1.

628 23 12
                                    

Igły świerkowej gałązki, znów szarpnięte, zaczepiły o zielony, wełniany sweter.

- Nie widzisz, że z tej strony gorzej wygląda?

Harry spojrzał z uparcie zaciśniętymi ustami przez gęste gałązki i kilka złotych, wyglądających jak mydlane, baniek na parę wystających zza nich jasnych pasemek.

Ciekawiło go, jak Draco odpowie na to pytanie, bo haczyk był w tym, że Harry sam nie widział różnicy w żadnym z boków tej biednej choinki. Tylko tyle, że jednego z nich zawzięcie bronił.

- Ty też lewy profil masz gorszy, ale jakoś nikt ci tego nie wypomina - odmruknął przez gałęzie Draco.

On to wszystko zaczął, więc niech teraz nie oczekuje, że Harry ustąpi.

Harry z niedowierzania koniecznie musiał na niego spojrzeć, więc zrobił pół kroku i wyjrzał w bok, znów przy okazji obracając choinkę w drugą stronę. Na niej świeczki o złotych płomykach zatrzęsły się niebezpiecznie.

-  A kto wczoraj...! - zaczął Harry, widząc wreszcie dobrze, jak Draco skierował oczy na sufit. Bardzo pasowały do przyprószonych nietopniejącym śniegiem końców gałązek.

- Salazarze, w porządku. Obróć tę choinkę, jeśli to dla ciebie sprawa życia i śmierci.

- Słuchaj, Draco, nie chcę się kłócić... - odpowiedział Harry zaraz po tym, jak mruknął pod nosem, żeby teraz to sam się obrócił. Tak czy inaczej, przerwał mu śmiech zza ich pleców i zza choinki przy okazji.

- To dobre, Harry.

Harry cofnął się o krok, żeby spojrzeć na Scorpiusa. Stał z boku, opierał się o parapet i ze splecionymi na piersi ramionami oglądał ich dwójkę w ciszy, jak usiłują udekorować i dogadać się w sprawie choinki. Co prawda, proponowali udział w tym również jemu, ale odmówił, uważając, że obserwując ich, bawi się zdecydowanie lepiej.

Był takim samyn platynowym blondynem jak Draco, o ciemnych, zielonych przemieszanych w szarości oczach, nie tak jeszcze wysokim, ale też dopiero szesnastoletnim. Podobnie jak Harry założył otrzymany dziś rano na święta błękitny sweter od pani Weasley i zdawał się być z tego całkiem zadowolony. Draco jedynie nigdy nie dał się do noszenia tych swetrów przekonać.

Śnieg nie zaszczycił ich tego dnia, dlatego w oknie za Ślizgonem nie było wybitnie zimowego krajobrazu. Z tym, że mimo popołudnia zdążyło się już ściemnić i tego krajobrazu to w ogóle za wiele widać nie było.

- A może - zasugerował Scorpius, leniwie rozbawiony na twarzy - zamiast wyrywać tej biednej choince wszystkie igły, po prostu wyczarujecie jej jeszcze parę świeczek z tej drugiej strony?

Draco dla zasady i zajęcia czymkolwiek rąk zajął się znów przypadkową gałązką, udając, że coś tam jeszcze poprawia.

- Czasem naprawdę nie wiem, jak ty skończyłeś w Slytherinie, a nie Ravenclawie - stwierdził, uśmiechając się jednak pod nosem ledwo zauważalnie.

- Nazwisko zobowiązuje - odparł dumnie Scorpius, zadzierając lekko podbródek. Harry wskazał na to delikatnie głową i mruknął do Dracona:

- To dlatego.

Scorpius, w zasadzie również Draco, mieszkał razem z Harrym, bardzo z nim związany, odkąd miał prawie sześć lat, a jego matka, i kiedyś dziewczyna Dracona, zaczęła ciężko chorować. Tu więc wracał na wakacje i święta, zdając się właśnie w tym miejscu czuć najlepiej już po śmierci Astorii.

Dlatego, Harry był w mniejszości. Zawsze. Miał trzech Ślizgonów w domu - który oczywiście nie należał tylko do niego, ale o drugiego jego właściciela mogło tu być ich zaraz mniej. Ale jako Gryfon nadal pozostawał nieugięty.

W międzyczasie || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz