~60~

1.5K 125 14
                                    

Flawian odetchnął z ulgą, zamykając drzwi do swojej komnaty i opierając się o nie, jakby pozostawił po ich drugiej stronie jakiegoś potwora. Odchylił głowę w tył, przymykając oczy, czuł się wewnętrze zmęczony, choć przecież nie działo się nic takiego. Przechodził już przez gorsze chwile, dużo gorsze, a jednak każda taka sytuacja wciąż go wycieńczała. Kiedyś zamknąłby się w pokoju i pozostał w nim w samotności nawet przez kilka dni, nie zwracając niczyjej uwagi, jednak teraz nie było to już takie łatwe. Miał pod swoją opieką Carla i wiedział, że po tym wszystkim nie może go tak po prostu zatrzymać z sobą w komnacie. Powoli otworzył oczy, sięgając w głąb siebie i poszukując tam jeszcze jakiś sił, które nie zostały zużyte przez ostatnie wydarzenia. Nie było tego zbyt wiele, jednak musiało wystarczyć. Musiał się trzymać, dla Carla. Podszedł do łóżka i spojrzał na zakopanego w pierzynie niewolnika, wtulającego się w poduszkę, którego ramiona przyciągały do siebie maskotkę króliczka. Przyglądał mu się z lekkim uśmiechem zauroczenia, zastanawiając się czy dla niego to wszystko było choć w połowie tak męczące. Ten mimo wszystko wciąż wydawał się tryskać energią, pozostawał uśmiechnięty, pełen życia, jakby nie chciał zmarnować już żadnej chwili swojej egzystencji. Jednak temu trudno było się dziwić, po tym wszystkim co przeszedł, po latach zamknięcia i braku sił, by choćby utrzymać się na własnych nogach, czerpanie z tego co się do stało, gdy los choć na chwilę się uśmiechnął, wydawało się zupełnie naturalną reakcją. Przysiadł na skraju posłania nie odrywając spojrzenia od tej spokojnej twarzy, nie mógł uwierzyć w to, jak wiele w jego życiu zmieniło pojawienie się tej jednej osoby. Jego żołądek znów zacisnął się nieprzyjemnie na myśl, że to wszystko się zmieni, gdy ojciec Carla dowie się o wszystkim. Przytłoczony wizją o samotności, do której powróci, gdy ten tylko wejdzie na pokład okrętu, który zabierze go do domu, opadł na łóżko, a jego ramiona oplotły drobne ciało młodzieńca leżącego obok niego. Przyległ do niego mocni, ukrywając twarz w jego miękkich włosach, pozwalając by spod jego powiek wymknęło się kilka pojedynczych łez. Prawda była taka, że czuł jak każda kolejna myśl o przyszłości sprawia jak coraz bardziej trzęsie się w środku i nie chodziło w tym tylko o sprawę jego niewolnika. Myślenie o nadchodzącym dniu zawsze go rozbijało, wydawało się czymś zupełnie naturalnym, a jednak dla niego zawsze było niewyobrażalnym wyzwaniem, gdyż nigdy od lat nie dostrzegał dla siebie niczego naprawdę dobrego w zbliżającym się wschodzie słońca. A to sprawiało, że czasami czuł, iż brak mu już sił, by w ogóle go wyczekiwać. Gdyby wciąż był sam, w tej chwili najprawdopodobniej po prosu leżałby w łóżku, pozbawiony chęci do czegokolwiek, wpatrując się tępo w przeciwległą ścianę. Jednak teraz nie mógł sobie na to pozwolić, musiał być silny, dla Carla. Wierzył, że to tylko chwilowy kryzys po spotkaniu z bratem i że za chwilę, gdy tylko jego maluszek się obudzi, to wszystko minie. Wystarczy, że ten obdarzy go tym swoim ciepłym uśmiechem i będzie dobrze. Czekając na to, przymknął oczy, pozwalając swojemu zmęczonemu wnętrzu na jeszcze odrobinę snu, nim na dobre będzie musiał powrócić do życia.

***

Gdy się obudziłem, cała komnata była zalana silnym blaskiem słońca, wpadającym do środka przez odsłonięte okna. Zrozumiałem, że południe już dawno minęło i zapewne bliżej było do pory obiadowej niż śniadania. Czując, obejmujące mnie ramiona i znajomy zapach drugiego ciała, powoli obróciłem się na drugi bok, patrząc na twarz mojego pana, który powoli uniósł powieki. Jego szare oczy spojrzały na mnie, a ja obdarzyłem go ciepłym uśmiechem. W jasnym spojrzeniu zdawały się zatańczyć iskierki ulgi, a mężczyzna przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Ułożyłem twarz w jego szyi, pozwalając mu się zamknąć w naprawdę szczelnym uścisku, który napełniał mnie ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Miałem wrażenie, że mój książę tak naprawdę nie ma najmniejszej ochoty, by wstawać dzisiaj z łóżka, jednak nie wydawało mi się, byśmy mogli spędzić tak cały dzień. Mimo to danie mu jeszcze choćby kilkunastu minut w takim stanie nie wydawało się niczym złym, czy nieodpowiednim. Przymknąłem powieki, zasłuchując się w spokojny oddech i bicie drugiego serca, mając tylko nadzieję, że zaraz od tego znów nie usnę. Czas płynął leniwie, a mój pan poruszał się tylko wtedy, gdy chciał poprawić swój uścisk i nieco inaczej wtulić się w moje włosy. Tylko dzięki tym drobnym gestom miałem pewność, iż ten nie zasnął ponownie. Jednak choć ja nie miałem serca odbierać mu tego spokoju i beztroski, to reszta świata nie miała w sobie tyle litości.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki} (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz