~3~

4.9K 283 35
                                    

Powoli otworzyłem oczy, moja głowa zdawała się pulsować, a gardło wypełniała gorzka breja. Próbowałem zrozumieć co się dzieje, w końcu przypomniałem sobie, że ktoś mnie znalazł i operację... Spojrzałem na swoje nadgarstki, były opatrzone białymi bandażami odcinającymi się od mojej brudnej skóry. Rozchyliłem usta, jednak był to błąd, powietrze wzmocniło paskudny smak ropy w moich ustach. Odruchowo wychyliłem się po za skraj posłania i zacząłem wymiotować, czułem w ustach grudy ropy i krwi, a także idącej za nimi żółci. Moje gardło drżało pozbywając się kolejnych fal brei, co wzmacniało moje obrzydzenie. Dusiłem się przez ilość wymiotów, nie dających złapać mi tchu, oczy zaszły mi łzami, a z ust wydawał się rozpaczliwy dźwięk walki o życie. Medyk stanął przy mnie, jednak nie był w stanie mi pomóc inaczej jak podstawiając pod usta miskę, do której zaczęła wpadać obrzydliwa maź. W końcu wymioty ustały, a ja wycieńczony opadłem na posłanie, czując jak moje zdewastowane wnętrzności bolą przy każdym oddechu. Gajusz zawołał kogoś i kazał mu posprzątać, a sam usiadł na kozetce, układając moją głowę na sowich kolanach. Gładził moje włosy, co zdawało się choć trochę ukajać ból, przymknąłem oczy i wsłuchałem się w jego spokojny, ciepły głos. Gdzieś w środku czułem, że nie powinienem, że to tylko ułuda, która ma mnie zwieść, ale przecież i tak nie miałem nic do stracenia. Chwila wytchnienia i odpoczynku, była wszystkim czego pragnąłem.

- Przepraszam, wiem że to bolało, ale teraz jest już lepiej – zaczął tłumaczyć, gładząc opatrunki. Skinąłem tylko delikatnie głową. – Powinieneś coś zjeść.

- Nie chcę – wyszeptałem, czując że mój żołądek nie jest w stanie przyjąć czegokolwiek. – Nie teraz – dodałem słabo i poczułem że moje struny głosowe znowu otrząsając się z obrzydliwej brei.

Zasłoniłem dłonią usta, starając się zapanować nad własnym ciałem. Widząc co się dzieje Gajusz pośpiesznie podał mi miskę, Objąłem ją rękami i wyplułem do niej odrywającą się ze strun ropę. Mimo tego jak wycieńczające i paskudne to było, musiałem przyznać sam przed sobą, że oczyszczało moje struny, przywracając zdolność mówienia. W czasie gdy ja czyściłem swoje wnętrze do namiotu wszedł dowódca. Miał na sobie wysokie buty do jazdy konnej, białą koszulę i skórzane spodnie, jego ciemne włosy były spięte z tyłu głowy. Spojrzał na mnie pytająco, widząc jak odkrztuszam kolejne porcje czerwonej, cuchnącej brei. Medyk zebrał moje włosy i przytrzymał z tyłu mojej głowy, widząc że wpadają do miski.

- Bardzo z nim źle? – zapytał kapitan, a ja dopiero wtedy zauważyłem, że przyniósł ze sobą talerz jedzenia.

- Trudno powiedzieć, jeszcze dokładnie go nie obejrzałem i martwią mnie te wymioty. Jest przede wszystkim wycieńczony. Nie mam pojęcia jakim cudem wytrzymał tyle bez jedzenia.

Widząc, że przystałem wymiotować dowódca podał talerz medykowi, a sam zabrał miskę z moimi wymiotami i wyszedł z namiotu, zapewne by ją opróżnić. Z jednej strony nie chciałem jeść, czułem obrzydzenie na samą myśl że miałbym cokolwiek wziąć do ust, ale z drugiej byłem tak strasznie głodny.

- Pomóż mi Eryku – poprosił Gajusz, gdy kapitan wrócił.

Ten usiadł na kozetce i pomógł mi podnieść się do siadu, przytrzymał mnie w pionie, w czasie gdy medyk nabierał jedzenie na widelec. Złapałem się za brzuch czując jak ten zaczyna zjadać sam siebie z głodu. Tym razem nie protestowałem, pozwoliłem się nakarmić rozkoszując się ciepłym posiłkiem, który zdawał się być prawdziwą ambrozją. Nie był to spleśniały okruch czerstwego chleba, tylko duszone mięso z ziemniakami i jakimiś warzywami. Coś czego nie jadłem już od tak dawna. Zjadłem jakąś połowę z tego i choć czułem chęć by pochłonąć więcej, to wiedziałem że mój organizm nie da rady tego przetworzyć. Gajusz nie zmuszał mnie do jedzenia więcej niż sam tego chciałem. Eryk zaczął wykazywać zainteresowanie moim zasłoniętym okiem, domyślałem się że w końcu do tego dojdzie. Niepewnie podniosłem dłoń, ich dotychczasowa dobroć sprawiła, że poczułem się trochę pewniej. Wierzyłem, że nie będą mnie karali za każdy gest, jaki wykonam bez wyraźnej zgody. Drżącymi palcami zacząłem odwijać ze swojej twarzy szmaty, które dawno temu były bandażami. Nikt mi nie przeszkodził, obaj czekali w milczeniu.

- Boże – szepnął Eryk, oglądając moje oko, albo raczej miejsce gdzie powinno być.

Mimowolnie dotknąłem skóry opuszkami palców wyczuwając pod nimi zaschniętą ropę i szwy. Gajusz podszedł bliżej, by móc lepiej się temu przyjrzeć. Moja powieka była zszyta grubymi nićmi ze skórą pod okiem. Ukrywając za sobą oczodół z resztkami mojej prawej gałki ocznej. Poczułem ukłucie nostalgii za utraconym zmysłem. Gajusz po dłuższych oględzinach, bez słowa zaczął przyrządzać jakiś wywar, w którym później namoczył gazy, wyciągnął też świeży bandaż. Obłożył moje zaszyte oko gazami, które pachniały wyciągami z ziół i wszystko zabezpieczył bandażem, na pewno wyglądało to lepiej niż wcześniejsze szmaty. I zapewne nie pasowały do reszty mojej postaci.

- Okład oczyści je z ropy i innego świństwa – wyjaśnił wygładzając bandaż. – Jej wypływanie może być trochę nieprzyjemne – uprzedził.

- Czy ono boli? – niepewnie spojrzałem w brązowe oczy Eryka, zacisnąłem na chwilę wargi, przypominając sobie, że faktycznie. Szwy bolały, ale ten ból wydawał się być tak mały w porównaniu do reszty tego, który mi zadawano, że o nim zapomniałem.

- Tak, ale... - odchrząknąłem, czując jeszcze resztki wydzieliny w gardle, jednak i tak było już znacznie lepiej. – To nic w porównaniu z... - zamilkłem, nie będąc pewien z czym konkretnie chcę to porównać. Doświadczyłem już tyle tak przeróżnego bólu. Brązowooki pokiwał głową, jakby rozumiejąc o co mi chodzi. – Dziękuję – dodałem na koniec, gdzieś w środku nawet poczułem, że byłbym gotów oddać się tej dwójce, gdyby zażądali tego w zamian za to co dla mnie zrobili.

- Powinieneś odpocząć, jeszcze wiele przed tobą – zauważył Gajusz i zaczął układać mnie na kozetce.

Eryk pomógł mu, zostałem okryty ciepłym kocem, w który odruchowo się owinąłem. Nie wiedziałem dlaczego ci ludzie to robią, czy po prostu są dobrzy i nie godzą się na to co mnie spotkało, czy może mają w tym swój ukryty motyw, jednak nie chciałem sobie zaprzątać tym głowy. Chciałem móc się choć przez chwilę cieszyć nagłą zmianą mojego życia, nawet jeśli był to tylko wstęp do kolejnej udręki. Szybko usnąłem otulony ciepłem, a sen dla odmiany nie był wypełniony koszmarami, tylkomzwykłymi, spokojnymi snami pozbawionymi głębszego sensu i spójności. Czułem, jak moje ciało się regeneruje, jak wracają mi siły, chociaż w najmniejszym stopniu. Choć wiedziałem, że nie powinienem sobie na to pozwalać, to moje ciało po raz pierwszy od dawna rozluźniło się i poczuło po prostu bezpiecznie. 

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki} (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz