Rozdział 11 - Sztuka Współpracy

146 13 0
                                    


Wędrowali przez las od kilku godzin, a ona nie mogła już znieść nieustannego narzekania Malfoy'a. Nie użalał się nad sobą, ale jego ciągłe miauczenie było męczące. Owszem, ministerstwo postradało rozum, wysyłając ich do Zakazanego Lasu bez różdżek ze śmiesznie wyposażonym plecaczkiem. Ale czy narzekanie coś zmieni? Musieli sobie jakoś poradzić, ostatnim czego chciała to poddać się w pierwszym zadaniu i przypuszczała, że chłopak uważał tak samo. 

Plus był taki, że po kilku źle obranych kierunkach, teraz miała już pewność, gdzie powinni iść. Minusem był fakt, że od dobrych dwóch godzin szli w ciemności. Na szczęście nie była ona nieprzenikniona, dzięki światłu księżyca, ale wciąż dawała się mocno we znaki. Chociaż, gdyby się zastanowiła, to chyba gorsze było zimno przenikające, aż do kości. Tak, czy inaczej oboje zdawali sobie sprawę, że za niedługo muszą się gdzieś zatrzymać na noc, bo inaczej naprawdę bardzo szybko zakończą pierwsze zadanie. 

- Las sobie wymyślili, a w następnym zadaniu co, może nas wyślą na pustynie. - prychnął, a Hermiona przewróciła oczami i z premedytacją puściła gałąź, którą trzymała, wprost na twarz chłopaka. - Granger, co ty robisz?! To bolało! 

- Bo miało. - powiedziała spokojnie, ani na chwilę nie zwalniając kroku. - Jeszcze jeden lament z twoich ust, Malfoy, i wsadzę ci tą gałąź tam, gdzie słońce nie dochodzi. 

Prychnął, jak rozjuszony kot i zrównał z nią krok, zapewne by zabrzmieć poważniej. Hermiona już nie mogła się doczekać, co ma jej do powiedzenia, więc przyspieszyła, mając nadzieję, że go tym zniechęci. Niestety się zawiodła.

- Nie strasz, nie strasz. - warknął i skrzyżował ręce na piersiach, wyraźnie naburmuszony. - Przysięgam, że nawet ja nie jestem, tak okrutny, jak ty. 

Wymamrotał do siebie pod nosem, a na jej ustach po raz pierwszy, odkąd rozpoczęło się zadanie, pojawił się uśmiech. I tutaj miał rację, była o krok od spełnienia swojej groźby, chociaż ze względów estetycznych wolałaby nigdy nie musieć się z niej wywiązywać. 

Prawie podskoczyła w miejscu, gdy nagle znikąd przy jej uchu pojawił się złoty znicz i zaczął między nimi wściekle latać. W pierwszej chwili była zaskoczona, ale szybko przypomniała sobie przemowę Cottlehead'a i zaczęła się naprędce zastanawiać, co zrobić, by zdobyć przychylność publiczności. W końcu dobrze było być ulubieńcem tłumów, niezależnie w jakim konkursie. Świat był tak zbudowany, że bycie faworytem wśród widzów, było już połową sukcesu i nie mogła tego zmienić. Mogła to jedynie wykorzystać na ich korzyść i tak też planowała.

Jedyny problem był taki, że nie miała pojęcia, co zrobić w tak krótkim czasie, więc postanowiła improwizować, licząc na to, że Malfoy załatwi resztę. 

- A teraz mijamy piękny okaz pedunculatis quercus, mój drogi! - wykrzyknęła pierwsze, co przyszło jej na myśl i od razu miała ochotę wyśmiać samą siebie, ale postanowiła się nie poddawać. - W tym roku wyjątkowo szybko stracił liście. 

- Granger, co ty pierdo... 

No i tyle by było z pomocy Malfoy'a. Na szczęście w porę zdążyła zatkać mu usta dłonią, na co on w pierwszym momencie oniemiał. Kilka sekund później wyraźnie odzyskał trzeźwość myślenia, bo spiorunował ją wzrokiem, na co ona odpowiedziała takim samym spojrzeniem, ale nie zabrała ręki z jego ust, dopóki złoty znicz nie zniknął w głębi lasu.  

- Co to miało być? - syknął, wściekle odganiając od siebie atakujące ze wszystkich stron gałęzie.

- Znicze mają kamerki, jakbyś zapomniał, głąbie. 

Jeszcze Jeden OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz