6. Don't come close.

86 10 59
                                    

∆ Piątek 4 listopada 2048

Cisza wypełniająca willę zdawała się gęstnieć, a każdy ze znajdujących się w budynku mężczyzn mógłby przysiąc, że czuje ją, jakby była czymś namacalnym, jednak doświadczali tego nieco inaczej. Elijah Kamski miał wrażenie, że jego głowę wypełnia balon, który bardzo szybko napełnia się powietrzem. Uchodził za człowieka, którego mało co jest w stanie poruszyć, a niektórzy wręcz uważali, że nie ma na tym świecie rzeczy, będącej w stanie wywrzeć na nim większe wrażenie. Tajemniczy pan Kamski, będący bohaterem niezliczonej ilości domysłów i legend był człowiekiem zimnym, nieczułym i obojętnym na wiele spraw, które w każdej normalnej osobie wywołałyby całą gamę najróżniejszych emocji. Nie miało to wiele wspólnego z prawdą, jednak sam zainteresowany nie zrobił wiele w kierunku obalenia tego mitu. Jedyną rzeczą, która naprawdę mało go obchodziła, była właśnie ta otoczka, zbudowana wokół niego przez ludzi, znających go wyłącznie z wywiadów, jakich niegdyś udzielał. Prawdziwy charakter Kamskiego, znali wyłącznie jego rodzice, Carl Manfred, a wiele wskazywało, że do tego skromnego grona ma szansę dołączyć Markus.

Powitanie Simona zawisło między wpatrującymi się w siebie z kamiennymi twarzami androidami. Mina PL600 zrobiła się jeszcze smutniejsza, niż w chwili, gdy do pokoju wszedł Markus. Nie widzieli się dziesięć lat, blondyn nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać, dlatego czekał, aż stary przyjaciel jakkolwiek mu odpowie. Na jego nieszczęście brunet nie wyglądał, jakby zamierzał się odezwać. Zamiast tego, świdrował go spojrzeniem swoich dwukolorowych oczu. Simon był przekonany, że jakby wzrok mógł zabijać, leżałby w tym momencie martwy, dlatego był niesamowicie wdzięczny, że androidy strzelające z oczu laserami, są jednie wytworem ludzkiej wyobraźni i nie istnieją w realnym życiu. Biorąc pod uwagę grymas RK200, mógł powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że brunet chętnie przetestowałby na nim siłę takiej broni.

Jednak czy Markus rzeczywiście by to zrobił, mając taką możliwość? Słowa Simona "cieszę się, że cię widzę" go zirytowały, ale czy mógłby zrobić coś takiego? Jemu samemu ciężko byłoby odpowiedzieć na takie pytanie. Pewny był natomiast tego, że emocje, jakie odczuwał, były niczym w porównaniu z tym, co sobie wyobrażał i na co się szykował. Przez moment pożałował, że nie posłuchał Elijaha i nie uspokoił się przed przejściem do rzeczy. Migający ostrzegawczą czerwienią komunikat o wysokim poziomie stresu zaczynał coraz bardziej go irytować i w żadnym wypadku nie ułatwiał mu już i tak ciężkiego dla niego momentu. Dwa razy otworzył delikatnie usta, ale wydobycie z siebie dźwięku, okazało się niemożliwe. Cała ta sytuacja trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund, jednak zarówno oba androidy, jak i obserwujący wszystko z boku Kamski mieli wrażenie, jakby minęły całe wieki.

- Cieszysz się, co? - prychnął w odpowiedzi Markus, kiedy odblokował się na tyle, by móc mówić. - Nie, no oczywiście. Szkoda tylko, że ja nie mogę powiedzieć tego samego.

Bezczelny ton chłopaka zaskoczył nie tylko Simona i Kamskiego, ale przede wszystkim jego samego. Choć wypowiedzenie tych kilku słów przyszło mu z ogromnym trudem, widok zakłopotanego blondyna, niewiedzącego jak się zachować, sprawił mu wielką satysfakcję. Nie zmniejszyła ona ani trochę jego zdenerwowania, ale pozwoliła poczuć się choć odrobinę pewniej, a Markus niczego nie potrzebował tak bardzo, jak pewności siebie. Kątem oka zauważył skupione na nim spojrzenie Kamskiego. Jasnoniebieskie oczy były pełne niepokoju, a sam mężczyzna bardzo czujny, jakby od tej rozmowy miało zależeć życie RK200. Elijah chciał dla niego jak najlepiej, dlatego kiedy zobaczył w jakim jest stanie, postanowił stać z boku, gdzie nie będzie im przeszkadzał, a jednocześnie da radę szybko zareagować, jakby Markus poczuł się gorzej. Żeby dać im nieco więcej przestrzeni, powoli wycofał się i stanął w progu prowadzących do pokoju drzwi.

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz