60

1.7K 138 165
                                    

dobry wieczór!

nie wiedzę, że to już 60 rozdział, bo dopiero co zaczynałam książkę... szybko zleciało 😩

tutaj też chciałbym wam podziękować za aktywność pod ostatnimi rozdziałami, naprawdę dziękuję!!

i zachęcam oczywiście do zostawiania głosów i komentarzy!

jeszcze chciałbym tu powiedzieć, że niedawno wbiliściw 40k pod Bachorkiem... dzięki!

buziaki <3

§§§

Listopada 2020

Pov: Tadek
Jestem właśnie na lotnisku. Za parę godzin będę w Madrycie, a jutro w końcu, po prawie czterech miesiącach zobaczę się z Polcią, która wciąż jest w Hiszpanii na leczeniu.

Ona sama nic o tym nie wie, bo jest w stu procentach przekonanana, że tym razem przyleci do niej Michał.

Ale może od początku... dwa tygodnie po operacji serca Polcia miała jeszcze jedną związana konkretnie z nerkami.

Po niej była z nią mama, a wujek widząc, że stan Apolci jest dobry pozwolił na przylot kogoś innego niż rodzice.

Rodzina Matczaków wspólnie doszła do wniosku, że mam być to ja, bo mimo, że Pola kocha Michała, to mimo wszystko bardziej liczy na mój przyjazd.

Poli oczywiście zostało powiedziano, że przyleci do niej Misiek, dlatego dziewczyna czeka na swojego brata.

~~~

- Dziękuję. - powiedział do mnie pan Marcin, gdy dałem mu kubek z kawą.

- Nie ma sprawy.

- Cieszysz się?

- Nie ma pan pojęcia jak bardzo.

- Wiedząc, że Polcia się ucieszy też jestem szczęśliwy.

- Mam nadzieję, że się cieszy.

- Prawie się popłakała prosząc wujka abyś do niej przyjechał, więc na pewno będzie zadowolona.

~~~

Jesteśmy już w samolocie. Przed nami teraz nieco ponad 3,5h lotu, a potem już palmy, krótkie rękawy i co najważniejsze - Apolcia.

~~~

- Życzyłby sobie pan kawy bądź herbaty? - zapytała stewardessa, gdy czytałem jedną z książek, które potrzebuję na studia.

- Nie, dziękuję.

- A coś do jedzenia? Jakieś przekąski?

- Również dziękuję.

- Dobrze, w razie czego służymy pomocą. - uśmiechnęła się do mnie, a następnie taki sam dialog przeprowadziła z panem Marcinem.

On jednak, w przeciwieństwie do mnie wziął sobie kawę, ale z jedzenia też zrezygnował, bo pani Arletta spakowała nam na podróż różne przekąski własnej roboty.

~~~

- Ciepło, nie? - zaśmiał się tata Poli, gdy wyszliśmy z lotniska i przywitało nas słońce.

- Na pewno ciepłej niż u nas. - dodałem, bo gdy wylatywaliśmy z Polski było o koło 2°C, a tutaj jest ponad 15.

- Chodźmy już na parking, co? Bo Ignacy na pewno jest.

Bachor || 33tadeoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz