opuszczonej ruderze. Wszedł do środka, nie zwracając uwagi na jednego z potencjalnych ćpunów, przeszedł wzdłuż korytarza nawołując imię chłopaka jednak po chwili cofnął się i podszedł do nieznanego mu mężczyzny.

- Nie przyszedłem tu węszyć. Szukam jednej bardzo konkretnej osoby. Izack Whitney. Widziałeś go? - Na te słowa nieznajomy szybkim ruchem wyjął nóż z pod kurtki i otworzył go, kierując nieokreślone ruchy w stronę Watsona.
- Pytam się czy go widziałeś, a ty wyciągasz nóż. Czy to podpowiedź?
- Odejdź, bo cię potnę. - Były wojskowy przybliżył się do rozmówcy.
- Nie z tej odległości. Pomogę ci. - Podszedł jeszcze kilka kroków. - A teraz skup się. Izack Whitney. Wiesz gdzie jest? - Nieznajomy ponownie wykonał ruch noża w stronę blondyna. Ten szybkim ruchem obezwładnił go, odbierając tym samym niebezpieczne narzędzie. - Skupiłeś się już?
- Moja ręka! Jest wiotka! Powinna być wiotka!? Zobacz! Dotnij jej! - To mówiąc przerażony mężczyzna wyciągnął rękę w stronę Watsona, która faktycznie nie była w idealnym stanie.
- To zwichnięcie. Jestem doktorem. Znam się na tym. A teraz spytam jeszcze raz. Widziałeś tego chłopaka?
- Nie wiem... Może jest na górze.

Watson zostawił poszkodowanego i szybo udał się w kierunku schodów prowadzących na piętro. Gdy dotarł na górę zobaczył średniej wielkości sale, w której roił się od porozwalanych strzykawek i naćpanych - głównie - nastolatków. Odszukał chłopaka i kucną przy nim nie zwracając uwagi na innych.

- Doktor Watson? Gdzie ja jestem? - Zapytał zdezorientowany.
- Po uszy w gównie. - Odpowiedział w tym samym czasie świecąc podręczną latarką w oczy chłopaka.
- John? Mnie też zabierzesz? - Usłyszał za plecami dziwnie znajomy głos. Nie... To nie mógł być ON... Szybkim ruchem obejrzał się za siebie i to co zobaczył wstrząsnęło nim.

Nie do wydedukowania - parentlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz