Rozmowa

155 14 2
                                    

Obudziło ją pukanie do drzwi. Zdezorientowana otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Było przed północą. Wstała, wsunęła stopy w kapcie i zeszła na dół. Otworzyła klapę do pokoju, liczni nikogo tam nie zastała. Pukanie nie ustępowało. Dopiero po chwili, do zmożonego snem umysłu Marinette dotarło, że ktoś puka owszem, ale nie w jej drzwi do pokoju a od tarasu. Szybkim krokiem dopadła włazu i otworzyła go. Postać w czarnym stroju odskoczyła gwałtownie i wyprostowała się. Był zmieszany. Marinette pomyślała, że wygląda zadziwiająco dobrze jak na kogoś kto kilka godzin temu wyniósł ją z płonącego budynku. No... nie do końca ją.

- Przepraszam, że niepokoję Cię o tej godzinie. Musiałem cię zobaczyć.

- Co się stało Kociaku? - spytała zaintrygowana Marinette, nie spodziewała się go tutaj dzisiaj zobaczyć.

- Wybacz, że nachodzę Cię o tak późnej porze Marinette, potrzebowałem... potrzebowałem cię zobaczyć - w jego głosie czuć było zmęczenie i smutek.

Marinette zatkało, pierwszy raz widziała Kota w takim stanie. Jej towarzyszysz zwykle chował emocje za maską dziecinnego i ironicznego poczucia humoru. Teraz jednak stał przed nią zagubiony jak dziecko we mgle, po fasadzie z humoru nie było śladu. Podeszła do niego i przytuliła go c całej siły.

- Już dobrze Kociaku, już wszystko dobrze. Jestem tutaj.

Nie spodziewała się tego, lecz Kot odwzajemnił uścisk. Dziewczyna poczuła jak silne ramiona oplatają ją, tworząc bezpieczny kokon odzielający ją od całego zła tego świata. Ciepło bijące od chłopaka było niezwykle wręcz błogie. Marinette czuła się w jego ramionach tak... bezpiecznie. Wiedział, że te ramiona ochronią ją przed każdym niebezpieczeństwem, że zawsze może na nich polegać. Obydwoje tego potrzebowali. Stali tak przez dłuższą chwilę, chwilę która w ich głowach trwałą wieczność i chwilę, której żadne z nich nie chciało przerwać. Pierwszy zrobił to Kot.

- Przepraszam. Nie powinienem był nachodzić cię w nocy - powiedział wypuszczając dziewczynę z uścisku. Ta jednak nie miała zamiaru dać mu się schować w sobie i uciec w noc. Nie tym razem.

- Kocie, chyba obydwoje potrzebujemy teraz przyjaciela. Może opowiesz mi co się wydarzyło, a ja cię wysłucham bez zadawania pytań? Co ty na to?

Nie czekając na odpowiedź, otworzyła klapę do pokoju i gestem zaprosiła Kota do środka. Kot zawahał się, jednak po chwili namysłu niepewnie wskoczył do jej pokoju. 

                                                                                                ***

Z gracją godną utalentowanego akrobaty wylądował na deskach nie czyniąc przy tym prawie żadnego hałasu. Marinette spojrzała na niego z uśmiechem. To dziwne, że nigdy wcześniej nie potrafiła dostrzec w nim kogoś tak wrażliwego, kogoś z takim szykiem i elegancją. Skarciła sama siebie, że przez te wszystkie lata miała go za śmieszka bez głębi. Zrobiło jej się głupio.

- Rozgość się! Wszak gościć superbohatera, to pewnie marzenie niejednej dziewczyny w Paryżu - powiedziała trochę nieśmiało dziewczyna i wskazała mu kanapę.

- Bycie goszczonym przez ciebie Marinette, to jedyne marzenie każdego superbohatera - odpowiedział z szarmanckim uśmiechem i usiadł na miękkim meblu. 

W pomieszczeniu było ciemno, toteż Marinette miała nie lada problem z zejściem po drabinie i dostaniem się do kanapy. Całe szczęście, dwoje zielonych, kocich oczu wskazywało jej drogę. Usiadła obok niego, wciągnęła nogi na kanapę, zsunęła kapcie ze stóp i spojrzała na swojego gościa. Nie widziała wiele, lecz blond włosy i głębokie zielone oczy w zupełności jej wystarczały.

-  To jak? Opowiesz mi co cię dręczy?

- Widzisz, dzisiaj w podmiejskiej fabryce wybuchł pożar, a my z Biedronką zjawiliśmy się na miejscu by pomóc w akcji ratunkowej...

- Widziałam w telewizji, byłeś bardzo dzielny - powiedziała, lecz w ciemności zobaczyła tylko jak Kot kręci głową.

-Wcale nie byłe dzielny. Bałem się jak cholera. Nigdy wcześniej nie braliśmy udziału w takiej akcji. Kiedy dotarłem na miejsce nie wiedziałem za co się zabrać.  Gdyby nie Biedronka prawdopodobnie na nic bym nie wpadł.

Marinette wiedziała jak ciężki dla Czarnego Kota był dzisiejszy dzień. Wiele przeszedł, wyrzucenie tego z siebie było dobrym sposobem terapii.

- Jestem pewna, że i Biedronka była przerażona. Poza tym, najważniejsze że koniec końców ruszyliście do akcji. Uratowałeś dzisiaj mnóstwo ludzi Chat...

- O mało nie straciłem przy tym Biedronki! -wyrzucił to z siebie podniesionym głosem, który w ciszy panującej w pokoju był jak krzyk. Krzyk bólu i wyrzutów sumienia. 

Marinette położyła dłoń na jego dłoni i spojrzała mu w oczy. Widziała jak zbierają się w nich łzy.

- Ale nie straciłeś. Uratowałeś ją. Widziałam to. Dzięki tobie żyje i ma się dobrze. Dzisiaj to ty byłeś bohaterem Kocie.

Spuścił z niej wzrok. Dziewczyna przesunęła się do niego i zbliżyła swoje wargi do jego policzka. Złożyła na nim długi, ciepły pocałunek. Przytuliła go i położyła głowę na jego klatce piersiowej.

- Jesteś bohaterem Chat. Pamiętaj o tym. Wyniosłeś partnerkę z pożaru i dostarczyłeś ją do szpitala. Zrobiłeś co mogłeś.

Leżeli tak przytuleni do siebie, a bijące od Kota ciepło działało na Marinette uspokajająco i niezwykle kojąco. Nagle pomyślała, że jej powieki robią się zdecydowanie zbyt ciężkie. Nie chciała jeszcze kończyć tego spotkania. Poczuła na czole delikatne wargi Kota. Mruknęła z rozkoszy i zamknęła oczy. Po raz drugi tego dnia miała jednak wrażenie, że musi zadać jakieś bardzo ważne pytanie, a Kot przecież zna na nie odpowiedź. Jednak w tej chwili nie była w stanie przypomnieć sobie jakie. W tej chwili nie było nic poza ramionami Kota. Czuła, że jest w nich bezpieczna. Czuła, że już nie jest sama.


Pamiętaj mnie - część pierwsza | Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz