-11-

901 47 74
                                    

W restauracji spędziliśmy jeszcze następne 2 godziny. Po upływie czasu każdy z nas rozszedł się w swoją stronę. Postanowiłem nie jechać już Minho który i tak nie ma mojego domu po drodze. Tak też zrobił Hwang, jednak on szedł ze mną mięliśmy jego dom po drodze. Od naszych miejsc zamieszkania było około 12 minut drogi, dość mało. Gdy szliśmy jeszcze razem złączeni dłońmi czułem się bezpiecznie, jak nigdy dotąd. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się z głupoty Minho i jego wręcz obsesji na punkcie Jisung, jak mówił najstarszy " Jego miłości życia „. Odprowadzając Hwang'a, jedynie pożegnałem się z nim i przywitałem z jego mamą. Była dość miłą kobietą na pierwszy punkt widzenia. Gdy odchodziłem już z kieszeni kurki wyjąłem słuchawki i telefon. Szybkim ruchem włożyłem je do uszu i puściłem ulubioną piosenkę w pętli.

I would lie for you
Keep it real with you
I would kill for you, my baby

Cicha, pusta ulica. Żadnej żywej duszy na ulicy, pusto. Nikt nie chodził ani przez park, ani ulica jak i nawet samochód nie pojawił się na ulicy. Miałem jeszcze około 10 minut do dotarcia na miejsce docelowe. Do domu, odpocząć po ciężkim dniu. Zostało tylko przejść przez ulicę, nie było nikogo dlatego postawiłem zdjąć słuchawki i zrobić pierwszy krok rozglądając się w prawo i w lewo. Kątem oka zobaczyłem tylko pędzące w moją stronę auto, nie zdarzyłem nawet przebiec przez resztę ulicy, głośny huk. Poczułem niezmierny ból, dławiłem się własną krwią. Ostry ból głowy, mgła przed oczami, i oddalające się światła. Moje oczy zamknęły się a w głowie było tylko jedno " Czy umieram? "

- Dlaczego tego nie powiedziałem mu wcześniej?.. - Ostatkami sił wydusiłem,
wtedy straciłem przytomność. Moje palce u rąk delikatnie się co raz poruszały.

POV HYUNJIN
Wróciłem domu, przebrałem się w wygodniejsze ciuchy i pomagałem mamie w porządkach domowych. Będąc w kuchni za oknem usłyszałem strasznie głośny huk a po tym pędzące przed siebie. Z ciekawości wyjrzałem przez okno widząc tylko ślady krwi na ulicy. Wręcz śmiertelnie wystraszony popędziłem do przedpokoju krzycząc do mamy " Niedługo wrócę! ". Biegłem ile tchu miałem w płucach. Będąc już blisko ujrzałem leżący obok telefon to był telefon Felix'a miałem tylko nadzieję że to nie on jest poszkodowanym. Myliłem się, podbiegłem do niego szybko a z moich oczu polały się wodospady łez. Serce pękało od bólu jaki sprawiał mi widok zakrawionego i nieprzytomnego Lix'a. Położyłem na swoje kolana jego głowę aby do rany nie dostał się piach czy inne cząsteczki leżące na ulicy. Wyjąłem telefon i wybrałem numer ratunkowy. Po chwili usłyszałem spokojny damski głos pytający się co się stało. Powiedziałem jej o zaistniałej sytuacji a on powiadomiła pomoc na podany wcześniej adres. Byłem tak bardzo zmartwiony że nie mogłem oddychać, ledwo łapałem kolejną dawkę powietrza krztusząc się łzami. Trzymałem jego otartą dłoń przy swojej, mając nadzieję że będzie mi dane chociaż jeszcze raz z nim porozmawiać. Wybrałem numer mamy młodszego który dostałem od niej samej. Chciałem powiadomić ją o tym co się stało, nie było jej w domu o czym wiedziałem Felix'a. Jego mama była zdruzgotana, powiedziała że gdy zabiorą go do szpitala mam ich poinformować w którym leży a oni następnego ranka tam przyjadą. Minęło od tego czasu może 3 minuty gdy pojawiły się typowe światła dla karetki. Szybko zabrali młodszego do karetki walcząc aby utrzymać jego oddech który był coraz słabszy, ale nadal żył. Sam dostałem jakieś leki na uspokojenie i wodę. Najbliższy szpital znajdowała się 17 km od zdarzenia. Widząc jak ciężko walczą lekarze o życie 19-latka byłem pewny podziwu jak i bólu, ponieważ stan Lix'a był bardzo ciężki. Chwyciłem telefon i znowu zadzwoniłem do mamy młodszego, powiadomiłem ją o stanie zdrowia jak i o położeniu szpitala do którego go przewiozą. Dowiedziałem się tylko że miał naprawdę małe szanse na przeżycie jednak był przy oddechu co mnie pocieszało. Gdy dotarliśmy do szpitala, bez zastanowienia przewieźli go na salę operacyjną, następne 3 godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Wkońcu. Wkońcu wyszedł lekarza prowadzący.

- Pan Lee, wyzdrowieje jednak  potrzebuje  odpoczynku - Powiedział zmęczony, jego odpowiedź pocieszyła mnie. - Mam jedno pytanie, kim pan jest dla pacjenta - Spodziewałem się tego pytanie, teraz co odpowiedzieć? Zastanawiałem się.

- Narzeczonym. - Powiedział dość kruchym głosem nadal załamany tym co się stało.

- W takim razie może pan spędzić noc w jego pokoju, tam znajduje się drugie łóżko. Niech pan lepiej nie wraca do domu a takim stanie - Delikatnie się uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu. Odkiwnąłem tylko głową. - Sala 164 - Szybko dodał po czym zniknął w tłumie innych lekarzy.

Cichym krokiem udałem się do wskazanej sali, chwyciłem bez głośnie za klamkę, było już późno nie chciałem nikogo obudzić. Gdy byłem już w środku ukazał mi się przestronny i przytulny pokój. Cicho podszedłem do łóżka młodszego przysuwając cicho krzesło. Siedziałem obok już kilka ładnych minut trzymając go za rękę, co raz spoglądając na respirator który pokazywał stan zdrowia. To co mówił lekarz było prawdą było już lepiej, ale nadal był w śpiączce z której nie wiadomo kiedy miałby się wybudzić. Chwyciłem za telefon i napisałem do mamy wiadomość " Mój przyjaciel felix trafił do szpitala, nie wrócę dzisiaj na noc " po czym ją wysłałem i odłożyłem przedmiot na pobliską szafkę. Młodszy leżał bez ruchu. Nie mogłem się pozbierać, łzy spływały mi po policzkach a potem po szyi. Obok łóżka paliła się mała lampka nocna, a obok stała szklanka wody. Ze zmęczenia nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy odpłynąłem. Rano obudził mnie dźwięk otwieranie drzwi. Podniosłem głowę i otworzyłem swoje opuchnięte oczy aby spojrzeć kto to był. Byli to rodzice Felix'a, było po nich widać że były wykończeni i bardzo zmartwieni. Jego mama trzymała mały bukiet kwiatów, płacząc. Wstawiła je chwilę później do pustego wazonu.

- Dzień dobry - Powiedziałem podnosząc się. Spojrzałem na młodszego który nadal się nie ruszał, bolało mnie serce.

- Dzień dobry, nie chcieliśmy cię budzić - Mama młodszego dodała cichym i zmartwionym głosem. Otarła łzy i przysunęłam sobie krzesło aby usiąść obok mnie. Złapała mnie z ramię i przysunęła do siebie, nadal płakałem nie mogąc patrzeć na to co stało się z Lix'em.

- Nic się nie stało - Wymruczałem. Serce pękło na milion kawałków dudniąc w niebo głosy.

- Będzie dobrze Hyunjin.. On wyzdrowieje - Dodał zza pleców jego tata, czułem w jego głosie troskę, o swojego jedynego syna jak i o mnie. - Jak dowiedziałeś się o jego stanie zdrowia? - Niepewnie zapytał. Nie wiedziałem czy skłamać czy mówić prawdę. Postanowiłem jednak powiedzieć to co stało się naprawdę, myślę że nie przeżyli by kolejnego kłamstwa.

- Powiedziałem że jest moim narzeczonym, chciałem dowiedzieć się co z nim jest. Przepraszam nie powinien - Ze smutkiem w głosie i cichym jąkaniem się dodałem. Trochę bałem się reakcji jego rodziców, ale miałem nadzieję że nie będą źli.

- Nic się nie stało, myślę że Felix potrzebuje teraz być przy tobie - Odezwała się jego mama patrząc na swojego syna, którego nadal trzymałem za poranioną dłoń.

- Ja również potrzebuje jego.. - Cicho szepnąłem sam do siebie. Mając nadzieję że chłopak w śpiączce słyszał każde moje słowo.

___________________________________________

Czy Hyunjin dotrzyma
swojej obietnicy którą
złożył matce młodszego?

Dotyk | Feljin | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz