Rozdział 5: Pytanie

168 10 0
                                    

Świadomość wracała do niej powoli. Na początku zaczęła słyszeć regularne pikanie, gdzieś nad jej prawym uchem. Potem uświadomiła sobie, że leży. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Jedyne co czuła to otępienie. Potem wróciły wspomnienia. Nieznośny huk, pożar, rozpadając się budynek i kulejącą kobieta. Co się z nią stało? Dziewczyna próbowała przypomnieć sobie za wszelką cenę, co się stało z kobietą, którą próbowała uratować. Chyba pomógł jej strażak... tak. Pamiętała jak bierze ją na ręce i wynosi z budynku. Wtedy upadła. Ostatnie co pamiętała to... wołanie Czernego Kota. Ale co było dalej? Nie pamiętała. Czuła, że wyobraźnia płata jej figle. Widziała siebie - jako Marinette pomagającą w wynoszeniu ludzi z pożarów. Widziała ubranego w śmiesznie przerysowany - strażacki kask swojego byłego dyrektora szkoły, jako Sowę który wraz ze strażakami gasi ogień. Widziała jak Chloe jako Biedronka pomaga Czarnemu Kotu. Widziała też Czarnego Kota... Stojącego nad nią i trzymającego ją za rękę. Był bez maski... Adrien...

Otworzyła gwałtownie oczy i poderwała się na łóżku. Siedzący obok chłopak aż podskoczył z zaskoczenia.

- Lekarza!

- Czarny Kocie? To ty?

- Oczywiście, że to ja. A któż by inny. W końcu to ja musiałem cię tu targać przez pół miasta - odparł bohater z uśmiechem, lecz słychać było ulgę w jego głosie. - Wszystko w porządku kropeczko?

- Bywało lepiej jak mam być szczera. 

Nagle dziewczyna z paniką dotknęła własnej twarzy. Palcami przejechała po policzku i dalej w stronę oczu. Odetchnęła z ulgą.

- Spokojnie Milady, twoja sekretna tożsamość, cóż nadal jest sekretna.

Do sali wszedł lekarz, który patrzył na obydwoje z podziwem. Był akurat na dyżurze kiedy w fabryce wybuchł pożar, i razem z innymi ratownikami pojechał na miejsce by pomagać poszkodowanym. Na własne oczy widział, jak Czarny Kot wyprowadza z budynku ludzi i bez namysłu rzuca się z powrotem w płomienie w poszukiwaniu przyjaciółki. Szacunek jaki darzył tą dwójkę był ogromny, zwłaszcza, że razem ocalili dzisiaj mnóstwo ludzi.

- Ile czasu byłam nieprzytomna? 

- Cztery godziny, odkąd trafiłaś tutaj. Twój partner cię tu przyniósł, przynajmniej tak słyszałem. Nie było mnie wtedy w szpitalu.

Dziewczyna wiedziała, że chce o coś zapytać. Było to pytanie niezwykle ważne, najważniejsze w jej życiu. Musiała je zadać, czuła to. Jednak nie wiedziała, o co dokładnie chce zapytać. Jej pamięć i wyobraźnia plątały jej figle. Było to coś, co miała na końcu języka. Tuż za granicą świadomości. Zadumę przerwał jej Czarny Kot.

- Najważniejsze, że jesteś już cała i zdrowa. Prawda doktorku?

- W zasadzie tak. Nadal podajemy Ci tlen, ale wygląda na to, że twój kostium wziął na siebie wszystkie większe obrażenia. Zaleciłbym ci abyś została u nas na obserwacji przez kilka dni... - lekarz zobaczył jej twarde spojrzenie i już wtedy wiedział jaka będzie jej odpowiedź - ale oczywiście prawdopodobnie życzysz sobie opuścić szpital jak najprędzej?

- Zdecydowanie

Kot zawahał się. Nie był pewien czy to dobry pomysł. Lecz nie chciał wspominać o tym przy lekarzu. Ten jednak zorientował się co się święci i roztropnie powiedział

- To ja pójdę przygotować dokumenty... zupełnie nie wiem jak je będzie trzeba wypełnić... - Po czym opuścił salę.

- Nie sądzisz, że zostanie tutaj byłoby lepszym pomysłem? Byłaś w naprawdę złym stanie.

- Kocie, dziękuję Ci za pomoc, ale jeżeli niedługo nie dam znaku życia, ludzie z mojego otoczenia zaczną zastanawiać się gdzie jestem. A to naraziło by moją tożsamość!

No dobrze, dobrze. Ale obiecaj mi, że zadbasz o siebie w domu.

- Obiecuję kociaku.

Wstała i pocałowała go w policzek.

- Jeszcze raz, dziękuję. Za wszystko. - Po czym ruszyła do wyjścia na dach.

                                                                                   ***

Wylądowała na tarasie własnego domu i wślizgnęła się do pokoju. Był pusty. Oczywiście poza kociakiem, który gdy tylko jego pani wróciła miauknął na powitanie.

- Chowaj kropki.

Małe stworzonko wyleciało z kolczyków i usiadło na rękach Marinette. Tikki też był wycieńczona, ale widać było dumę w jej oczach.

- Gratuluję Marinette! Jestem z Ciebie taka dumna!

Zdziwiona dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę. 

- Przecież, jeszcze niczego Ci nie zdołałam opowiedzieć!

- Nie o to chodzi! Użyłaś Szczęśliwego Trafu i nie nastąpiła przemiana zwrotna! Oficjalnie jesteś pełnoprawną posiadaczką Miraculum Biedronki!

Marinette zatkało. Rzeczywiście. W emocjach dzisiejszego dnia zapomniała zupełnie, że przecież aby odnaleźć ludzi musiała użyć Szczęśliwego Trafu. A przemieniła się dopiero teraz, kiedy sama tego chciała! To niewątpliwe był wielki dzień. Uśmiechnęła się do Tikki i przytuliła ją do siebie. 

- Najwyraźniej od dzisiaj, nie będziemy musiały uciekać na ostatnią chwilę - powiedziała z dumą w głosie. Lecz nie wiedzieć czemu, znowu zaczęła się zastanawiać nad tym, jakie pytanie chciała zadać lekarzowi. Czuła, że ma to jakiś związek z przeminą właśnie. Przeczesując zakamarki własnego umysłu zamknęła oczy by się skupić. Wtedy poczuła zmęczenie całego dnia. Dodarło do niej jak blisko śmierci dzisiaj była. Wyczerpana zasnęła.

Pamiętaj mnie - część pierwsza | Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz