♣︎8♣︎

1.2K 55 12
                                    

Ciemnowłosa kobieta zdecydowanie wyróżniała się na tle jasnego pomieszczenia. Teraz już nie kucała przed Anią. Stojąc wyprostowana, przypominała smukłą świecę, oblaną jakby smolistym woskiem. Stanowiła niemal idealny kontrast; ubrana w obcisłą, atramentową sukienkę do ziemi, wyglądała niemal jak element od innego kompletu. Nie pasowała do tego mieszkania. Była zbyt... chłodna.

Spojrzała w jego stronę, a po plecach Willa natychmiast przeszedł zimny dreszcz. Ta kobieta miała w sobie coś niepokojącego. Niby jej twarz wyglądała przyjaźnie, na ustach rozciągał się lekki uśmiech, ale sprawiała jakieś dziwne wrażenie. Jej oczy były jakby... nieobecne.

– Dobrze, że już jesteś – powiedziała do Willa jakimś dziwnym tonem, który strasznie dziwnie, gdy porównywało się go z jej wyrazem twarzy. – Czekałam na ciebie.

Will przełknął ślinę i starał się ignorować narastający uścisk w okolicach żołądka. Czuł się nieswojo, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Ania mówiła mu, że jej mamusia maluje ludzi. Jednak jeśli miałby ją osądzać, wyglądała, jakby raczej ich mordowała. Aż cały się spiął na tę myśl.

Ogarnij swoją paranoję, Will, pomyślał chłopak.

Babki, które pomogły  mu z opatrzeniem ran przecież nie były agresywne. To było chore, że widząc osobę, której oczy były nieco inne, które nie były zwyczajne, zaczynał panikować.

Jednak nic nie mógł poradzić na to, że ból w klatce piersiowej narastał, a nogi niekontrolowanie drżały. Podświadomie wyczekiwał najgorszego, mózg podsuwał mu pod powieki wyraz twarzy Wiktora. Jego uśmiech, te rozszerzone źrenice, lekkie bruzdy, jakie pojawiały się na jego twarzy, gdy wykrzywiał ją ten potwory uśmiech. Wydawało mu się, że czuje dłonie wychowawcy muskające skórę na jego łydkach. Wdarły się pod dresowe spodnie, przesuwały się coraz wyżej.

Przestań....

Ugniatał jego skórę palcami, wbijał paznokcie. Poczuł nawet jego usta; zasysały jego skórę, zostawiając mokre i obrzydliwe ślady, które paliły go dużo bardziej niż rany, w które wychowawca wcześniej wcierał sól. Uszy przypomniały sobie wrzask, jaki z siebie wydawał, gdy Wiktor brutalnie ściągnął z niego bokserki, dobierając się do skóry, która nigdy nie zaznała czegoś tak strasznego.

Przestań!

Skóra przypomniała sobie, jak mocno Wiktor trzymał jego biodra, paznokcie wdzierające się w niego za każdym razem, gdy tylko usiłował się wyrwać. Po udach obficie płynęła krew, ale Wiktor nadal go dotykał i dotykał, i dotykał... Krzyki jeszcze bardziej podniecały Wiktora.  Malował paznokciami wzory na jego pośladkach; za farbę służyła mu krew. Potem rozszerzył jego nogi, palce zacisnęły się jeszcze mocniej, wyryte bruzdy stały się jeszcze głębsze, bo Will wyrywał się i wyrywał... nie mógł znieść ani chwili więcej. Zdarł gardło już dawno temu, każdy kolejny krzyk wiązał się z bólem, ale nie był w stanie zatrzymać kolejnego wrzasku.

 Wiktor przekroczył już wszelkie granice. Zaszedł już tak daleko, że Will przestał godzić się z myślą, że wszystko przeminie, że on w ogóle przestanie go krzywdzić, że jeszcze kiedykolwiek będzie dobrze. Nie będzie dobrze. Ból nigdy nie ustanie. Te myśli wryły się głęboko w jego świadomość. Jesteś słaby. Żałosny. To twoja wina, obrzydliwy śmieciu.

Chłopak wyrywał się, ignorując ból po paznokciach. Bruzdy nie wydawały się takie straszne, gdy Wiktor używał różnych przedmiotów by rozrywać go od środka. To twoja wina! Łzy zostawiały za sobą czysty ślad, gdy spływały jak wodospady po jego twarzy. Ściskał dłonie w pięści, ale nie potrafił skupić się na tym bólu. Czuł tylko ten rodzący się pomiędzy jego nogami i był on tak silny, że przysłaniał wszystko inne. Nic by się nie zdarzyło, gdybyś nie był taki głupi! Spomiędzy ud wypłynęło jeszcze więcej krwi, jeśli było to w ogóle możliwe. Skóra piekła go potwornie, gdy Wiktor lizał ją i podgryzał. Wyrywał się, chociaż wiedział, że nie ma żadnych szans. Nie potrafił już tego więcej znosić.

Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz