16. Long live the king.

96 9 73
                                    

∆ Czwartek 10 listopada 2048

Simon wszedł do pokoju Markusa bez pukania. Dwukolorowe tęczówki wodziły za blondynem, a ich właściciel szukał w głowie jakiejś uszczypliwej uwagi, którą mógłby skomentować tę nagłą wizytę.

- Mam nadzieję, że to wejście smoka oznacza, że zaczynamy działać - mruknął, kiedy nic dobrego nie przyszło mu na myśl. - Jest późny wieczór. Jedenasty zbliża się nie dużymi, nie wielkimi, ale ogromnymi krokami, a my ciągle stoimy w miejscu. Chyba zaczynam wątpić w twoje intencje, wiesz?

PL600 gwałtownie obrócił się w jego stronę, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nie chciał, ale przede wszystkim nie mógł winić go za takie słowa. Przedstawił mu w końcu plan, który nie tylko był, delikatnie mówiąc, daleki od ideału, to jeszcze nie mógł się zabrać za jego realizację. Obawy Markusa były uzasadnione, a on musiał zrobić wszystko, żeby udowodnić mu, że go nie oszukiwał i był wobec niego szczery. To już nie była wyłącznie kwestia powstrzymania North przed wszczęciem wojny. Sprawa nabrała osobistego wymiaru i Simon za punkt honoru obrał sobie nie tylko przekonanie Markusa do siebie, ale przede wszystkim odzyskanie przyjaźni, którą tak fatalnie zniszczył.

- Domyślam się i nie mam ci tego za złe - odparł.

- Nie masz też wiele zapału do realizacji planu, który sam wymyśliłeś - zauważył, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. - Co ja mam sobie pomyśleć, Simon? Mówisz mi o swoim pomyśle na zakończenie tego szaleństwa, a później nie ruszasz nawet koniuszkiem palca, żeby zacząć działać. O co ci w ogóle chodzi? Czego chcesz, ale przede wszystkim, po czyjej jesteś stronie?

- Markus, uwierz mi, próbowałem! Naprawdę, próbowałem wykurzyć ją z biura, ale okopała się w nim i nie było opcji, żeby wyszła choćby na minutę! - Rozłożył ręce, marszcząc brwi w grymasie całkowitej desperacji. - Nie wiem, co się dzieje, ale nie napawa mnie to optymizmem.

RK200 prychnął i poderwał się na równe nogi, żeby rozpocząć nerwowe dreptanie od jednego końca pokoju, do drugiego.

- Jak mogłem być tak głupi i dać się w to wciągnąć? - zapytał retorycznie, obejmując dłońmi swoje skronie. - Wiedziałem, że na koniec i tak zostanę ze wszystkim sam. Dlaczego, do ciężkiej cholery, miałem cień nadziei, że będziesz w tym ze mną do końca? Kurwa, dlaczego?!

Krzyczący, a zwłaszcza przeklinający Markus nie był częstym widokiem. Simon był jednym z niewielu, którzy mogli tego doświadczyć, jednak nie czuł się z tego powodu najlepiej. Widząc androida tak rozedrganego, miał paskudne wrażenie, jakby na jego oczach rozpadał się jedyny, stabilny filar, jaki jeszcze był w stanie podtrzymać wszystko, co się wokół działo. Poczuł, jakby całe tyrium zaczęło z niego wyciekać, bo bez Markusa i jego niemal legendarnego spokoju, cały plan był skazany na porażkę. Sam nie mógł już powstrzymać North, dlatego musiał zrobić wszystko, żeby zapewnić go o swoim zaangażowaniu i zagrzać do dalszej walki. Tym bardziej, że cel był już na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko odpowiednio rozegrać te ostatnie sceny, a później spuścić kurtynę i zostawić to przedstawienie za sobą. A najlepiej, całkowicie o nim zapomnieć.

- Jestem i będę z tobą - zapewnił z mocą, łapiąc zdecydowanym ruchem ramiona RK200. - Nigdy nie chciałem, żebyś odwalił za mnie całą robotę, tylko, żebyś mi w niej pomógł. Co mogę poradzić na to, że tylko w tobie widzę nadzieję na ukrócenie bestialstwa, jakie szerzy North? - Patrzył mu prosto w oczy, a błękitne tęczówki aż iskrzyły od zbierających się w nich powoli łez. - Błagam, doprowadźmy to do końca. Przysięgam, że po tym już nigdy mnie nie zobaczysz. Bez względu na wszystko, nie naruszę więcej twojego spokoju, a ty będziesz mógł zapomnieć, że w ogóle istniałem.

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz