Rozdział 12 - Wszyscy Ślizgoni Są Społecznie Zaburzeni

211 14 2
                                    


Głowa mu pękała, gdy próbował rozchylić powieki. W dodatku coś ciężkiego, spoczywało na jego kolanach. Poruszył się niespokojnie, próbując z powrotem zapaść w głęboki sen, ale wtedy zdał sobie sprawę, gdzie był. Otwarł oczy i zobaczył, że "czymś ciężkim" była głowa Granger. 

Zamarł z przerażeniem wpatrując się w loki rozrzucone na jego kolanach, jakby były tykającą bombą. Nie miał pojęcia, co zrobić i jak doszło do tej sytuacji. Chociaż nie. Po namyśle stwierdził, że było to bardzo logiczne, że przez sen, nieświadomie mogła się właśnie tak ułożyć. Cała Granger, robiąca wszystko, żeby tylko go zdenerwować i wprowadzić w zakłopotanie. 

Słońce już przezierało między drzewami, a on po kilku godzinach snu w pozycji siedzącej, czuł się jakby jego ciało, było z drewna. Migrena atakująca jego głowę, również nie pomagała docenić uroków poranka. Chciał, jak najszybciej skończyć to zadanie, wziąć eliksir przeciwbólowy i prysznic. Sam do końca nie wiedział w jakiej kolejności, ale to nie miało znaczenia, ponieważ jak na razie, nie był nawet o krok, od ani jednej z tych rzeczy. 

Powinien ją obudzić. Czemu więc, gdy chciał to zrobić w głowie rozbrzmiał cichy alarm. Dosłownie, jego dłoń zatrzymała się w powietrzu, a w myślach poleciała wiązanka przekleństw, kierowana pod adresem jego, Granger i przeklętych organizatorów turnieju. 

Przecież nic by się nie stało, jeśliby ją obudził. Jednak wyglądała tak spokojnie, że coś nie pozwalało mu tego zburzyć. A mógł wykorzystać tę okazję do wkurzenia jej i obudzenia w jakiś paskudny sposób. Kiedy jednak przypomniał sobie, jak dobrze im się rozmawiało poprzedniej nocy, nie był pewien czy chce jej zrobić na złość.

Przełknął ślinę. O co mu do cholery chodziło? Może to przez tą jej głupią dobroć, którą mu okazywała raz za razem, a może przez to, że w końcu uratowała mu życie i nosił w sobie z tego powodu sentyment. 

Prychnął pod nosem, naprawdę nie miał czasu na dogłębną analizę odruchów swojego, najwyraźniej uszkodzonego mózgu. Ochoty też na to nie miał, więc po prostu nie zastanawiając się dłużej, położył dłoń na jej ramieniu i zaczął nią potrząsać. 

Najpierw wymamrotała niewyraźnie coś o eliksirze wielosokowym, jeśli dobrze zrozumiał, a potem powoli otwarła oczy. Kiedy po kilku sekundach zorientowała się, co pełni rolę jej poduszki, usiadła gwałtownie i spojrzała na niego rozszerzonymi oczami, zupełnie jakby zobaczyła ducha. 

Miała identyczną minę, jak Draco zaraz po przebudzeniu, co z jakiegoś powodu, bardzo go rozśmieszyło. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego spod byka. 

- Z czego się tak cieszysz? 

- Zobaczenie cię z samego rana, kiedy wyglądasz, jakbyś wybierała się na konkurs na najlepszy sobowtór Hagrida, to zawsze powód do uśmiechu, Granger. 

Wcale nie wyglądała tak tragicznie, jak zasugerował. Sprężynki włosów otaczające jej twarz, były po prostu przyklapnięte i miejscami zniekształcone, a na podbródku miała dość szpetne, ale wciąż niegroźne zadrapanie. Pod jej oczami nie wykwitły nawet cienie, więc był pod wrażeniem tego, jak dobrze jej organizm, był przystosowany do takich warunków. 

Za to jeśli on wyglądał, tak jak się czuł, to w porównaniu z tym, Granger była dzisiaj pięknością. Nigdy by jej tego jednak nie powiedział, z wielu różnych powodów. Pierwszym z nich był fakt, że byłoby to dziwne i niepotrzebne. Nie jego rolą, było prawienie jej komplementów. On miał tylko pilnować, by wygrali ten turniej i by nie zginęła przy okazji w bardzo głupi, gryfoński sposób. 

- Spieprzaj. 

Syknęła i wyciągnęła z kieszeni spodni gumkę. Obserwował, jak zbiera włosy w wysoki, króciutki kucyk na środku głowy. Były już na tyle długie, by mogła to zrobić, ale wciąż na tyle krótkie, że niektóre pasma po prostu uciekały z upięcia, żyjąc własnym życiem.

Jeszcze Jeden OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz