2. Won't you help me see right from wrong?

119 13 40
                                    

∆ Wtorek 1 listopada, 2048

Wizyta na cmentarzu była czymś, czego Markus bardzo potrzebował. Uspokoił się dzięki niej, opanował system, który raz po raz wyświetlał komunikaty o zbyt wysokim poziomie stresu i na moment zapomniał, dlaczego znowu jest w tym przeklętym mieście. Obiecał też Carlowi, że odwiedzi go jeszcze, zanim wróci do Kanady.

W drodze powrotnej, wstąpił do sklepu zabawkowego. Długo przechadzał się między regałami, w poszukiwaniu zabawki, która go do siebie przekona. Okazało się, że był to miękki, puszysty pluszak w kształcie błękitnookiego, różowego królika, z białą kokardą na szyi. Miła ekspedientka zapakowała go w ozdobną torbę na prezenty i wręczyła Markusowi zaraz po tym, jak uiścił płatność. Dalej, zajrzał do sklepiku z upominkami, gdzie wypatrzył duży, elegancki wazon, a później do kwiaciarni, w której wcześniej kupił różę dla Carla. Tam, kupił duży, kolorowy bukiet, komponowany z kilku gatunków kwiatów. Dopiero wtedy, poszedł prosto do domu, w którym niegdyś mieszkała Rose z Adamem, a który od dłuższego czasu zajmowali bliscy przyjaciele Markusa, którym nie uśmiechało się zostanie na stałe w Kanadzie. Nie chciał zakłócać spokoju swoim bliskim i planował zatrzymać się w hotelu, jednak spotkał się ze stanowczą odmową i wręcz nakazem, wedle którego miał zameldować się od razu, jak tylko skończy spotkanie z Kamskim. Markus nie krył przed sobą, że bardzo mu to schlebiało, dlatego kiedy dzwonił do drzwi, jego twarz zdobił szczery, choć nieco zbolały uśmiech. Grymas, jaki zagościł na twarzy stojącej w progu Kary, był całkowicie inny. Lekki, radosny, a jej niebieskie oczy niemal iskrzyły z ekscytacji, na widok przyjaciela. Złapała Markusa za nadgarstek, wciągnęła do środka i zanim android zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciła się mu na szyję, obejmując go mocno.

- Markus! Tak się cieszę, że jesteś. Już myślałam, że postawiłeś na swoim i poszedłeś do hotelu - powiedziała, odsuwając się nieco.

- No skąd. W życiu byś mi tego nie darowała, wolałem nie ryzykować - odparł, zdejmując z ramienia torbę. Kara skrzyżowała ręce na piersi, mierząc przyjaciela pobłażliwym wzrokiem.

- Mówisz tak, jakbyś nie wiedział, że nie potrafię się na ciebie gniewać. Ale zrobię to, jeśli dalej będziesz robił ze mnie potwora.

- Ja miałbym robić potwora z ciebie? Żartujesz chyba. - Zmusił się do promiennego uśmiechu. - Powiedz lepiej, czy trafiłem w twój gust.

RK200 wyciągnął w jej stronę rękę, w której trzymał jedną z toreb i kwiaty. Biorąc do ręki bukiet, blondynka zbliżyła do niego nos i wzięła głęboki wdech. Przymknęła oczy, czując słodki, delikatny zapach.  Zanim zerknęła do torby, zaprosiła gościa do salonu. Tam, wyciągnęła wazon i obejrzała go dokładnie, lekko otwierając usta. Podziwiała prezent przez dłuższą chwilę, ostrożnie obracając go w dłoniach, po czym podeszła do Markusa i pocałowała go w policzek.

- Bukiet jest wspaniały, a wazon przepiękny - powiedziała, kierując się w stronę kuchni. Tam, napełniła naczynie wodą, włożyła do niego kwiaty i postawiła na samym środku stojącej pod ścianą, niewielkiej komódki.

- Kamień z serca. - Rozejrzał się. - A gdzie jest moje ulubione maleństwo? Mam też coś dla niej.

- Alice i Luther są na spacerze, chcieli wykorzystać piękną pogodę. - Usiadła na kanapie obok Markusa, zwracając się przodem do niego. Chłopak aż za dobrze wiedział, na jakie tory zejdzie rozmowa, dlatego tym bardziej pożałował, że w domu nie ma Alice. Mała z pewnością nie odstąpiłaby go na krok, a przy niej, Kara nie poruszyłaby tematu, jaki cisnął jej się na usta, odkąd Markus przekroczył próg. - Powiesz mi, czego chciał od ciebie Kamski?

RK200 rozsiadł się wygodniej. Kara zrobiła to samo, bo znała chłopaka na tyle, że bez problemu wyczytała z jego twarzy, iż czeka ich dłuższa rozmowa. Markus jednak nie miał bladego pojęcia, jak ją zacząć, jak powiedzieć, że być może w Detroit znowu wybuchnie wojna. Nie mógł znaleźć słów, którymi mógłby poinformować przyjaciółkę, że wizja kolejnej ucieczki z miasta nie jest niemożliwa i że trzeba brać ją pod uwagę. Ostatnim, czego dla nich chciał, był ponowny strach o własne życie. Właśnie dlatego, w pełni świadomie ignorował ponaglające chrząknięcia Kary, starając się znaleźć jak najlepsze słowa, którymi mógłby opisać sytuację, w jakiej się znalazł. Ku jego rosnącej w zawrotnym tempie irytacji, jego umysł nie chciał podsuwać mu żadnych łagodnych określeń, którymi nie wpędziłby dziewczyny w panikę, a w najlepszym wypadku w stres. Po kolejnej minucie milczenia okazało się, że właśnie ono powodowało u Kary zaniepokojenie.

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz