Rozdział 29.

2.5K 127 8
                                    

"Człowiek który prawdziwe kocha, nigdy nie rezygnuje."

~~~

Pov. Aleks

Mimo, że uczono mnie opanowania w kryzysowych sytuacjach na misjach... Tym razem czułam jak moje emocje palą moje ciało, duszę, serce niczym żywy ogień. Czułam jak na moim gardle zawiązuje się supeł... Nie pozwalając swobodnie oddychać. Wiedziałam co to oznacza. Moje ciało oblane zimnym potem. To nie był odpowiedni moment na atak paniki. Nie pamiętam kiedy ostatni raz go miałam. Jednak wiedział, że jeśli go teraz nie opanuje, stracę Gasparo na zawsze. Moje serce nie przeżyłoby tego.

Oparłam swoje plecy o jedną z zimnych ścian znajdujących się na korytarzu i przymknęłam na chwilę oczy. Skupiłam się na moich miłych wspomnieniach z życia obok Niebieskookiego. Na każdym Jego pocałunku, uśmiechu, dotyku, bliskości jaką mi ofiarował. Starałam się uspokoić swój oddech i mocno walące serce, które mało nie wyrwało się z mojej klatki piersiowej. To dzięki temu atak paniki minął. A raczej zatrzymała go miłość do mojego mężczyzny. 

Ruszyłam przed siebie nasłuchując jakichkolwiek dźwięków obecności innych osób. Ku mojemu zaskoczeniu jedynie szum wiatru, śpiew ptaków dobiegało do moich uszu. Stawiając ostrożnie każdy krok by nie dać nikomu znać o swoim uwolnieniu ruszałam dalej, sprawdzając każdo inne pomieszczenie. Byłam sama. Nikogo kto jeszcze miałby mnie pilnować. Dochodząc do starych, drewnianych drzwi chwyciłam za klamkę i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się las otaczający budynek w którym mnie przetrzymywano. Nie myśląc długo, ruszyłam szybko przed siebie. Nie wiedziałam gdzie się znajduje. Ale ucieczka i znalezienie jakieś głównej drogi było moim priorytetem. Biegłam ile sił w nogach już dość długi czas. Czułam zmęczenie organizmu. Jednak to mnie nie powstrzymało przed dalszym biegiem. Powoli zapadał zmrok co nie działało na moją korzyść. Jednak los dla mnie był łaskawy. Między konarami zauważyłam przejeżdżające co jakiś czas samochody. Ruszyłam momentalnie szybciej w tym kierunku. Stałam na uboczu jezdni i starałam się zatrzymać jakiekolwiek auto. Biorąc pod uwagę to w jakim stanie jestem nie było to zbyt łatwe. Na szczęście ktoś zdecydował się zaryzykować i mi pomóc.

- Dzień dobry. - odezwałam się ciepło jak tylko potrafiłam by nie wzbudzać niepokoju starszego Pana gdzieś po sześćdziesiątce - Mógłby mnie Pan zawieźć do najbliższego miasta?

- Wszystko dobrze? - zapytał lustrując mnie całą z niepokojem w oczach - Ktoś Panią napadł? - zapytał wskazując na moje rany, siniaki i opuchliznę.

- Zostałam uprowadzona i jeśli nie skontaktuję się w tym momencie z moim przyjacielem, mój mężczyzna umrze - wystrzeliłam jak z procy. Jakby to wyznanie obcej osobie miało mi pomóc przezwyciężyć strach przed stratą Gasparo

- Jesteśmy w Biłgoraju Panienko. - oznajmił o dziwo bez strachu otwierając mi drzwi od pasażera - Zabiorę Panią do siebie by mogłabyś zadzwonić do przyjaciela. - uśmiechnął się do mnie jakby chciał mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze - Mam tylko stacjonarny telefon. - dodał

Nie rozumiałam czym sobie zasłużyłam na pomoc tego staruszka. Nie byłam przecież dobrym człowiekiem. Mimo, że zabijałam w swoim życiu złych ludzi... Wiem, że trafię do piekła za to i nie tylko...

Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam przytulona czołem do szyby w drzwiach. Zostałam przykryta jakimś starym kocem. Widocznie od tych wszystkich emocji i wydarzeń mój organizm nie wytrzymał i padł z wyczerpania.

- Długo spałam? - zapytałam starszego Pana słysząc, że parkuję auto i wyłącza silnik

- Tylko dwadzieścia minut Panienko. - oznajmił - Zapraszam za mną. Nie mieszkam w luksusach. Jednak ciepła herbata, jakieś kanapki się znajdą.

Pokiwałam tylko głową na znak, że dziękuję mu za jego propozycję. Kiedy przekroczyliśmy próg niewielkiej, drewnianej chatki, od razu zaprowadził mnie do telefonu stacjonarnego. Zamknęłam oczy i starałam się przypomnieć rząd cyfr, którymi był numer telefonu do Gasparo. Dzięki pamięci fotograficznej bez problemu przywróciłam sobie ten obraz. Wybrałam odpowiednie liczby na kołowrotku i czekałam aż odbierze. Jeden sygnał, drugi, trzeci i nic. Odłożyłam słuchawkę i wybrałam kolejny numer, który zapamiętałam.  Miałam już się rozłączyć zrezygnowana, kiedy usłyszałam znany głos po drugiej stronie aparatu.

- Słucham? - odezwał się oschle i poważnie Michał

- Michał. To ja Aleksandra.

- O kurwa! Gdzie jesteś? Nic Ci nie jest? Jesteś bezpieczna?

Słuchałam ten nawał pytań ze strony prawej ręki Gasparo i naszego przyjaciela. Było słychać po jego głosie troskę, zmęczenie oraz coś co mówiło mi, że nie jest dobrze.

- Słuchaj. Znajduje się w Biłgoraju u starszego Pana, który mi pomógł. Sprawdź moja lokalizację i wyślij po mnie ludzi. - powiedziałam - Daj mi Gasparo do telefonu.

- To nie jest możliwe - wypuścił głośno powietrze - Gasparo ruszył do Vito - dodał z bezsilnością

- I Ty Go nie powstrzymałem do chuja?! - wrzasnęłam

Czemu On to zrobił?! Przecież Vito go zamorduje z zimną krwią!!!

- Nie mogłem nic zrobić Aleks. Po tym jak zostałaś porwana - zaczął tłumaczyć - Gasparo nawet nie pozwolił mi wymyślić jakiegoś sensownego planu odbicia Ciebie bez narażania Jego samego. Nawet nie pozwolił mi z nim iść.

- Mogłeś Go równie dobrze uśpić lub coś! - powiedziałam oskarżycielsko po czym dodałam już spokojniej - Zabierz mnie naj najszybciej do domu. Wtedy zastanowimy się na spokojnie jak wyciągnąć z tego wszystkiego w całości mojego mężczyznę.

- Dobrze szefowo. Niebawem będzie po Ciebie ktoś od nas i zabierze Cię do prywatnego helikoptera.

- Czekam. - powiedziałam tylko i się rozłączyłam.

Mimo, że nigdy tak naprawdę nie chciałam pchać się w ten Świat w jakim żył od zawsze Niebieskooki... Tym razem nie mam wyboru. Zrobię wszystko by Go ocalić. Dlatego postanowiłam wykorzystać możliwości jakie daje mi bycie  narzeczoną Gasparo i zorganizować akcje z udziałem Jego ludzi. Stanę na czele ich puki Gasparo nie będzie bezpieczny i wolny. A Vito zapłaci mi za to wszystko! Za zniszczenie naszego szczęścia, które dopiero co odzyskałam z moim mężczyzną!!! Rusek nie ma pojęcia z kim zadarł. Może jestem tylko kobietą. Jednak to my potrafimy walczyć dzielnie niczym lwice o swoich. Nawet jeśli miałbyś my zapłacić za to własnym życiem.

- Panienko. Zapraszam na herbatę i kanapki. - odezwał się głos starszego Pana za moich pleców, kiedy byłam pogrążona w swoich przemyśleniach.

- Dziękuję. - powiedziałam rozglądając się uważnie po wnętrzu chatki. Widać, że mężczyzna żyje w tragicznych warunkach. A jednak mimo swojej biedy, oferował mi pomóc. - Odwdzięczę się Panu za pomoc.

Wiedziałam co zrobię. Ten człowiek o dobrym sercu zasługiwał na godną starość. I właśnie taką zamierzam mu podarować. Jak tylko odbije mojego Gasparo, zabiorę starca do siebie. Do naszego nowego domu.

- Nie musi Panienka. - odpowiedział stawiając na blacie stolika pokrytego zżółkniętym obrusem talerz z kanapkami i szklankę herbaty

- A ja i tak zamierzam to uczynić - odpowiedziałam pewna swego z lekkim uśmiechem na twarzy.

GASPARO #2 - Seria ConnectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz