10. Will you join me?

77 10 43
                                    

∆ Niedziela 6 listopada 2048

Kara siała nasiona pomidorów do niewielkich doniczek, zastanawiając się nad sytuacją, jaką nakreślił jej przed sekundą Markus. Chciała dać mu jak najlepszą radę, a im bardzie wysilała swój umysł, tym mniej pomysłów się w nim pojawiało. Każdy wybór, bez względu czego dotyczy, ciągnie za sobą plusy i minusy. Nie inaczej było w tym przypadku, dlatego kluczowe było wybranie opcji, która miała możliwie jak najmniej wad. Androidka nie dziwiła się, że podjęcie decyzji było dla przyjaciela tak ciężkie. W grę wchodziło w końcu bezpieczeństwo jego, ale też innych zamieszanych w to osób. North była nieobliczalna, dlatego wszystko musiało dziać się dyskretnie z udziałem jak najmniejszej liczby wtajemniczonych. Z drugiej strony, wsparcie, zwłaszcza w osobie policjanta, mogło okazać się bardzo przydatne, lub wręcz niezbędne.

Blondynka westchnęła głęboko, przygotowując na blacie ostatnią partię doniczek.

- A co na to Simon i Kamski? - zapytała, rozrywając papierowe opakowanie z nasionami. - Rozmawiałeś z nimi o Connorze?

- Elijah sam zaproponował mi, żebym przemyślał wprowadzenie go w sprawę, a Simon jest prawdopodobnie tak samo rozdarty, jak ja.

- Wiem, że nie ma wielu osób na świecie, którym ufasz, ale coś mi mówi, że warto dodać do tej krótkiej listy Connora - powiedziała, przenosząc na moment wzrok na Markusa. - Nie chce mi się wierzyć, że osoba, która czuje wobec ciebie tak ogromną wdzięczność, mogłaby chcieć ci zaszkodzić, albo zacząć działać wbrew ustaleniom. Dzięki tobie stał się wolny i prawdziwie żywy, bo utwierdziłeś go w przekonaniu, że jest do tego zdolny, dlatego sądzę, że będzie chciał się odwdzięczyć i mimo, że to zabrzmi wrednie, to uważam, że powinieneś tę chęć rewanżu wykorzystać.

- Fakt, nie zabrzmiało to najlepiej - stwierdził, wywołując u Kary ciche, zniecierpliwione westchnienie.

- Oj, daj spokój. - Machnęła ręką, strącając z rękawicy grudki wilgotnej ziemi. Android w ostatniej chwili odsunął się w bok, dzięki czemu jasne ubrania, które miał na sobie, pozostały nienaruszone. - Z resztą, gdyby się nad tym zastanowić, to wcale nie jest wykorzystywanie, tylko szukanie pomocy w trudnej sytuacji.

RK200 parsknął pod nosem, uśmiechając się lekko.

- Jesteś mistrzynią w usprawiedliwianiu. Jeżeli kiedykolwiek będę potrzebował ubrać jakiś swój niezbyt szlachetny pomysł w płaszczyk wyższego celu, zwrócę się prosto do ciebie.

- Ale co ty opowiadasz, przecież to jest wyższy cel! - rzuciła z oburzeniem. - Connor na pewno doceni to, że stanie się częścią operacji ratującej Detroit przed wojną. A jeżeli jeszcze raz powiesz, że dobrze idzie mi usprawiedliwianie szemranych pomysłów, to chyba zacznę poważnie zastanawiać się nad naszą przyjaźnią.

Zachowanie powagi przy wypowiadaniu ostatniego zdania szło androidce równie dobrze, co Markusowi obdarzanie zaufaniem każdej, napotkanej na swojej drodze osoby. Dlatego, po krótkiej chwili wpatrywania się w siebie w milczeniu, oba androidy wybuchnęły śmiechem.

- Może gdybym cię nie znał, to uwierzyłbym - powiedział z rozbawieniem. Położył dłonie na ramionach Kary i zacisnął na nich palce. - Ale wiesz co? Chyba mnie przekonałaś. Spróbuję zapytać go, czy mógłbym liczyć na jego wparcie i dyskrecję. Jeżeli sytuacja rozwinęłaby się nie po naszej myśli, to Connor może okazać się naszym asem w rękawie.

- Nie sądzę, żebyś miał kiedykolwiek żałować tej decyzji - odparła z uśmiechem.

- Obyś miała rację. Obyście wszyscy mieli rację.

- Przekonasz się, że mamy. Nie przyjaźnisz się w końcu z bandą idiotów. - Mrugnęła do niego. - Wiesz, w sumie szkoda, że Connor nie jest człowiekiem. Gdyby nim był, moglibyśmy dać mu, kiedy będzie już po wszystkim, trochę świeżych, pysznych warzyw w ramach podziękowania za pomoc. No chyba, że lubi kwiaty. Wtedy, znalazłoby się coś dla niego.

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz