5

229 14 9
                                    

- NO PROSZĘ! SHERLOCK HOLMES NA MELINIE! - Wykrzyczał tym samym wywarzając drzwi.
- Prowadzę śledztwo, John. - Mówiąc to zbiegł szybko po schodach i przeskoczył poręcz lądując na koszach.
- Tydzień! Wystarczył jeden tydzień!
- To miała być przykrywka.
- Jakie śledztwo tego wymaga, CO?! Z resztą nie ważne! Nie obchodzi mnie to w tej chwili. Do samochodu. MARSZ!

Gdy cała trójka siedziała już w czekającej taksówce z budynku wyszedł mężczyzna, którego John wcześniej obezwładnił.

- Zabierzecie mnie? Mam złamaną rękę. - Jęknął żałośnie.
- Wsiadaj. To zwichnięcie. - Odparł nie wzruszony były wojskowy. Gdy mężczyzna wgramolił się już do pojazdy kierowca uprzejmie zapytał.

- Dokąd, panie Watson.
- Jedziemy do szpitala. - Odpowiedział uprzejmy głosem, po czym odwróciwszy się w stronę Sherlocka dodał. - Ponieważ Sherlock Holmes musi nasikać w kubeczek.

***

- Jest czysty? - Swoje pytanie John skierował do Molly, która właśnie skończyła badać mocz detektywa. Holmes w tym czasie stał zażenowany i przyglądał się całej sytuacji.
- Czysty? - Hooper podeszła do bruneta i przyłożyła mu z liścia. - Jak śmiesz marnować ten wielki dar!? Jak śmiesz sprawiać zawód bliskim!? Powiedz, że ci przykro!
- Przykro mi, że zerwałaś zaręczyny. - Odpowiedział brunet pocierając swoją twarz dłonią. - Choć bez pierścionka mniej bolało...
- Przestań. Po prostu przestań.

Tym razem to Watson podszedł do bruneta.
- Jeżeli znowu miałeś kryzys, jeżeli sobie z czymś nie radziłeś mogłeś powiedzieć, pogadać.
- Proszę, wyluzuj. Robię to dla śledztwa.
- Spytam jeszcze raz. Jakie śledztwo może tego wymagać?

Detektyw jednak nie odpowiedział. W tej chwili dostał jakiegoś SMS'a, którego treść znał tylko i włącznie on sam.

- Dobre wieści? - Zapytał siedzący do tej pory cicho Bill Wiggins, którego John zdążył już opatrzyć.
- Wyśmienite. Najlepsze! A teraz przepraszam was na chwilę. - Mówiąc to wyszedł z laboratorium z telefonem przy uchu.

***

- Jesteśmy na miejscu. - Oznajmił kierowca taksówki, która właśnie zatrzymała się na Baker Street. John - jak zawsze - zapłacił za przejazd i w ciszy oboje wysiedli z auta.
- Na miłość boską! Co mój brat tutaj robi? - Niemal wykrzyknął i widząc pytające spojrzenie Johna szybko dodał. - Nerwica Natręctw. Zawsze poprawia kołatkę. Robi to nieświadomie. - Zgodnie ze słowami młodszego Holmesa kołatka do drzwi z numerem 221 wisiała zupełnie prosto. Brunet wchodząc specjalnie przekrzywił ją i otworzył drzwi. To co zobaczył jako pierwsze to Mycrofta siedzącego na schodach.
- Znowu powróciłeś do nałogu, co Sherlock? Zupełnie jak wuj Rudi, chociaż przebieranki pewnie lepiej by ci wyszły na zdrowie.
- Ściągnąłeś go? - To pytanie detektyw skierował do Johna.
- Zadzwoniłem po niego.
- Oczywiście, że mnie ściągnął. Przynajmniej zaoszczędzi nam trochę czasu. Gdzie mamy szukać?
- My? - Sherlock nie ukrywał zdziwienia.
- Panie Hooolmes. - Głos dobiegł z góry.
- Na miłość boską! - Młodszy z braci minął tego drugiego i szybko wbiegł po schodach. - Anderson? Co ty tutaj robisz!?
- Dbam o twoje bezpieczeństwo. - Odparł nie zrażony niczym Philiphe.
- Jesteś gwiazdą. Nie możesz ćpać. - To zdanie wypowiedział Mycroft.
- Nie jestem uzależniony. Robię to dla śledztwa.
- Jakie śledztwo może tego wymagać?
- Magnusen. Charles Augustus Magnusen.
Na te słowa Brytyjski Rząd osłupiał. Zwrócił się tylko do Andersona i zagroził mu, że jeżeli kiedykolwiek wspomni coś o tym imieniu Brytyjskie Służby się nim porządnie zajmą. Philiphe bez słowa wyszedł z 221B zostawiając tym samym detektywa, Johna oraz Mycrofta samych.
- Tobie chyba nie muszę grozić? - To pytanie starszy z Holmesów skierował do Watsona, który tylko odparł krótko.
- To byłoby żenujące dla nas obu.

Po krótkiej rozmowie skończyło się na tym, że Mycroft został przyciśnięty przez brata do futryny, który omal nie złamał mu ręki. Gdy Brytyjski Rząd się ulotnił, Sherlock burknął coś tylko o jakimś spotkaniu za 3 godziny i za nim John zdążył coś powiedzieć brunet wszedł do łazienki. Po chwili ciszy do ich mieszkania z uprzednim pukaniem weszła dość młoda dziewczyna.

Nie do wydedukowania - parentlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz