Rozdział 4: Pożar

166 10 0
                                    

Przerażający huk sprawił, że w pokoju Marinette zadrżały wszystkie okna, a jej kot wskoczył czym prędzej pod łóżko. Zdezorientowana dziewczyna, czym prędzej zerwała się z krzesła i podbiegła do okna. Ujrzała jak na horyzoncie, ogromny pożar trawi jedną z podmiejskich fabryk. Otworzyła szeroko oczy i bez chwili zawahania krzyknęła dwa słowa, które towarzyszyły jej od dobrych trzech lat.

-Tkki! Kropkuj!

Błysk czerwonego światła rozjaśnił pomieszczenie i już po chwili z otwartego w pokoju okna wyskoczyła Niezwykła Biedronka. Wiedziała, że ma niewiele czasu. Ludzie potrzebują jej pomocy, a ogień to zagrożenie, które potrafi być gorsze od Władcy Ciem. Zwłaszcza dla postronnych. Tam gdzie jej zaklęcie Niezwykłej Biedronki usuwało całkowicie skutki zniszczeń wyrządzonych przez złoczyńcę, tak żywioł nie trzymał się tych zasad. Zniszczenia i co gorsze - obrażenia zostawały na zawsze. Nie do cofnięcia.

Na miejsce dotarła po około sześciu minutach, przed fabrykę nadal wybiegały coraz to nowe osoby. Niektórzy wyglądali na zupełnie zdrowych inni byli cali brudni od dymu i sadzy. Pomagali sobie nawzajem. Kiedy zobaczyli Biedronkę, zaczęli wskazywać jej na wnętrze płonącej fabryki. Krzyki zlewały się w jeden niezrozumiały hałas. Dziewczyna czuła, że zaczyna panikować. Nigdy nie brała udziału w akcji na taką skalę. Straż pożarna dopiero zbliżała się na miejsce, świadczyły o tym coraz to głośniej wyjące syreny nadjeżdżających wozów. Biedronka spojrzała w górę. Zobaczyła nad sobą helikopter lokalnej stacji telewizyjnej, oraz nadlatujący już drugi - tym razem należący do strażaków. Szybko podjęła decyzję. Wylądował tuż obok najbliższej grupki ludzi, którzy wydawali się najbardziej poszkodowani. Musieli dopiero co opuścić budynek.

- Wszystko w porządku? Ktoś z was jest ranny?

Odpowiedziała kobieta, która wyglądała na przełożoną.

- Poradzimy sobie Biedronko, musisz lecieć do środka! Zostali tam jeszcze ludzie!

-Ile?

- Jest niedziela, więc personel był bardzo okrojony, większość z nas opuściło już budynek...

-Ile! - Biedronka zdziwiła się swoim tonem. Wręcz wykrzyczała pytanie w twarz zszokowanej kobiety.

- Dwanaście... może piętnaście osób...

- Świetnie... 

Nagle, tuż obok niej wylądowała czarna postać o bląd włosach. Tym jednak razem, nie rzuciła dowcipu na powitanie, a od razu przeszła do rzeczy. Chłopak najwyraźniej zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.

-Na czym stoimy?

- W środku jest jeszcze co najmniej dwanaście osób. Musimy tam wejść...

Obydwoje spojrzeli na trawiący przez płomienie gmach. Wiedzieli, że nie mają wiele czasu. Niedługo ogień dotrze do fundamentów i ścian nośnych, a to prosta droga do zawalenia się budynku.

- Przecież my tam niczego nie zobaczymy! A co gorsza podusimy się dymem zanim kogokolwiek zdołamy stamtąd wyciągnąć. Biedronka spojrzała przez ramię, ludzie patrzyli na nich wyczekująco. Nad nimi wisiał już helikopter straży, jednak radiowozy dotrą tu najwcześniej za kilka minut. Za długo. Dziewczyna zahaczyła jo-jo o najbliższy helikopter i prawą ręką złapała się uchwytu przy drzwiach. Czekała aż załoga jej otworzy. Hałas był nie do opisania, Biedronka nie słyszała własnych myśli. Drzwi rozsunęły się.

- O- co -dzi!? - wywrzeszczał strażak.

- E z-życie! Simy- ejść! - dziewczyna próbowała przebić się przez huk śmigieł.

- Po- dusicie się!  - to akurat usłyszała

Biedronka wskazała na maski i butle strażaków. Ci zrozumieli bez słów. Po chwili, bohaterka wylądowała obok Czarnego Kota, który pomagał opatrzyć rannego mężczyznę.

- Wkładaj to! - Rozkazała Biedronka i sama w tym czasie zakładała na głowę maskę tlenową, a butlę przywiązała do pleców za pomocą jo-jo. 

Kot czym prędzej postąpił tak samo, jednak on posłużył się paskiem, który na codzień symulować miał jego ogon. Po kilku sekundach byli gotowi. Kot objął Biedronkę w pasie i za pomocą kociego kija pomknęli w stronę budynku. Mieli nadzieję, że starczy im czasu.

                                                                                                   ***

Wylądowali tuż obok któregoś z wejść. Ciepło ognia biło od budynku do tego stopnia, że już po kilku sekundach cali byli spoceni. Dobrze, że magiczne kostiumy chroniły ich przed obrażeniami i skrajnymi warunkami. Wbiegli do budynku i zaczęli nasłuchiwać, jednak trzask desek i dźwięki płomieni dominowały zupełnie wszystkie inne odgłosy.

- Szczęśliwy traf! - stłumiony maską okrzyk sprawił, że strój Biedronki zmienił się, a w jej ręku natychmiast pojawił się czerwony telefon w czarne kropki.

- Po straż pożarną, nie ma co dzwonić - rzucił ironicznie Czarny Kot, jednak czuć było w jego głosie rosnący niepokój.

- Kocie, nie mam pojęcia co robić!

- Spokojnie Milady, jesteś niesamowicie mądra i pomysłowa. Na pewno na coś wpadniesz!

- Ale na co...

- Biedronko! To telefon, sprawdź kontakty.

Rzeczywiście, w aplikacji kontaktów widniało tylko jedno nazwisko, jednak nic ono Biedronce nie mówiło. Próbowała dodzwonić się na ten numer jednak nikt nie odebrał. Wtedy to dojrzała. Obok imienia i nazwiska widniał malutki symbol mapy!

-Kocie! To smartphone! Możemy namierzyć telefon tej osoby!

Czym prędzej nacisnęła ikonkę a po kilku chwilach na ekranie pojawiła się niebieska kropka określająca ich położenie, oraz pineska określająca położenie drugiego telefonu. Czym p®edzej popędzili w tą stronę.

Zza drzwi słychać było krzyki. Biedronka z całej siły uderzyła w drewno, jednak to ani drgnęło. Błagająco spojrzała na Kota.

- Jeżeli teraz użyję Kataklizmu nie przebijemy się z tymi ludźmi z powrotem. Poduszą się!

- Jeżeli nie otworzymy tych drzwi i tak się poduszą!

Miała rację. Jak zwykle zresztą. Kot wziął głęboki oddech i krzyknął do ludzi z drugiej strony.

- Proszę o spokój! Musicie się uspokoić! Proszę, odsuńcie się od drzwi! Spróbujemy was wyciągnąć! - po czym już ciszej odezwał się tylko do towarzyszki - jesteś pewna?

- Nie mamy wyjścia...

- Kotaklizm! - ręka Czarnego Kota rozbłysła i teraz wokół jego pazurów widać było przemieszczające się we wszystkie strony, czarne plamki energii. Chłopak zawahał się, lecz dotknął dłonią zablokowanych drzwi. Te w sekundę zmieniły barwę na rdzawo brązową i rozsypały się w proch, jakby w ogóle ich nie było. W Środku stali ludzie. Zasłaniali usta i nos ubraniami, szmatkami i wszystkim co tylko mieli pod ręką. Widać było ulgę i nadzieję w ich oczach, ale także strach. Paniczny strach. Biedronka szybko przejęła inicjatywę.

- Wszyscy ustawcie się jeden za drugim! Szybko! Czy ktoś nie może chodzić?

Z tłumu podniosła się jedna ręka. Dziewczyna doskoczyła do kobiety, której noga była rozcięta w udzie. Prawdopodobnie w panice panującej po wybuchu pożaru, skaleczyła się o jedną z blach leżących nieopodal. Nie wyglądało to tragicznie, ale rzeczywiście nie było szansy by kobieta wyszła stąd o własnych siłach. Biedronka zaklęła pod nosem.

Pamiętaj mnie - część pierwsza | Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz