8. I don't want to say yes, but I can't say no.

68 9 28
                                    

∆ Sobota 5 listopada 2048

Przybycie do willi Kamskiego, choć ciągle stresujące, nie było dla Markusa tak ciężkie, jak pojawienie się tu dzień wcześniej. Napędzany energią, którą wtłoczyła w niego Alice, pewnie przekroczył próg i ruszył do pokoju, gdzie czekał na niego Simon. Android uśmiechnął się na widok RK200. Był to szczery, promienny grymas, który każda inna osoba odebrałaby zapewne jako wyraz szczerych uczuć, jednak nie Markus. On był czujny i podejrzliwie obserwował każdy, nawet najdrobniejszy gest lub słowo byłego przyjaciela. Nawet teraz, kiedy Simon był szczerze przejęty jego samopoczuciem, on był pewny, że to tylko maska, której blondyn używa do ukrycia swoich prawdziwych zamiarów.

- Cześć, Markus. Mam nadzieję, że z tobą wszystko dobrze. Jak się czujesz?

- Jak ktoś, kto jest w stanie poświęcić jeszcze jedno popołudnie na dyskusję z osobą, której miał nadzieję nie zobaczyć już nigdy więcej - odparł lekko, zdobywając się nawet na ironiczny uśmieszek. PL600 zwinął usta w cieniutką linijkę i zwiesił głowę. Nie miał żalu do Markusa, bo wiedział, że sam zapracował sobie na takie traktowanie. I tylko Elijah, który po raz kolejny obserwował sytuację nieco z boku, nie narzucając się ze swoją obecnością wiedział, że to wszystko było jedynie formą obrony, jaką stosował, żeby nie ujawnić swoich prawdziwych emocji. Im więcej stresu, tym mocniejszy sarkazm, ironia i kpina.

- Cóż... I tak się cieszę, że przyszedłeś.

- Nie mogę powiedzieć tego samego, ale zostawmy to. Mów, co to za błyskotliwy plan z graniem na dwa fronty i zastraszaniem mnie.

Simon był jednocześnie zaskoczony i zadowolony, że tak szybko przeszli do meritum, bo racjonalna strona jego umysłu cały czas uparcie podpowiadała mu, że to wszystko nie ma żadnego sensu. Dotarło do niego, że tak naprawdę sam nie wierzył, że Markus zgodzi się mu pomóc i w tym momencie miał ochotę po prostu stąd wyjść, wcześniej mówiąc, że nie było tematu. Nie było to jednak takie proste, bo resztki optymizmu, jakie zdołał zachować, podsuwały mu mniej prawdopodobny, ale nie niemożliwy scenariusz, gdzie były lider Jerycha zgadza się wziąć udział w ratowaniu miasta i jego mieszkańców. Trzymając się kurczowo resztek nadziei, wziął głęboki oddech i zaczął wszystko tłumaczyć.

- North doprowadziła do tego, że oczy wszystkich są zwrócone na Ruch. Ludzie obserwują nas uważniej, niż kiedykolwiek i dokładniej analizują każde słowo, czy inicjatywę, dlatego przychodzę do niej z propozycją. Ściągamy ciebie i stawiamy w roli przywódcy. Wypowiedziałbyś się raz, czy dwa publicznie, ogłosiłbyś swój powrót obiecując, że od tego momentu, wszystko będzie tak, jak planowałeś dziesięć lat temu. Spokojnie, pokojowo i bez niepotrzebnych nikomu spięć. To odwróciłoby uwagę ludzi i pozwoliłoby North na spokojne przygotowywanie się do przejęcia miasta. Byłbyś jednocześnie jej marionetką i tarczą, za którą mogłaby się schować. Żyłaby w takim przekonaniu, zupełnie nieświadoma, że to my jesteśmy panami tej sytuacji i w momencie, kiedy będzie chciała rozpętać piekło, my stajemy na jej drodze, pozbawiamy władzy i oddajemy w ręce policji.

Kiedy skończył mówić, jasny pokój wypełnił się ciszą, która wpędzała Simona w zakłopotanie tym bardziej, im dłużej trwała. Kamski siedział w fotelu z przedramionami nonszalancko opartymi o podłokietniki i z szelmowskim uśmieszkiem oraz lekko przymrużonymi oczami, spoglądał to na Simona, to na Markusa. Niecierpliwie czekał na odpowiedź ze strony RK200 licząc, że będzie ona kolejną lawiną ironii. Nie mówił tego na głos, ale czerpał dziwną satysfakcję patrząc, jak android prowadzi rozmowę w taki sposób. Jednak on milczał, krzyżując ramiona na piersi, ściągając brwi i kiwał powoli głową, analizując wszystko, co powiedział blondyn.

- No dobrze, a co z rzekomym zastraszeniem mnie? - zapytał, zachowując maksimum czujności.

- North w życiu nie uwierzy, że dobrowolnie zgadzasz się na współpracę. Jedyną opcją jest szantaż, dlatego wczoraj pytałem, czy masz w Detroit kogoś, na kim ci zależy. - Widząc, że Markus cały się spiął, szybko zaczął się tłumaczyć. - Spokojnie, nie denerwuj się. Po twojej ostatniej reakcji domyśliłem się, że jest ktoś taki, ale nie zgodzisz się na wciąganie bliskiej ci osoby w tę sprawę. Nie zrobimy tego. Wiem, co o mnie myślisz, ale uwierz, że ja naprawdę nie chcę zrobić krzywdy ani tobie, ani twoim bliskim.

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz