Rozdział 16.

3.9K 157 40
                                    

"[...] i nie obawiasz się, że już nigdy nie dotkniesz moich ramion, które nad życie chcą dla Ciebie żyć, które codziennie pragną ocalić Cię przed okrutnym światem, zawsze niespodziewanie spadającym na Twoją mądrą głowę? Ja się boję śmierci, Ty boisz się życia. Chodź do mnie i przestań już każdego popołudnia konać na moich oczach. Chodź do mnie i przytul się mocno; zacznij dla mnie żyć i uśmiechnij się nieznacznie..."

Autor nieznany

~~~

Pov. Gasparo

Wynurzyłem się na powierzchnię wody by po raz kolejny nabrać w płuca tlenu i znowu zanurkować w poszukiwaniu natręta. Kiedy wyostrzyłem swój wzrok, ujrzałem w oddali młodego delfina trzymającego się kurczowo dorosłego osobnika. Ogarnął mnie chwilowy spokój i uczucie tęsknoty za swoim małym synkiem. Jeszcze jakiś czas temu nie pomyślałbym, że ojcostwo to taka piękna sprawa.

Wynurzyłem się na powierzchnię i płynąłem w kierunku brzegu, gdzie stała moja kobieta. Kiedy moje stopy dotknęły już rozgrzanego piasku, zobaczyłem jak na twarzy Aleksandry maluje się zdenerwowanie... Nie... To małe niedopowiedzenie. Ona była cholernie wkurwiona.

Stawiała kolejne kroki, zmniejszając dzieląca nas odległość. Kiedy była już na wyciągnięcie mojej ręki, zobaczyłem jak z całej siły uderza mnie prawym sierpowym. Nawet nie zdążyłem zareagować. Jedynie co poczułem to ból nosa i spływająca z niego krew, zalewającą moje wargi ust.

- Ty pieprzony Kretynie!!! - wrzasnęła - Popierdoliło Cię doszczętnie?! - dodała chcąc mnie popchnąć do tyłu mocno szturchając mnie w moją gołą klatkę piersiową po której spływały krople wody.

Zaparłem się nogami i patrzyłem na Aleks w osłupieniu. Nie rozumiałem o co Jej w tym momencie chodzi. Podniosłem lekko swoją brew do góry pytająco i szukałem w jej zielonych oczach odpowiedzi. Jej źrenice błyszczały jak niegdyś. Był w nich ten żar za którym tak cholernie tęskniłem. Coś się w niej zmieniło...

- Mogłeś kurwa zginąć!!! - zastygłem - Ty idioto! - dodała Aleks

- Martwiłaś się o mnie? - zapytałem lekko podnosząc swoje końcówki ust w delikatnym uśmiechu

Nie odpowiedziała tylko prychneła pod nosem i przewracając oczami odkręciła się na pięcie i ruszyła pewnym krokiem w stronę drewnianego domku.

Czy to możliwe, że Aleks bała się o moje życie? Czy to znaczy, że nie jestem jej obojętny?

***

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Przez te wszystkie dni od Jej reakcji na plaży unikała mnie jak ognia. Prubowałem zmusić ją do przełamania lodów po przez zaczynanie rozmowy na neutralne tematy. Jednak Ona za każdym razem tylko przewracała oczami na znak irytacji i udawała się wszędzie gdzie mnie nie ma. Zdałem sobie sprawę, że to walka z wiatrakami. Postanowiłem dzisiaj wszystko zakończyć i dać Jej możliwość życia beze mnie. Nie chcę wciąż okłamywać siebie samego, że znowu będziemy razem i szczęśliwi jak kiedyś. Czasu nie da się cofnąć. Nadszedł moment by moja kobieta poszła do przodu. Nawet jeśli miała to zrobić już beze mnie u boku.

Cholernie boli mnie ta myśl. Ale wiem, że Aleksandra zasłużyła na wszystko czego tylko pragnie... Teraz Aleks chce życia, gdzie już nigdy nie będzie jej dane oglądać mojej parszywej mordy.

Czas na pożegnanie.

Był już środek nocy. Stary zegarek wiszący na jednej ze ścian salonu wskazywał drugą w nocy. Poszedłem na poddasze by ostatni raz spojrzeć na kobietę, która jest wszystkim dla mnie. Leżała ubrana w lekko prześwitująca koszulę nocną, sięgającą jej do połowy ud w kolorze bordowym. Jej włosy spoczywały rozrzucone na poduszce. Usta miała delikatnie otwarte, które w pewnym momencie wydały z siebie lekki wydech. W tym momencie coś musiało jej się śnić, gdyż jej usta podniosły się nieco w delikatnym uśmiechu. Wyglądała tak pięknie. Ostrożnie stawiając swoje kroki, podszedłem do łóżka gdzie spała. Schyliłem się nieco nad jej twarzą, odkryłem jej czoło z kilku niespornych kosmyków i złożyłem na nim czuły pocałunek.

- Kocham Cię Aleks. - wyszeptałem cicho i opuściłem pokój

Siadając na sofie w salonie wziąłem w swoją dłoń czystą kartkę papieru i moje wieczne pióro. Zacząłem kreślić słowa.

"Moja Ukochana.

Wiem jak bardzo dużo nas różni. Nigdy nie byłem dobrym mężczyzna. Ty byłaś idealna kobietą. Kiedy po raz pierwszy Cię ujrzałem, nie sądziłem, że mógłbym pokochać. Nie wierzyłem wtedy w istnienie miłości. To uczucie było dla mnie tak bardzo obce i nieznane. Ale to właśnie Ty pokazałaś mi jak kochać. Za co bardzo jestem Ci wdzięczny. Dzięki Tobie zrozumiałem co jest najważniejsze... W moim życiu wyrządziłem wiele złego. Jednak jedynie żałuję, że moje wszystkie demony wyszły na zewnątrz, krzywdząc najważniejszą osobę w moim życiu... Ciebie. Dzisiaj zrozumiałem, że nie potrzebujesz mnie by być szczęśliwa kobieta i żyć. Ja jednak nie jestem tak silny jak Ty. Dla mnie istnienie na tym Świecie bez Ciebie jest nie możliwe. Nie chcę dłużej Cię zmuszać do mojej obecności w Twoim życiu. Nie zasługuje na to po tym jak Cię okrutnie zgwałciłem. Michał obiecał mi, że się o was zatroszczy jeśli mnie nie będzie... Czytając ten list to oznacza że zniknąłem z Twojego życia już na zawsze. Nie obwiniaj się o nic. Zasłużyłem na taki koniec. Dbaj o naszego syna. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz to jak Cię zniszczyłem.

Na zawsze Twój - Gasparo"

Złożyłem kartkę na pół i położyłem na wysepce kuchennej.

Nie bałem się tego co chce uczynić. Robię to dla kobiety która kocham. Chciałem ją chronić przed całym złem na Świecie... A nie potrafiłem jej uchronić przed samym sobą. Znikając z tego Świata dam jej wolność, której tak bardzo pragnie. Może pozna kogoś, kto na nią zasługuje i znowu poczuje się szczęśliwa.

Ściągając jedna z litych desek, wyciągnąłem połyskująca spluwę z ukrytego schowka i naboje do niej. Załadowałem magazynek i ruszyłem w kierunku wyjścia, chwytając po drodze pełną butelkę whisky.

Spojrzałem jeszcze raz za siebie na domek, gdzie nic nie świadoma Aleks spokojnie spała. Wiedziałem, że to jedyne rozwiązanie.

Idąc przed siebie, usiadłem na plaży. Przed sobą miałem piękny widok na morze. Niczym lustro odbijało migoczące gwiazdy na niebie w towarzystwie majestatycznego księżyca. Odkręciłem korek od butelki i zanurzyłem w swoich ustach szyjkę. Pociągnąłem spory łyk nieodłącznej, rudej cieczy, która cudownie zapiekła w moim przełyku. Tak dobrze znany mi smak nawet nie sprawił, że miałbym się skrzywić.

Odbezpieczyłem broń spoczywającą w mojej drugiej dłoni i pociągnąłem kolejny spory łyk schłodzonej whisky. Czułem jak zaczyna cudownie krążyć w moich żyłach. Niegdyś potrafiła dać mi ukojenie na moją tęsknotę... Jednak w tym momencie już nic nie jest wstanie zabić mojego bólu.

Wypijając już prawie całą butelkę uśmiechnąłem się sam do siebie. Przyłożyłem do swojej skroni zimną lufę spluwy. Przed oczami przelatywały mi obrazy z przeszłości. Ona budzącą się w moich ramionach. Wyznająca mi swoją miłość... Krzyczącą moje imię za każdym razem kiedy dochodziła... Jej każdy uśmiech. Błysk w zielonych oczach. Mój mały synek przytulający się do mojej klatki piersiowej. Jego beztroski śmiech. To jak pierwszy raz nazwał mnie swoim tatą...

Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczy.

Ułożyłem swój wskazujący palec na spuście.

Nie odczuwałem strachu. Raczej spokój ogarnął mnie całego. To był mój koniec.

GASPARO #2 - Seria ConnectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz