Rozdział 5 - Rzeczy Niezrozumiałe

139 12 1
                                    


Draco odwrócił głowę i zmarszczył brwi. Znowu to uczucie. Uczucie, że ktoś go obserwuje. Od tygodnia, raz po raz, miewał nieprzyjemne wrażenie, że ktoś mu się przygląda. Najczęściej zdarzało się to w Wielkiej Sali.

Ilekroć próbował zidentyfikować osobę, która wlepiała w niego swój wzrok, było to niemal niemożliwe, ze względu na liczbę osób wokół niego. Powoli zaczynał już myśleć, że wariuje i tylko zdaje mu się, że ktoś go prześladuje spojrzeniem.

W piątek po południu, gdy wyjątkowo sam wracał przez błonia z treningu Quidditcha cała sprawa się wyjaśniła. To znaczy... tak przypuszczał, że osoba prześladująca go cały tydzień się odnalazła.

Przed nim stanęła Hermiona Granger, zatrzymując go w połowie błoni i korzystając zapewne z okazji, że po raz pierwszy właśnie, od tygodnia, nie był w otoczeniu swych przyjaciół.

- Hej.

Na chwilę go zatkało. Nie miał pojęcia, o co mogło chodzić, ale to było z jej strony najbardziej normalne powitanie, chyba po raz pierwszy odkąd ją poznał. Co oznaczało mniej więcej tyle, że paradoksalnie, coś tu było mocno nie tak.

No nie mógł też powiedzieć, że przez te wszystkie lata nie dał jej powodu, by reagowała na niego alergicznie. Co to, to nie.

- Hej?

Odpowiedział wciąż skołowany, a potem sam zaczął się besztać w myślach. Draco Malfoy zachowuje się, jak zagubiona dziewczynka? Bo tak, to właśnie wyglądało.

Najwidoczniej dziewczynę, jego odpowiedź również zbiła z pantałyku, ponieważ stała tak tylko się w niego wpatrując.

Postanowił więc wykorzystać ten fakt i jak najszybciej naprawić swój poprzedni błąd.

- O co chodzi?

Zapytał na pozór normalnie, jednak bardzo szorstko i z lekką dozą poirytowania. Czyli dokładnie tak, jak zawsze miał w zwyczaju. I tak, jak być powinno.

Hermionę też to otrzeźwiło, bo od razu zaczęła mówić, chociaż bardzo nieskładnie, co było do niej w ogóle niepodobne.

- Wiesz... pamiętasz może, jak my... wtedy, co mecz był... i cała ta sprawa z morderstwem... i przecież też tam byłeś... no i słyszeliśmy krzyk.... a wcześniej za mną szedłeś...

To, że był zdezorientowany jej wypowiedzią, to mało powiedziane. On nie miał pojęcia, o co chodzi. Tymczasem jego irytacja, a zmieszanie Gryfonki zdawały się sięgać zenitu.

Mógł wymienić co najmniej kilka miejsc, w których wolałby teraz być. Chociażby wanna pełna ciepłej wody. Zawsze po treningu chciał, jak najszybciej zmyć z siebie mieszankę ziemi, potu, a czasem nawet krwi. Sam nie wiedział czemu, a raczej wiedział, ale nie chciał dopuszczać tego do świadomości.

Mianowicie mieszanka potu, błota i krwi bardzo mocno kojarzyła mu się z niedawną wojną, a tych wspomnień nie chciał przywoływać. Nie był na to jeszcze gotowy.

- Na litość Merlina Granger, co ty chcesz?! - na wpół jęknął, na wpół syknął tworząc iście osobliwe wrażenie.

Hermiona zamilkła raptownie i wzięła głęboki oddech, by po chwili powiedzieć, najbardziej składne zdanie odkąd ją zobaczył.

- Hagrida oskarżyli o zamordowanie Trelawney tylko dlatego, że nie było go na meczu. - spojrzała na minę chłopaka i szybko kontynuowała. - A my szliśmy przez błonia chwilę przed tym wszystkim i moglibyśmy poświadczyć, że widzieliśmy jak wchodzi do Zakazanego Lasu.

Jeszcze Jeden OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz