Tego dnia na niebie królowała ciemność. Od samego rana padał deszcz, uderzając w szybę, jakby próbował się dostać do środka pokoju. Wiatr wygrywał swe symfonie, a słońce zniknęło i trudno jej było uwierzyć, że kiedyś się jeszcze pokaże. Pogoda dopasowała się do jej nastroju i pomagała jej utonąć w nostalgii i całkowitym otępieniu. Nie ruszała się z miejsca od dwóch dni, leżała na wznak, obserwując plamy i pęknięcia na suficie, które swoją drogą po raz pierwszy dostrzegła. Nie miała ochoty na spotkania z przyjaciółmi, na poważne rozmowy z Mattem, czy głupie przepychanki z Malfoy'em. Chciała po prostu od tego wszystkiego odpocząć, dlatego kiedy tylko wpadł jej do głowy pomysł z symulowaniem choroby, od razu postanowiła z niego skorzystać. Naprawdę czuła się źle, choć może nie fizycznie. Jej psychika ucierpiała stosunkowo mocno podczas wydarzenia, jakie miało miejsce kilka dni wcześniej. Tak naprawdę nic się nie stało, jednak bała się, cholernie się bała wyjść z dormitorium. Bo co gdyby Malfoy nie zjawił się na czas? Skąd mogła wiedzieć, że to jednorazowy wybryk Notta i nie spróbuje czegoś ponownie? W tamtym jednym momencie poczuła się jak największy śmieć i mimo że może nie powinna, chciała po prostu dać sobie czas, żeby to wszystko przemyśleć. Co jeśli Malfoy albo co gorsza Nott już opowiedział wszystko swoim kolegom? W jej oczach pojawiły się łzy. Wstydziła się pokazać, zarówno przed Nottem, Mattem, swoimi przyjaciółmi, ale przede wszystkim właśnie przed Draconem. Wiedziała, że zawdzięczała mu bardzo dużo, a gdyby nie on... Nie chciała nawet myśleć, co mogłoby się wydarzyć. Teodor był sadystą, kto mógłby zgadnąć, co siedziało mu w głowie?
Gdy tylko arystokrata wyciągnął ją z łazienki, odprowadził ją pod sam obraz Grubej Damy. Nie odzywał się do niej, ona też milczała. Z tego wszystkiego zapomniała mu nawet podziękować. A przecież było, zdecydowanie było za co. Tylko jak po tym wszystkim miała spojrzeć w oczy sobie albo jemu? Widział ją w takim stanie, uratował ją, a nawet pomścił. Okazał empatię, a przynajmniej jakieś jej resztki. Dobrze było wiedzieć, że mimo tego, co wszyscy o nim sądzili, był inny. Zawsze wierzyła, że w głębi serca był dobrym człowiekiem i najwyraźniej potrzebował tylko bodźca, żeby pokazać to światu. Szkoda, że teraz wszystko i tak na pewno wróciło już do normy, a on był tym starym sobą. Może bała się też tego, że mimo, że w jej oczach jego postać całkowicie się zmieniła, on dalej będzie taki sam, jak wcześniej. Nie chciała kolejnych konfrontacji, przynajmniej jeszcze nie teraz. Profesor McGonagall miała najwyraźniej inne plany.
- Mionka, wiem, że źle się czujesz- zaczęła smutno Ginny, wpadając jak burza do pokoju- ale profesor McGonagall prosiła, żebyś do niej przyszła.
Brązowowłosa odwróciła się w kierunku koleżanki i odezwała się najbardziej zachrypniętym głosem, do jakiego potrafiła się zmusić.
- Teraz? Po co?
- Nie wiem, nie mówiła- odpowiedziała panna Weasley.- Ale wezwała też Malfoya.
Hermiona przeklęła w duchu. Czyli to by było na tyle z jej odpoczynku od wszystkiego. Westchnęła i podniosła się ciężko do pozycji stojącej. Ginny obserwowała ją ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
- Wiesz, że wiem, że nie jesteś chora?- rzuciła w końcu z ironicznym uśmieszkiem.- Serio, nie musisz już udawać.
- Może nie jestem chora, ale i tak czuję się tragicznie- mruknęła pod nosem Hermiona.
- Może poczułabyś się lepiej, GDYBYŚ W KOŃCU ŁASKAWIE POWIEDZIAŁA MI CO SIĘ DZIEJE?
- Nie sądzę- powiedziała panna Granger i skierowała się do wyjścia z pomieszczenia.
- Chyba zwariowałaś, że tak wyjdziesz- skomentowała, zagradzając jej drogę przyjaciółka.
- A co jest ze mną nie tak?- spytała Hermiona, mrużąc oczy.- Idę do McGonagall, a nie na bal.
CZYTASZ
Tu i teraz ~ Dramione
Hayran KurguTurniej Trójmagiczny to nie lada wyzwanie w pojedynkę. Ale staje się jeszcze gorszy, jeśli dwójka największych wrogów musi współpracować, żeby wygrać. Ona- miła, mądra, inteligentna, nieczystej krwi czarownica. On- zimny, arogancki, nieczuły Śmierci...