Rozdział 14 - Jagodowy Jad Bazyliszka

212 12 4
                                    

Czy naprawdę stresowała się wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu, bardziej niż egzaminami końcowymi?

Chciałaby zaprzeczyć, ale to że od pięciu minut krążyła pod drzwiami, nerwowo wykręcając palce, wskazywało na zgoła co innego.

Dlaczego dała się przegadać tej dwójce szarlatanów i postanowiła, jednak iść?

Dlaczego potem, zamiast w końcu posłuchać swojego mózgu, dała się namówić Ginny na ten strój, makijaż i fryzurę. Na to wszystko.

W ciężkich butach, za dużej marynarce i obcisłej sukience, czuła się tak, jakby miała rozdwojenie jaźni. Ani nie do końca sobą, ani nie do końca kimś obcym. Może dziwną, podrasowaną wersją siebie.

Minęła ją grupka chichoczących dziewcząt i zniknęła w drzwiach. Przez kilka sekund, gdy były otwarte, po korytarzu rozlała się stłumiona, ale dudniąca muzyka, a Hermionie udało się dostrzec światła neonów w środku.

Przystanęła i zamrugała kilka razy, próbując przetworzyć to, co właśnie zobaczyła. Ślizgoni faktycznie zorganizowali imprezę z prawdziwego zdarzenia, zupełnie niepodobną do jakiejkolwiek, która do tej pory miała miejsce w Domu Godryka. Kolejny dreszcz stresu przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, ale potrząsnęła głową, postanawiając, że był ostatnim.

Stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech, a potem jej wzrok przeszukał całą powierzchnię czarnych, dwuskrzydłowych drzwi z surowego hebanu. Nie było klamki, a jej umysł wypełniła panika, którą ledwo, co zdążyła opanować.

Może była gdzieś ukryta, skoro roześmiana grupka kilka minut wcześniej, weszła bez problemu.

Wtedy do niej dotarło, że przecież każdy pokój wspólny w tym zamku był chroniony hasłem. Uderzyła się otwartą dłonią w czoło, mamrocząc pod nosem, że podczas przygotowań do imprezy, chyba opuściły ją wszystkie szare komórki.

Jakby na potwierdzenie swoich myśli, zapukała do drzwi, a gdy uświadomiła sobie, że musiałaby w nie strzelić Bombardą, żeby ktokolwiek po drugiej stronie usłyszał, miała ochotę uderzyć się w czoło po raz kolejny. Szybko przeanalizowała w głowie pozostałe możliwości. Wpadła na to, by wysłać Blaise'owi patronusa z pytaniem o hasło, ale w jednej sekundzie zdecydowała, że nie ma ochoty robić wokół siebie aż takiego zamieszania. Wtedy dosłownie zrobiłaby wejście godne królowej wieczoru, a to było ostatnie czego chciała.

Trudno, najwyraźniej sam los tak chciał, czy cokolwiek. Hermiona rzadko kiedy wierzyła w takie czcze gadanie, że jakaś wyższa siła kierowała ludzkim życiem. Miała wrażenie, że całą tę koncepcję istnienia czegoś niezrozumiałego i wszechmogącego, wymyślili ludzie, którzy bali się szukać odpowiedzi. Zamiast tego stłumili ciekawość, wypełniając wszystko, co niezrozumiałe prostymi bajkami, których należało się bać.

A ona wiedziała, że bać należało się jedynie potworów chodzących po tym świecie. Takich, które najczęściej przybierały ludzką postać.

Odwróciła się z zamiarem powrotu do swojego dormitorium. Było jej żal jedynie odrobinę. Być może przez to, że była tak wystrojona, a być może przez to, że już się nastawiła na uzyskanie odpowiedzi na dręczące ją pytania. Mimo wszystko nie było to coś, nad czym miałaby długo ubolewać.

- Myśleliśmy z Blaisem, że nie przyjdziesz.

Aż podskoczyła na dźwięk głosu Pansy, która stanęła obok niej, trzymając w ramionach przeróżne owoce, od cytrusów po mango. Hermiona zauważyła nawet wystający czubek ananasa, przez co automatycznie zaczęła się zastanawiać, co Pansy zamierzała z nimi zrobić.

Jeszcze Jeden OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz