Książki, eseje, zajęcia, nauczyciele, szkoła. Draco miał tego wszystkiego szczerze dość. Zawsze był dobrym uczniem, jednak w ostatnim czasie przez nadmiar prywatnych obowiązków nie radził sobie już tak dobrze z nauką. Nie miał po prostu czasu ani chęci zabrać się do czegokolwiek. Czarny Pan powoli opanowywał wszystkie segmenty jego życia i chłopak nawet będąc na przykład na eliksirach, myślał już o zadaniu, które będzie miał wykonać wieczorem. Wynikały z tego mniejsze lub większe problemy, co skutkowało jego gorszymi stopniami. To samo tyczyło się quidditcha i treningów. Snape groził mu już, że jeśli sytuacja się nie zmieni, z pewnością zmienią kapitana drużyny. Za dużo obowiązków ciążyło na nim równocześnie.
Tego dnia postanowił więc choć trochę odkupić swoje winy i zorganizować nareszcie jakiś trening. Mimo deszczu i niechęci całej drużyny zebrał ich na boisku o godzinie 17, co oczywiście komentowane było sporym protestem. Draco nie był z tych, którzy lubili długo słuchać marudzenia. Proste- nie pasuje, możesz odejść. Tak właśnie udawało mu się jeszcze utrzymywać resztę w ryzach. Nie zmuszał ich, ale też nie tolerował wszelkich prób wzbudzania w nim litości. Już i tak siłą rzeczy w tym roku trochę im odpuścił. To, że ostatnio im się poszczęściło było tylko- no właśnie- szczęściem. Potrzebował poza tym chwili wytchnienia od życia, a najlepszym wyjściem w tej sytuacji poza whisky był quidditch.
Trening minął mu niestety nad wyraz szybko i... mokro. Kiedy w końcu wrócił do szkoły, woda spływała z niego strużkami, tworząc na ziemi sporych rozmiarów kałuże. Ale może to nawet lepiej, może razem z tą wodą spłynęło z niego trochę napięcia. Czasem myślał, że chciałby się zamienić miejscem z Weasley'em albo kimś jego pokroju. Zbyt głupi, żeby ktokolwiek od niego czegokolwiek wymagał, beztroski, wesoły chłopak, który może robić na co mu tylko przyjdzie ochota, kiedy on ciągle musiał słuchać czyichś poleceń. Z drugiej strony, tych rudych włosów chyba by nie przeżył. Dobrze, że los kochał go choć na tyle, żeby pozostawić mu ten platynowy blond, który tak dobrze przyciągał kobiety. Cóż, nie można mieć wszystkiego. W przeciwieństwie do Rona był chociaż przystojny i bogaty, tylko szkoda, że ani jedno, ani drugie nie mogło mu dać szczęścia. Uroda przeminie, a pieniądze? Jasne, fajnie było nosić garnitury od najlepszych projektantów, latać najnowszymi miotłami i kupować każdą swoją zachciankę, ale w gruncie rzeczy były to przyjemności tylko chwilowe i takie, które nigdy nie zastąpią mu takiego życia, jakie zapewniali Weasley'owi jego rodzice.
Rzeczą, która jako jedna z niewielu była pewna w jego życiu, był Blaise. Co prawda na przestrzeni lat zmienił się wręcz nie do poznania, szczególnie teraz, od czasu wejścia w związek z Ginny, ale Dracon nigdy nie zamieniłby go na nikogo innego. Wiedział, że Zabini wyciągnąłby go z największego gówna, niezależnie jak blondyn by się w nie wpakował i nawet jeśli nie spędzali ze sobą tak naprawdę bardzo dużo czasu ani z reguły nie rozmawiali na poważne, głębokie tematy, chłopcy rozumieli się po prostu bez słów. Z Pansy sprawa była trochę inna, oczywiście nigdy nie był z nią aż tak blisko jak z ciemnoskórym, ale teraz oddalili się od siebie jeszcze bardziej, a młody Malfoy nie do końca wiedział co było tego powodem. Chyba po prostu czasem się tak zdarza, drogi się rozchodzą i nie da się ich z powrotem złączyć. Dalej bardzo jej ufał, wciąż bardzo mu na niej zależało, ale tak naprawdę ona nie wiedziała o nim już prawie nic. Znała starego Draco- tego, który ciągle nabijał się z Pottera, zawsze na pierwszym miejscu stawiał swojego ojca, tego, który marzył o takim życiu, jakie teraz już miał. Właściwie wszystko poszło po jego myśli, ale Pansy nie miała prawa o tym wiedzieć. Nic jej nie mówił. Nie chciał wciągać w to wszystko jeszcze jej.
Nieumyślnie wciągnął w to natomiast Granger. Tę uroczą, inteligentną i zdecydowanie zbyt naiwną Gryfonkę, która budziła w nim tak wiele sprzecznych uczuć, że sam zaczynał się w tym wszystkim gubić. Bywały chwile, kiedy nie wyobrażał sobie, jak ktokolwiek mógłby ją skrzywdzić, tak niewinną i wyrozumiałą. Czasem jednak... Miał ochotę udusić ją gołymi rękami. Ona też się zmieniła i na jego oczach wciąż się zmieniała. Była bardziej śmiała, otwarta, MIŁA... A może zawsze taka była, tylko dopiero teraz miał okazję poznać ją trochę bliżej? Sporym zaskoczeniem było dla niego, że jej status krwi nie miał już dla niego żadnego znaczenia. Kiedy jakkolwiek komentował jej mugolskie pochodzenie, robił to tylko ze złośliwości i dla pozorów- nie dlatego, że sprawiało mu to dawną radość. On najwyraźniej też się zmieniał i to na dwóch płaszczyznach naraz. Z jednej strony stawał się naprawdę lepszym człowiekiem, przestał prześladować innych, porzucił swoje poglądy odnośnie "czystości krwi", czasem nawet komuś pomagał i był przy tym sympatyczny. Z drugiej jednak... Przez wszystkie misje dla Czarnego Pana, przez wszystko co zobaczył, zrobił, usłyszał i poczuł, stawał się coraz bardziej nieczuły na ludzkie cierpienie. Nie słyszał już tego głosu, który cicho szeptał mu do ucha, że wciąż może zmienić zdanie i uratować czyjeś życie. Wszelkie bariery opadały, coraz bardziej i bardziej, a on stawał się nieczuły na błagania i płacz. Każda taka sytuacja rozrywała coś w jego duszy, a teraz było już tyle jej kawałków, że sam nie potrafił ich poskładać w całość.
CZYTASZ
Tu i teraz ~ Dramione
FanficTurniej Trójmagiczny to nie lada wyzwanie w pojedynkę. Ale staje się jeszcze gorszy, jeśli dwójka największych wrogów musi współpracować, żeby wygrać. Ona- miła, mądra, inteligentna, nieczystej krwi czarownica. On- zimny, arogancki, nieczuły Śmierci...