∆ Piątek 4 listopada 2048
Markusowi coraz gorzej szło ukrywanie stresu. Mimo, że starał się grać przed Alice spokojnego i opanowanego, dziewczynka była świadoma, jak silne emocje nim targają. Była zła, że dorośli nie chcieli grać z nią w otwarte karty, a zamiast tego, nieustannie kręcili i wmawiali jej, że nic złego się nie dzieje. Mała androidka zaczynała mieć dość traktowania, jakim raczyli ją nie tylko rodzice, ale również ukochany wujek, któremu tak bardzo chciała jakoś pomóc.
Dlatego, kiedy po powrocie do domu, Markus zamknął się w swoim pokoju, Alice postanowiła poważnie porozmawiać z Karą. Zeszła na parter, ściskając mocno swojego pluszowego królika i skierowała się prosto do byłej pralni, gdzie AX400 pielęgnowała rośliny. Była tak zajęta delikatnym odrywaniem uschniętych listków, że nie zauważyła stojącej w progu córki, mającej na buzi bojowy grymas.
- Mamo, mogę cię prosić do salonu?
Blondynka obróciła się niemal tanecznym krokiem, jednak kiedy zauważyła minę Alice, która wręcz komicznie kontrastowała z jej uroczym głosikiem, sama spoważniała. Wyrzuciła trzymane w dłoni liście do kosza, strząsnęła ze swetra drobne okruszki ziemi i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, YK500 szła już ciężkim krokiem w głąb domu, przez co dwa wysoko upięte kucyki, podskakiwały energicznie. Kara ruszyła za nią, doskonale wiedząc, czego będzie dotyczyła rozmowa. Nie chciała zbywać córki coraz to nowymi wymówkami z dwóch powodów. Po pierwsze, Alice była zbyt inteligentna na takie numery. Jak radar odbierała złą energię z jaką musiał mierzyć się Markus, więc doskonale wiedziała, że wujek się czymś martwi. Po drugie, Kara nie chciała, żeby mała czuła się odtrącona. Ciągłe unikanie tematu i kłamstwa, prędzej czy później by do tego doprowadziły, dlatego kobieta postanowiła odkryć przed nią rąbek tajemnicy, jednocześnie nie informując jej o widmie wojny, które coraz silniej zakorzeniało się w umysłach dorosłej części mieszkańców.
- Słucham. O czym chcesz rozmawiać?
- O wujku - odparła bez zastanowienia. - Wiem, że dzieje się coś niedobrego, wszyscy jesteście beznadziejnymi aktorami.
Pretensja w jej głosie była ogromna. Większa, niż Kara mogłaby sobie wyobrazić. Oglądając zatroskaną twarz dziecka, skarciła w myślach samą siebie. Każdy chciał dla niej jak najlepiej, jednak najwidoczniej lepszym rozwiązaniem było rozsądne dawkowanie jej informacji, zamiast uskuteczniania dziwacznych konspiracji i prób wciśnięcia jej nieprawdy. Niestety, każdy jest mądry dopiero po szkodzie, a skoro mała sama wyszła z propozycją prawdziwej, poważnej rozmowy, to oznaczało, że jej cierpliwość zaczynała się kończyć.
- Masz rację, słonko - przyznała z westchnieniem. - Wujek ma jakiś problem i sam nie do końca wie, jak sobie z nim poradzić. Bardzo dużo o tym myśli i przez to bywa taki przybity.
- Dlaczego wszyscy wmawialiście mi, że nie mam się czym martwić, a kiedy mówiłam, że nie jestem ślepa, zwalaliście całą winę na przewrażliwienie?
Brązowe oczy były pełne wyrzutu, co nie ułatwiało Karze spokojnego kontynuowania dyskusji. Chciałaby mocno przytulić córkę i po raz kolejny poprosić ją, żeby nie zawracała sobie tym głowy, ale to nie było już żadne rozwiązanie. Teraz, musiała dobrze rozegrać sytuację, żeby Alice czuła się wtajemniczona, nie mając przy tym świadomości, że lada dzień może wybuchnąć konflikt, który kolejny raz zmusi ją do ucieczki z miasta. Odpowiedni dobór słów, był tu zatem kluczowy.
- Oj Alice, dobrze wiesz, jaki on jest... Nie chce obarczać swoimi zmartwieniami nikogo, zwłaszcza ciebie.
Mała mocniej przytuliła maskotkę.
- Pozwolić sobie pomóc, to żadne obarczanie - zauważyła. - Zawsze powtarzasz mi, że kiedy ma się problem, trzeba szukać pomocy, bo duszenie tego w sobie jest najgorszym wyjściem. - Zwinęła usta w linijkę, intensywnie się nad czymś zastanawiając. - Może trzeba mu powiedzieć, że nie musi sam się z tym męczyć.
CZYTASZ
Shades of fear ∆ D:BH fanfiction
FanfictionKiedy bitwa, dzięki której lud androidów zdobył upragnioną wolność skończyła się, wielu zauważyło, że ten, który zapoczątkował cały bunt, rozpłynął się w powietrzu. Markus zniknął, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Dekadę po tym wydarz...