Godzina 20:30.
Minęło już od początku odliczania do wakacji poprzez spędzaniu czasu u brata,to już ponad tydzień.
Jest romantycznie,bo już jest zachód słońca,ale jego plan chyba nie wypali.Ten las jest wielki.
-Alex,ja nigdzie się stąd nie ruszam!-tupie nogą jak małe dziecko,na co on podśmiewuję się pod nosem.I coś kombinuję ilustrując mnie.
-Co?-
-Nic ,nic ,-bo może ty nie się stąd nie ruszysz,ale ja cię ruszę!-haha-analizuję to co powiedział,a po chwili tracę grunt pod stopami,na co przeżuca,mnie przez swoje ramię.
-Ej,a motor,jeśli ktoś ukradnie?!
-ty się o to nie martw-dalej idziemy do lasu-nieznośny chłopak ,przecież zaraz będzie ciemno zgubię się w tym wielkim lesie ,gdy metr przy metrze jest wszędzie posadzone,wielkie drzewo.
-Chłopaku co ty chcesz to zrobić!-uderzam go w plecy,póki mam idealna okazję na to.
-Uspokój się!
Po chwili mnie zostawia w jednym miejscu między drzewami i szybko ucieka.Nie wiem jak jest tego cel,ale szybko ucieka i zostawia mnie samą,niestety moja drobna budowa ciała nie pozwala mi na to,żeby go dogonić.Zmęczyłam się po czym usiadłam pod jednym z wysokich drzew i mu odpóściłam.
Przez te parę minut całkowitej ciszy,przemyślałam plan,że będę udawać,że nie żyje,albo chociaż coś mi się stało-na pewno się przestraszy,bo nie sądzę,że ma wiedzę jak mi pomóc,chociaż może coś zapamiętał ze swojego życia...
Dotyka moich ramion,gdy się tego nie spodziewam.
-oszalałeś?!-chcesz,żebym zawału dostała?
-oj przestań to tylko żart.
Zaczynam moją scenkę.
-Alex-mówię cicho-słabo mi.-powoli opadam na dwa kolana,udając taką,,słabą".
-Lily-co ci jest?
-zaczynam kaszlać i się,,dusić".
-Lily!
Już nie reaguję,całkiem,tylko leżę i się nie ruszam,mam zamknięte oczy i próbuje zmniejszyć moje oddechy,żeby wyglądało to bardziej realistycznniej.
-Lily-podchodzi do mnie i przybliża swoje ucho do mojej buzi.A jednak mój brat go trochę coś tam poduczył.
Jednak chyba,chce zadzwonić na pogotowie.Postanawiam się wybudzić.
-Co się stało?-łapię się za głowę i rozglądam się dziwnie po lesie.
-Gdzie my jesteśmy?
-Lily!Do cholery starcilaś przytomność,ja dzwonię po karetkę.
-Alex-ja ci muszę coś powiedzieć.
-tak?-patrzy na mnie ze zmartwieniem,że zaraz mu wyjawię jakąś straszną chorobę.
-Bo ja choruje na...głupotę-poczym wybuchnęłam śmiechem.
-Pchnął mnie,że znowu leżałam na ziemi.
-E-e-ej-bo zaraz stracę przytomność,gdy mnie będziesz tak bił.
Jeszcze raz mnie pchnął,poczym razem wybuchnęliśmy w tym samym momencieMój telefon wibruje.
-Nathan-odbiorę-
-Tak halo-staram się,żeby nie wybuchnąć śmiechem,lecz to się staje.
-Co ty taka rozbawiona?
- a po co dzwonisz?hmm?-∆pytam,żeby uniknąć tego,że jestem tu z Alexem...
Chciałem zapytać czy Alex jest z tobą.
Wyciszam się.
-Co ja mam mu powiedzieć koleś-jak powiem,że nie będzie cię szukać i się martwić,w gdy powiem że tak jesteśmy razem to może się nie wkurzy,ale też nie wiem jak zareaguję-dobra mówię mu o nas.
Włączam mikrofon.
Tak,Alex jest ze mną.
-Okej,bo już go zaczynałem szukać...
-ale najpóźniej do domu macie wrócić przed 24.
-okej,to pa.
-narka-fajnej zabawy tam-paa.
Dalej się śmiejemy,ale postanawiamy już wracać.
*
Po jeździe,tym razem najwięcej max 100 km na h.Dojeżdzamy do naszego domu i wchodzimy,ale jeszcze tuż przed domem.
-Dziękuję-za dzisiaj-odpowiadam trochę zawstydzona,więc nie patrzę mu w oczy tylko na jego ciało,cokolwiek innego niż jego oczy;nie,usta,włosy,tors,nogi,ręce,dłonie.
Miałam dużo wyboru na wpatrywanie się gdzieś indziej niż na jego kryształowe,diamentowe niebieskie oczy.
Nagle bierze mnie w objęcia swoich dużych dłoni.-Nie,to ci dziękuję-wypowiada te słowa,tak bardzo czule.
Chyba się pocałujemy,gdy otwierają się drzwi do,, naszego domu".
CZYTASZ
Love at first sight.
Teen Fiction-ty jesteś pijana?-trudno jej utrzymać równowagę,więc pomagam jej ustać.Łapię się za brzuch i powoli siada podtrzymując się na mnie. -Brałaś coś?-dalej nie odpowiada,ale ma bardzo powiększone źrenice... -Do mnie mówisz?-ledwo stoi na nogach ,próbuje...